Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-11-2007, 20:02   #102
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Kamisori Yoake Shiro, Twierdza Ostrza Blasku; łaźnia; godzina Hida, koniec miesiąca Onnotangu; wiosna rok 1114.

- Więc ruszajmy. Jeśli dziś nas nie przyjmie to poinformujemy służbę, że jutro rano się pojawimy. - Manji odczekał chwilę aż Krab zdecyduje.
- Czy ty Fukurou-san również idziesz z nami czy też masz inne plany. Jutro rano wyruszamy, a noc spędzimy pod gołym niebem, wszyscy powinniśmy wypocząć. Dobrej nocy Mirumoto Fukurou-san.
- Iye Manji-san...Nie sądzę by Kuni Satsumata-san potrzebował nas wszystkich. Ufam że przekażesz nam wszystkim lub tylko mnie, jeśli Akito-san zdecyduje się ci towarzyszyć. W każdym razie ufam, że przekażesz nam wiernie słowa Kuni-san. Ja zaś udam się już na spoczynek. Niestety Smoki nie są obdarzone legendarną wytrzymałością Krabów.-odparł Fukurou.- Zresztą, ten podarunek. To może być coś osobistego.
Częśc drogi do kwatery Smoka pokrywała się z drogą do kwatery Kuni Satsumaty, więc bushi szli razem.
- Jest piękna noc Akito-san, idealna na spacer przed snem. Właściwie to wątpię aby Kuni-san nas przyjął, choć nigdy nic nie wiadomo - rzekł Skorpion. - Mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości znajdziemy czas na trening bokenami, bardzo chciałbym z Tobą poćwiczyć.
Fukurou zastanawiał się nad motywem tego postępowania. "Walcząc z innymi, tak naprawdę walczysz ze swoją słabością."- przypomniał sobie jedną z maksym, którą kiedyś usłyszał od dziadka. Jakąż to słabość tak usilnie próbuje zwalczyć Skorpion? Jakoś nie pamiętał, by Manji zdradził kiedykolwiek nawet pozorny powód przebywania w krainie Kraba.
- Pamiętasz naszą walkę z Zaberu. Walczyliśmy wtedy obok siebie, chciałbym abyśmy, gdy zajdzie taka potrzeba, raz jeszcze stali ramię w ramię, byłbym zaszczycony.- Manji musiał wysoko zadzierać głowę, a z daleka obaj samurajowie wyglądali jak dorosły z dzieckiem.
- Tu nasze drogi się rozchodzą, przynajmniej do jutra. Oby Pan Księżyc oświetlił jasnym blaskiem wasze sny.- rzekł Fukurou formułkę pożegnalną i skłonił się lekko. Po czym udał do swej kwatery.

Tam gdzie lęki i pragnienia krzyżują swe ścieżki, Kraina Snów

Bezkresna równina oblana księżycowym blaskiem...Stepy porosłe trzciną. I ona.. Pędziła na Tajfunie, czarnym jak noc rumaku. Jej oczy lśniły blaskiem piorunów, ruchy były pełne dzikiej gracji. Nieodrodna córka rodziny Shinjo. Jej nagość okrywały czarne jak noc włosy, o wiele dłuższe niż Fukurou zapamiętał. Oplatały jej smukłe ciało na kształt to zbroi, to kimona. Wyglądała jak córka Osano-Wo, dzika, porywcza , piękna i nieujarzmiona, jak burza.
Gnała poprzez stepy niczym wiatr...A Fukurou za nią... biegł na własnych nogach. Wiedział, że nie jest w stanie jej dogonić...I to napełniało jego serce rozpaczą.
- Znowu potrzebujesz mej opieki Fukurou-kun i ja ci jej znów udzielę.- Młody Smok usłyszał ironiczny głos Togashi Gaijutsu-sama i poczuł jak jego kimono pęka na plecach pod naporem jakiejś siły. Skrzydła! Sowie skrzydła wyrosły Smokowi z pleców, pióra pokryły ramiona , a dłonie zmieniły się w pokryte łuską szponiaste łapy. Ale to nie miało znaczenie. Kilka zamachów skrzydłami i Fukurou wzbił się w powietrze. Uniósł na podmuchach wiatru i ruszył w kierunku niej. Śmigły był rumak samurai-ko, ale skrzydła Fukurou śmiglejsze. Przeciął jej drogę unosząc się w powietrzu... Wściekłość wykrzywiła twarz samurai-ko na widok Fukurou. Chwyciła promień księżycowego światła, które pod dotykiem jej dłoni zmieniło się w srebrzystą katanę. W odbiciu jej Fukurou ujrzał swoją twarz, nieludzkie oblicze sowo-kenku w które się zmienił.
- Nie Kasumi-san, to ja, Fukurou! -Krzyknął Smok, instynktownie wyciągając katanę i wakizashi. Ostrza zaiskrzyły się przy zderzeniu. A Shinjo Kasumi rzekła z pogardą.- Tym bardziej zasługujesz na śmierć!
I uderzyła ponownie, a Fukurou nawet nie drgnął, porażony pogardą w tonie głosu. Padł przecięty na pół. Ostatnie co zobaczył, to wielkiego węża komentującego walkę głosem dziadka -... jesteś zbyt roztrzepany i zbyt niecierpliwy mój wnuku.

Kamisori Yoake Shiro, Twierdza Ostrza Blasku; kwatera Fukurou; ranek następnego dnia, koniec miesiąca Onnotangu; wiosna rok 1114.

Smok obudził się spocony, jego oddech był płytki, przerywany. Fukurou ubrła się i podszedł do stojaka z bronią. Potrzebował czegoś by zająć myśli, oddzielić swój umysł od koszmaru sennego. Spojrzenie Smoka trafiło na kamienną tsubę. Fukurou rozłożył no-dachi i wymienił tsubę na nową, kamienną...Miał co prawda w planach ćwiczenia z daisho, ale chciał sprawdzić jak nowa tsuba wpłynie na oręż. Zabrawszy no-dachi zszedł do dojo. Wysunął oręż pochwy i błyskawicznie zaatakował. Ciemne jak noc ostrze przeciekło z świstem powietrze, Fukurou lekko się zachwiał.
"Miałem rację, środek ciężkości uległ przesunięciu."- pomyślał Fukurou. Wyrównał oddech przymknął oczy i ponownie uderzył no-dachi. Z każdym ruchem ciosy Smoka stawały się coraz bardziej pewne, kata coraz bardziej skomplikowane...W myślach Fukurou wycinał w pień hordę goblinów. No-dachi uderzało płynnie i szybko, całkowicie podległe dzierżącej go dłoni. Wreszcie Fukurou oparł się na ciężkim mieczu, oddychając szybko, zmęczony ćwiczeniami.
Posiłek , szybka łaźnia, stały się kolejnymi celami Smoka. A gdy upłynął ich czas, sen stał się tylko kolejnym niechcianym i na wpół zapomnianym wspomnieniem. Przy okazji posiłku Fukurou zajął się tez poleceniami dotyczącymi przygotowania odpowiednich zapasów na drogę. W Shinomem Mori niełatwo będzie o jedzenie.
Gdy uznał że wszelkie ogólne przygotowania są gotowe, udał się do swej kwatery. Ostrożnie założył swoją zbroję, wetknął wakizashi i katanę za obi, po czym włożył no-dashi za obi z tyłu, tak że rękojeść wystawała z prawej strony. Dzięki temu. Mógł bez problemu sięgnąć po każdy z tych mieczy. Aczkolwiek wyciągniecie no-dashi, zajęło by nieco więcej czasu. Potem wziął łuk yumi, typowy bez żadnych zdobień i kołczan również niczym nie wyróżniający się, a pełen strzał do przebijania pancerzy. Kiedyś miał o wiele ładniejszy kołczan zdobiony monami Skorpiona, ale "zgubił" go w drodze na mur Kaiu.
Fukurou spojrzał na łuk yumi. Wiedział, że jest dobrym łucznikiem, i że gdyby się przyłożył byłby naprawdę świetnym łucznikiem...Ale był Mirumoto, a założyciel rodu powiedział kiedyś "Łuk to groźna broń...dopóty groźna, dopóki są strzały w kołczanie " .Fukurou więc, choć regularnie ćwiczył strzelanie z łuku, to robił to bez wielkiego entuzjazmu i rzadko stosował ten oręż w walce z żywym przeciwnikiem. Niemniej przy wyprawie do Shinomem Mori łuk mógłby być kluczowym atutem w podczas walki. A mając wsparcie jedynie kilku samurajów, każda przewaga nad wrogiem liczyła się podwójnie.
Przygotowany do drogi, zabrał swój pakunek z innym rzeczami i drobiazgami i skierował swe kroki na miejsce zbiórki.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 23-11-2007 o 10:38.
abishai jest offline