| Kamisori Yoake Shiro, Twierdza Ostrza Blasku; łaźnia; godzina Hida, koniec miesiąca Onnotangu; wiosna rok 1114. - Więc ruszajmy. Jeśli dziś nas nie przyjmie to poinformujemy służbę, że jutro rano się pojawimy. - Manji odczekał chwilę aż Krab zdecyduje. - Czy ty Fukurou-san również idziesz z nami czy też masz inne plany. Jutro rano wyruszamy, a noc spędzimy pod gołym niebem, wszyscy powinniśmy wypocząć. Dobrej nocy Mirumoto Fukurou-san. - Iye Manji-san...Nie sądzę by Kuni Satsumata-san potrzebował nas wszystkich. Ufam że przekażesz nam wszystkim lub tylko mnie, jeśli Akito-san zdecyduje się ci towarzyszyć. W każdym razie ufam, że przekażesz nam wiernie słowa Kuni-san. Ja zaś udam się już na spoczynek. Niestety Smoki nie są obdarzone legendarną wytrzymałością Krabów.-odparł Fukurou.- Zresztą, ten podarunek. To może być coś osobistego.
Częśc drogi do kwatery Smoka pokrywała się z drogą do kwatery Kuni Satsumaty, więc bushi szli razem. - Jest piękna noc Akito-san, idealna na spacer przed snem. Właściwie to wątpię aby Kuni-san nas przyjął, choć nigdy nic nie wiadomo - rzekł Skorpion. - Mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości znajdziemy czas na trening bokenami, bardzo chciałbym z Tobą poćwiczyć.
Fukurou zastanawiał się nad motywem tego postępowania. "Walcząc z innymi, tak naprawdę walczysz ze swoją słabością."- przypomniał sobie jedną z maksym, którą kiedyś usłyszał od dziadka. Jakąż to słabość tak usilnie próbuje zwalczyć Skorpion? Jakoś nie pamiętał, by Manji zdradził kiedykolwiek nawet pozorny powód przebywania w krainie Kraba. - Pamiętasz naszą walkę z Zaberu. Walczyliśmy wtedy obok siebie, chciałbym abyśmy, gdy zajdzie taka potrzeba, raz jeszcze stali ramię w ramię, byłbym zaszczycony.- Manji musiał wysoko zadzierać głowę, a z daleka obaj samurajowie wyglądali jak dorosły z dzieckiem. - Tu nasze drogi się rozchodzą, przynajmniej do jutra. Oby Pan Księżyc oświetlił jasnym blaskiem wasze sny.- rzekł Fukurou formułkę pożegnalną i skłonił się lekko. Po czym udał do swej kwatery. Tam gdzie lęki i pragnienia krzyżują swe ścieżki, Kraina Snów
Bezkresna równina oblana księżycowym blaskiem...Stepy porosłe trzciną. I ona.. Pędziła na Tajfunie, czarnym jak noc rumaku. Jej oczy lśniły blaskiem piorunów, ruchy były pełne dzikiej gracji. Nieodrodna córka rodziny Shinjo. Jej nagość okrywały czarne jak noc włosy, o wiele dłuższe niż Fukurou zapamiętał. Oplatały jej smukłe ciało na kształt to zbroi, to kimona. Wyglądała jak córka Osano-Wo, dzika, porywcza , piękna i nieujarzmiona, jak burza.
Gnała poprzez stepy niczym wiatr...A Fukurou za nią... biegł na własnych nogach. Wiedział, że nie jest w stanie jej dogonić...I to napełniało jego serce rozpaczą. - Znowu potrzebujesz mej opieki Fukurou-kun i ja ci jej znów udzielę.- Młody Smok usłyszał ironiczny głos Togashi Gaijutsu-sama i poczuł jak jego kimono pęka na plecach pod naporem jakiejś siły. Skrzydła! Sowie skrzydła wyrosły Smokowi z pleców, pióra pokryły ramiona , a dłonie zmieniły się w pokryte łuską szponiaste łapy. Ale to nie miało znaczenie. Kilka zamachów skrzydłami i Fukurou wzbił się w powietrze. Uniósł na podmuchach wiatru i ruszył w kierunku niej. Śmigły był rumak samurai-ko, ale skrzydła Fukurou śmiglejsze. Przeciął jej drogę unosząc się w powietrzu... Wściekłość wykrzywiła twarz samurai-ko na widok Fukurou. Chwyciła promień księżycowego światła, które pod dotykiem jej dłoni zmieniło się w srebrzystą katanę. W odbiciu jej Fukurou ujrzał swoją twarz, nieludzkie oblicze sowo-kenku w które się zmienił. - Nie Kasumi-san, to ja, Fukurou! -Krzyknął Smok, instynktownie wyciągając katanę i wakizashi. Ostrza zaiskrzyły się przy zderzeniu. A Shinjo Kasumi rzekła z pogardą.- Tym bardziej zasługujesz na śmierć!
I uderzyła ponownie, a Fukurou nawet nie drgnął, porażony pogardą w tonie głosu. Padł przecięty na pół. Ostatnie co zobaczył, to wielkiego węża komentującego walkę głosem dziadka -... jesteś zbyt roztrzepany i zbyt niecierpliwy mój wnuku. Kamisori Yoake Shiro, Twierdza Ostrza Blasku; kwatera Fukurou; ranek następnego dnia, koniec miesiąca Onnotangu; wiosna rok 1114.
Smok obudził się spocony, jego oddech był płytki, przerywany. Fukurou ubrła się i podszedł do stojaka z bronią. Potrzebował czegoś by zająć myśli, oddzielić swój umysł od koszmaru sennego. Spojrzenie Smoka trafiło na kamienną tsubę. Fukurou rozłożył no-dachi i wymienił tsubę na nową, kamienną...Miał co prawda w planach ćwiczenia z daisho, ale chciał sprawdzić jak nowa tsuba wpłynie na oręż. Zabrawszy no-dachi zszedł do dojo. Wysunął oręż pochwy i błyskawicznie zaatakował. Ciemne jak noc ostrze przeciekło z świstem powietrze, Fukurou lekko się zachwiał. "Miałem rację, środek ciężkości uległ przesunięciu."- pomyślał Fukurou. Wyrównał oddech przymknął oczy i ponownie uderzył no-dachi. Z każdym ruchem ciosy Smoka stawały się coraz bardziej pewne, kata coraz bardziej skomplikowane...W myślach Fukurou wycinał w pień hordę goblinów. No-dachi uderzało płynnie i szybko, całkowicie podległe dzierżącej go dłoni. Wreszcie Fukurou oparł się na ciężkim mieczu, oddychając szybko, zmęczony ćwiczeniami.
Posiłek , szybka łaźnia, stały się kolejnymi celami Smoka. A gdy upłynął ich czas, sen stał się tylko kolejnym niechcianym i na wpół zapomnianym wspomnieniem. Przy okazji posiłku Fukurou zajął się tez poleceniami dotyczącymi przygotowania odpowiednich zapasów na drogę. W Shinomem Mori niełatwo będzie o jedzenie.
Gdy uznał że wszelkie ogólne przygotowania są gotowe, udał się do swej kwatery. Ostrożnie założył swoją zbroję, wetknął wakizashi i katanę za obi, po czym włożył no-dashi za obi z tyłu, tak że rękojeść wystawała z prawej strony. Dzięki temu. Mógł bez problemu sięgnąć po każdy z tych mieczy. Aczkolwiek wyciągniecie no-dashi, zajęło by nieco więcej czasu. Potem wziął łuk yumi, typowy bez żadnych zdobień i kołczan również niczym nie wyróżniający się, a pełen strzał do przebijania pancerzy. Kiedyś miał o wiele ładniejszy kołczan zdobiony monami Skorpiona, ale "zgubił" go w drodze na mur Kaiu.
Fukurou spojrzał na łuk yumi. Wiedział, że jest dobrym łucznikiem, i że gdyby się przyłożył byłby naprawdę świetnym łucznikiem...Ale był Mirumoto, a założyciel rodu powiedział kiedyś "Łuk to groźna broń...dopóty groźna, dopóki są strzały w kołczanie " .Fukurou więc, choć regularnie ćwiczył strzelanie z łuku, to robił to bez wielkiego entuzjazmu i rzadko stosował ten oręż w walce z żywym przeciwnikiem. Niemniej przy wyprawie do Shinomem Mori łuk mógłby być kluczowym atutem w podczas walki. A mając wsparcie jedynie kilku samurajów, każda przewaga nad wrogiem liczyła się podwójnie.
Przygotowany do drogi, zabrał swój pakunek z innym rzeczami i drobiazgami i skierował swe kroki na miejsce zbiórki.
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
Ostatnio edytowane przez abishai : 23-11-2007 o 10:38.
|