Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2007, 00:00   #46
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Zygfryd von Truttcheweitz

- Mości Zygfrydzie, rozumiem twe wzburzenie, jednakże zasady wychowania i obyczaj nakazują wśród nas, aby sprawy z pospólstwem załatwiać na boku. Nikogo z tutejszych gości nie interesuje ile jaj złożyły dziś kury ani ile sera wyrobiono. To nie są rzeczy nurtujące szlachetnie urodzonych. Młody jesteś i pełen zapału, spożytkuj go jednak zamiast na niesnaski, na działanie i zabawy. Myślę, że piękne nasze córy chętnie opowiedzą ci dzisiejszej nocy o tych ziemiach, które choć obce dla cię, także mają swój urok. – Młody von Truttcheweitz, zacisnął mocniej szczęki na dźwięk tych słów. Musiał zachować kamienną twarz, nie mógł zepsuć planu swojego wuja, czy sromotą okryć Zakon.

- Księżno, wypraszam sobie porównywanie obrazy Zakonu ze znoszeniem jaj czy produkcją sera. Ci dwaj głupcy mogą dziękować Bogu, żem ich o głowę nie skrócił – jeśli już mówimy o załatwianiu spraw ze służbą na boku. Nie mam zamiaru więcej wracać do tego zajścia, choć będę zobowiązany, co wuj mój zapewne potwierdzić raczy, złożyć z niego relację Wielkiemu Mistrzowi, by ten miał pełniejszy obraz waszego, chrześcijańskiego dworu. Co do urody tutejszych dam nie kwestionuję jej, przypomnieć jednak muszę Ci księżno, że obowiązują mnie śluby zakonne.– skłonił się Loriannie i odszedł do poprzednio zajmowanego miejsca. Minął się w drodze ze swoim mentorem, który posłał mu aprobujące spojrzenie.

Zygfryd zasiadł w milczeniu za stołem, rzucił na niego kolczą rękawicę, której nikt nie ośmielił się podnieść, uśmiechnął się drwiąco na myśl o tym. „No to tyle z tej legendarnej fantazyji i odwagi polskiego rycerstwa”. Patrzył jak Brukhard prosi księżną do tańca – „Marszałek nie traci czasu, plan posuwa się naprzód”. Musiał przyznać, że wuj miał smykałkę do dyplomacji i intryganctwa, choć z mieczem i toporem radził sobie równie dobrze.

*****

Zygfryd popijał z wolna wino, raczej je degustował. Nie mógł sobie pozwolić by alkohol przytępił jego zmysły i refleks. Sala zaczęła zapełniać się parami tanecznymi, które poszły w ślad wielkiego marszałka i księżnej. Patrzył na siedzących naprzeciw gości, obserwował zwłaszcza Sambora Gryfitę, przedstawiciela możnych Pomorza. Usłyszał za swoimi plecami słowa: -Skoro bić się nie będziemy, to chociaż napijmy się razem. Chyba, że odwołujesz to coś wcześniej powiedział o równości. Jak będzie? – wstał i zobaczył rycerza, który miał być jego przeciwnikiem. Spojrzał na kielich wyciągnięty w jego stronę. Ani drgnął. Przypomniały mu się słowa wuja, które wypowiedział do niego przed odwołaną walką – „Zrób tak jak w Gnieźnie zaraz po naszym przyjeździe, dokładnie tak samo…”. Krew w nim zawrzała, na wspomnienie tamtych wydarzeń. Nigdy w życiu nie zapomni wrzasku spopielanego nieumarłego, to była najwspanialsza melodia dla jego uszu. Skoro jednak Brukhard mówił mu o incydencie gnieźnieńskim, to oznaczało by, że Kord to… Młody rycerz zacisnął mocniej rękę na rękojeści miecza.
-Wybacz młodzieńcze - nie mam trzech rąk. Jak bym miał, to już by mnie ukamienowali. Nie stanę ci, ponieważ księżna nie pozwala. Wiedz więc, że to nie by cię zelżyć, tylko z musu. Jeszcze zdążymy wejść na udeptaną ziemię - może w tym czasie nabierzesz doświadczenia. Nie trzęś głową - więcej obycia z walką nikomu nie zaszkodziło. Zygfrydzie, a może zmierzymy swoją siłę, ale bezkrwawo? Słyszałem kiedyś o takich zawodach - trzeba postawić rękę na stole i ciągnąć w jedną stronę. Nie można podnieść łokcia. Wygrywa się, jeżeli przyłoży się rękę adwersarza do stołu. Wiem, brzmi skomplikowanie, ale po małej demonstracji zobaczyłbyś, że to całkiem proste. – Kord dalej kontynuował mimo milczenia zakonnika.

Młody krzyżak postąpił krok w kierunku Griszki, rozejrzał się po bokach czy nikt ich nie obserwuje – wszyscy byli zajęci rozmowami lub tańcami, tudzież spożywaniem mięsiwa. Mocarną dłonią złapał rycerza za materiał kaftana i nachylając się wycedził gniewnie: - Nie mam zamiaru z Tobą pić, nie mam zamiaru swej siły przed Tobą demonstrować. Precz mi z oczu szatański pomiocie! Jak śmiesz zaprzańcu piekielny obrażać ten świat swoim istnieniem? Co do ubitej ziemi, wąpierzu chędożony, to wiedz, że jak tylko moje posłowanie się skończy. Wrócę tu, wrócę tu po Ciebie – Zygfryd chłodno cedził każdą sylabę – wrócę i odeślę Cię w Otchłań, gdzie twoje miejsce i twego rodu, obrazą Boga Wszechmogącego będącego. Mam ja na takich charakterników zawszonych, niezawodne remedium – poklepał się znacząco po skórzanym futerale u pasa – teraz zejdź mi z oczu, nie chcę twej pani kłopotów z Zakonem przysparzać, demaskując pieprzonego krwiopijcę na jej dworze. Ale już! Raus!

Odepchnął Korda, wyprostował się i posłał mu nienawistne spojrzenie. Patrzył jak polski rycerz gotuje się z wściekłości. Wskazał mu napis na swym lewym naramienniku: - Pamiętaj o mojej obietnicy, piekielniku. Bóg Cię pokarze moją ręką.

Odwrócił się, wziął swój kielich ze stołu i wznosząc go szyderczo w stronę Griszki, rzekł głośno i jadowicie, tak by wszyscy postronni słyszeli: - Twoje zdrowie! – i wychylił naczynie do dna.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451

Ostatnio edytowane przez merill : 30-11-2007 o 21:40.
merill jest offline