Wątek: Tacy jak ty 3
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-11-2007, 15:33   #40
Vireless
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
Z punktu widzenia karła wieczorne obozowanie przedstawiało się pozytywnie. Obowiązki po rozdzielane więc on mógłby w końcu się zdrzemnąć chwilkę i odbudować swoje stare już co by nie było siły. Sen przyszedł jak zawsze szybko. Gdy ma się tyle wiosen człowiek(tfuu dwarf) potrafi wykorzystać każdą chwilę swego życia.

We śnie powrócił do czasu gdy jeszcze był młodym krasnoludem. Jeszcze nie wiedział co tak na prawdę chce robić w życiu. Można powiedzieć że dopiero sprawdzał jakie są przed nim perspektywy. Ponieważ większość jego znajomych pracowała w kopalni on również postanowił zobaczyć na czym to polega. Zresztą takike samo rozwiązanie podpowiadał mu instyknt. Mimowolnie jego twarz się rozpomieniła na wspomnienie tych najlepszych lat jego życia gdy liczył się tylko kilof, ruda i wieczorne piwo w karczmie.

Dla większości brodaczy to ucieleśnienie ich marzeń. Idylla nie trwała wiecznie. Którymś razem trafił do ekipy likwidującej stary i nieużywany chodnik. Dopiero gdy zobaczył jak jego najbliższy kolego ginie na jego oczach domyślił się dlaczego już tu nikt nie pracuje...

Walka była zajadła, brudna i szybka. Troll z którym walczyli był duży i zły. Tak naprawdę to jego życie było więcej niż kilka razy zagrożone. Ostatnie zagrożenie wbiło się kawałkiem starego i zardzewiałego oskarda w miękkie złoża irydu. Uratował ich stary sztygar, który swego czasu bywał na powierzchni i zdaje się że trochę musiał robić młotem czy toporem bo sposób w jaki wywiał kilofem aż zapierał dech w piersiach. Jeszcze długo po tym zajściu gdy młody Waldorff pracował jako skryba w świątyni nie mógł się otrzsnąc z zachwytu nad tak doskonałym panowaniem nad bronią. Obiecał sobie że kiedyś też dojdzie do takiego mistrzostwa.

Dopiero 200 lat później i kilka krain lub światów dalej karzeł miał czas i świadomość przeanalizować w jaki sposób tamtem wojownik potrafił tak pięknie i skutecznie walczyć. Dopiero teraz przypomniał sobie że na kasku sztygar miał wyryty jakiś symbol teraz ten znak przyszedł do niego i przedstawił się pełnym zdaniem.

Run wykrystaliżował się przed jego wzrokiem. Już wiedzial jak długie mają być poprzeczne belki oraz pod jakm kątem postawić ukośnik. Krasnolud poczuł nie odpartą chęć podzielenia się swoim szczęściem z Moradine. Wszakże to on jest pierwszym z kowali. W sercu natomiast Waldorff czuł radość i ekscytację podobną do dnia wyświęcenia...

Wybudzenie zawsze po takich chwilach jest niejako rozczarowaniem że to już musiało się zakończyć. Chwilkę smutku i żalu że nie może dłużej obcować z Nim. Nastęne minuty pokazują jak bardzo się mylił odczytując powrót do świata materialnego jako karę. Waldorff rozumiał że to na prawdę jest dar i nagroda, że w ten sposób może podziekować Bogu za jego dary i miłość. Bo gdzie indziej mógłby ukazywać innym Jego wielkość?

Po brzebudzeniu kapłan zmówił modlitwę opiekuńczą i postanowił że nie będzie zajmował się tak przyziemnymi sprawami jak strumień z wodą czy pożywienie musiał jak najszybciej wykonać runę. Pragnął sprawdzić jak ona działa był nie wątpliwie w gorącej wodzie kąpany.. Niestety jego plany pokrzyżowało przybycie kolejnego demona.

.. Tylko tego brakowało .. No cóż bez wątpienia powrót do reala był gorszy niż można się spodziewać. ..Na moje oko to za chwilę zacznie się zadyma .. Mruknął karzeł i zaczął się przyglądać z rezerwą na dalszy rozwój przypadków. Tak jak Waldroff przewidział po chwili zaczęło się. Najbardziej go zabolało gdy z jego ciala pomimo że był w strefie chronienej runą sanktuarium w stronę Astartotha powędrował widmowy duch. Tak to przechyliło szalę i decyzja podjęta została w ułamku sekundy.

W tle rozgrywała się walka karzeł jednak z natury był oceniać sytuację przed walką. Nie ma sensu rzucać się na wrogów i umierać. Gengi wraz ze swoim młotem zadał dość poważną ranę Demonicy. Był wyraźnie tym zadowolny. Wyglądało na to że jego szalone ataki mogą sprawić niespodziankę ale Ona była poważniejszym graczem. Karzeł gdy tylko zobaczył że teleportowała się bezpiecznie na drzewo ruszył w jej stronę. Cienie demonów mniej go interesowały poza tym Astarotth był za twardy dla nich. Pomoże mu też Thomas. Ale Gengi i Demonica to nie była najlepsze rozwiązanie. Korzystając z zamieszania oraz tego że swą uwagę skupili Gengi i Sathem Dwarf podszedł dośc blisko drzewa na którym schroniła się ona. Z uczuciem dębiejących włosów na brodzie i głowie zobaczył jak zadawane obrażenia leczą napastnika... Rozwiązanie było tylko jedno, nie można go atakować zwykła czy magiczną bronią. Musi się poraz kolejny zwrócić do swego boga.

Stojąc w rozkroku podniósł nad głowę swoj młot i rozpoczął swą inkatacje.
..Święty jesteś i święte są zasoby naszych braci w wierze. A nade wszystko święte twe słowa i myśli. Ty tworzysz i obdarowujesz swych wyznawców a nieprzyjaciół karzesz. Zaklinam cię giń sku$%^synu.

Z ostatnim słowem spuścił młot na drzewo na której siedziała demonica. (wykorzystując skil "Gniew boży")


[dice]1d6[/dice]
 
Vireless jest offline