Uwaga Burkharda była wciąż skupiona na Zygfrydzie. Wiedział, iż młodzieniec jest najsilniejszym z rycerzy, jakich w życiu swym widział, wiedział jednak także- jako niemal jedyny- o paru uchybieniach w walce jego. Toteż musiał stwierdzić, iż w walce z Kordem miałby spore szanse, lecz ze względu na zdolności obu wojów walka byłaby w pełni sprawiedliwa. A to słowo było krzyżakowi bardziej straszne niźli wszelakie herezje świata... - I ja zabiorę głos, jako przedstawiciel Wielkiego Mistrza, Wielki Marszałek, w którego rękach leży decydowanie o losie jego wojowników czy to w trakcie wojny, czy podczas pokoju. Orzec muszę, iż zezwalam Zygfrydowi von Truttcheweitz na przystąpienie do pojedynku w obronie honoru swego i Zakonu. Muszę jednak dodać, iż musi być to pojedynek na zasadach rycerskich, a wszelkie w nich uchybienie każe traktować nam oponenta jako chłopa, który swego pana zaatakował, czyli zamordować jak psa.- przez chwilę pełen jadu uśmiech pojawił się na twarzy marszałka- Jak mniemam osoba tak poważana, choć przeze mnie nigdy w walce o Ziemię Świętą nie spotkana, jak Kord Griszko nie będzie miał problemów z przestrzeganiem tego, czego obowiązał się trzymać nim jeszcze wdział na siebie tą całkiem porządną, acz całkowicie niezgodną z trendami płatnerstwa, zbroję.- uśmiechnął się jeszcze raz i powolnym krokiem zbliżył się do bratanka. - Tak jak w Gnieźnie, po naszym przybyciu. Dokładnie tak samo...- wyszeptał dyskretnie do jego ucha. Co miały znaczyć te słowa wiedziała chyba tylko dwójka Krzyżaków.
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |