Powoli wycofywał się. Jego wzrok przeskakiwał z szermierzy na wojowniczkę i z powrotem. Dreszcze stroszyły mu falami futro na ciele.
Spokojne brzmienie słów strzelca łagodziło nieco nerwy. Nie czuł od niego wyraźnej adrenaliny i choć obie kobiety kipiały emocjami, Ran czuł że zagrożenie uchodzi. Cofał się szybko, nie przestając celować w szermierzy shivianą, ale z każdym krokiem obronny grymas ustępował z jego twarzy.
Gdy tylko ściany domów zasłoniły obie potężne istoty, wrzucił miecz do pochwy, obrócił się gwałtownie i zaczął dyszeć. Oczy niemal wyszły z orbit a pięści zacisnął tak mocno, ze mimo wsuniętych pazurów krew lekko zwilżyła skórę. Perspektywa nadchodzącej... walki... napełniła go euforią. Czuł jak każda cząstka jego ciała pulsuje od niezaspokojonej żądzy walki. Radość z przetrwania walczyła dziwnym rozczarowaniem... smutkiem.
Więc to jeszcze nie był –ten- czas... Szkoda... To byłaby taka godna śmierć... dobra śmierć... Cóż, na śmierć jeszcze przyjdzie pora! Narazie czekają na niego obowiązki. Wiele istnień będzie zależeć od jego skoncentrowania, sprawności i obecności. Tak... na tym trzeba się skupić...
Odwrócił się gwałtownie do kobiety.
- Nigdy więcej mnie nie potrącaj! – wysyczał, ukazując kły i cofając się o krok. Głupie babsko. Wywoływało w nim agresję, jakby nie dość na dziś wrażeń...
__________________ "To bez znaczenia, czy wygrasz, czy przegrasz, tak długo jak będzie to WYGLĄDAŁO naprawde fajnie"- Kpt. Scundrel. OotS |