- Och, mniejsza z tym!- westchnął Czarny Baron, kładąc rękę na ramieniu Johanna i uśmiechając się dumnie- Jeżeli bowiem wciąż szanowny pan ma dylemat, czy wpuścić nas bez zbędnych formalności, to spytać się muszę, czy w razie zakazu wstępu mógłby pan posłać gońca do arcykapłana Teitzerga... Na twarzy młodego odmalowało się zdziwienie- o kim jak o kim, ale o jednym z najwyższych kapłanów coraz to popularniejszego kultu Dębowego Ojca (który to wierzył w to, iż ich bóg to istota zamknięta w potężnym, pradawnym dębie i, wbrew pozorom, nie była to religia w sam raz dla miłośników natury- każdy jej wyznawca bowiem wyczekiwał chwili, gdy szlag trafi drzewo i ich duchowy Ojciec wydostanie się na świat, by znów zaprowadzić porządek i miłość wśród istot wszelkiej rasy) każdy w tym mieście słyszał. A mówienie o tym wiecznie zirytowanym mężczyźnie jako o swoim znajomym świadczyło o pozycji człowieka... - No, proszę się nie dziwić... Nigdy nie był pan w świątyni zaraz obok portu? Tak, tak, mówię o tej ogromnej, ceglanej budowli pokrytej dla niepoznaki płytami marmuru... Nad wejściem wisi zaś szabla, w połowie ułamana szabla. Pamięta pan, jakież to imię się na niej znajduje? Sam Baron doskonale pamiętał tą przygodę- niektórzy jego przyjaciele twierdzą nawet, iż nigdy nie był tak blisko śmierci. Ale cóż, jeżeli w poszukiwaniu zaginionego reliktu z owej świątyni udał się nieomal na sam świata kraniec, czując na sobie gorąc bijący od wrót otchłani... Mało kto potrafi powrócić z takiej wyprawy. - Calistan de Carque.- odpowiedział po chwili, widząc całkowitą niewiedzę na twarzy strażnika- Miło mi poznać. To co, odsuwa się pan czy wysyła gońca?
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |