Thomas. (3 strony a ja jeszcze postu nie dałem - wybaczcie...) Anioł był mokry, poobijany, jakiś palant do niego strzelał z Bóg wie czego, inny idiota drze się na cały las... Normalnie jeden z wielu złych dni. Nocny patrol ukoił stargane nerwy Thomasa. Wiatr w włosach i lotkach dodawał mu siły, czuł się wolny... Trzy księżyce dobrze oświetlały korony drzew. Anioł dojrzał w oddali jakieś kamienie, białe kamienie. Postanowił przysiąść na nich, przemyśleć wydarzenia ostatnich dni.
Po dłuższej chwili postanowił wrócić do swego zajęcia. Znów wzbił się w powietrze, znów czuł wiatr na twarzy, znów czuł się wolny. Lecąc w ciszy usłyszał trzask łamanych gałęzi, nie wiedząc co to jest postanowił sprawdzić ten teren. A nóż jakaś sarna lub inne zwierze, z którego mógł by przyrządzić jedzenie.
Gdy wylądował ujrzał metrowy ślad jakiegoś dzikiego zwierzęcia. Po wstępnych oględzinach nie mógł go porównać do żadnego śladu jaki w życiu widział. Postanowił sprawdzić okolicę z ziemi. Lewa ręka na rękojeści Ostrza Upadłych, druga na Żywym Ogniu.
Ruszył w gąszcz. |