Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-11-2007, 16:08   #31
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
- Idź pierwszy
Spojrzał na nią z wyrzutem.
- No rusz się, zanim zgubimy jego trop! – dodała, rozdrażniona.
Fuknął pod nosem i ostrożnie, z wyraźnym niepokojem wszedł w snop białego światła, ona za nim. Wszystkie kolory tęczy tańczyły, zawieszone w nicości, pulsując i przelewając się wokół niego.
- Nie podoba mi się to... – wymknęło mu się.
W tym momencie odwrócił się i zauważył, że ona zniknęła. Nie było jej w tunelu. Kolorowe, połyskujące ściany zaczęły mknąc na przód w zastraszającym tempie, a u wylotu tunelu pojawił się czarno-fioletowy punkt, który w ułamku sekundy urósł do ogromnych rozmiarów
http://www.blog4u.pl/szablony/zdjeci...znazwy1nf0.jpg
- TY?!?!? – jęknął w panice. – Verion cię zabił!....
- Thou shall not pass, son of Kanzel!… - ryknął smok.
- Verion cię zaAAAAAAAAAaaaaaaaa…..!!! – w nicości poniósł się wrzask agonii i ryk czarnego smoka.
* * *


Genghi; Ostatecznie darowałeś, i wilkołakowi, i Rakszasie. Jako inżynier, budujesz sobie fachową fortecę wokół pnia drzewa, oznaczając wyrysowaną na ziemi linią granice swego terytorium, i prosisz o nienaruszanie twojej prywatności XD Usadawiasz się pod drzewem i zmęczony, zasypiasz.

Vriess; mruczysz coś przez sen i przewracasz się na drugi bok XD

Tevonrel; Oryginalna drużyna, trzeba przyznać. Gnom, łowca czarownic i członek zakonu Płonącego Heretyka. Nekromanta w jednym bucie. Demon. Anioł o czarnych skrzydłach. Marudząca sukkuba. Dwarf pijak XD [hugs] Znany ci wilkołak w pasiastych gatkach zdaje się na tle reszty najbardziej normalny XD
Z kocią zwinnością wskakujesz na drzewo. Całkiem tu wygodnie, i ciepło, no i bardziej sucho niż na mokrej trawie. Układasz się do snu i drzemiesz.

Sathem; No, poznałeś już jako tako nowych, dziwnych towarzyszy. Teraz poszukujesz czegoś na ząb. Węsząc, odnajdujesz masę dziwnych, obcych ci zwierzęcych woni. Zdaje się, że to ciepłokrwiste stworzenia zostawiły po sobie zapachowe tropy, ulotne w wilgotnych, zimnym nocnym powietrzu. W górze, po gałęziach, czasem skaczą małe żyjątka, wciąż krążą nad wami nietoperze, a czasem dostrzegasz nawet cień skrzydeł nocnych drapieżnych ptaków. Nie bardzo jednak wiesz, jak zabrać się za polowanie na zwierzęta, których nie znasz. A nuż są jadowite albo coś... Ciemny, obcy las nie nastraja cię zbyt pozytywnie. Ostatecznie stwierdzasz, że lepiej nie oddalać się samemu od grupy i nie polować na coś potencjalnie niebezpiecznego, czy niejadalnego. Tymczasem, wywęszyłeś słodki zapach jakichś owoców. Idąc za kuszącą wonią, znajdujesz nieopodal obozu dziwne pnącze, owinięte wokół jednego z olbrzymich pni. Roślina ma niesamowite kwiaty!
http://www.ranger146.com/N_Leighton_..._incarnata.jpg

Ma również owoce! [we ‘wspomnieniach’ w kolejnym poście napisz, czy je zjadaszXD]



Wracasz do drużyny. Rozpalasz płomyczki nad każdym z towarzyszów i rozniecasz ognisko, przy którym zamierasz czuwać.

Charlotte; postanawiasz czuwać. Jest zimno, ale gdy Sathem rozpala magicznie płomyki i ognisko, wokół robi się znacznie przyjemniej, i jaśniej. Wielkie, ciemne drzewa i mrok nie przerażają już tak ponuro...

Vriess; CHRRRRRRRRRRRrrrrrrrrrrrrrap.... CHRRRRRRRRR.....!

Waldorff; Czy nikt tutaj nie pija piwska?!;( Co za sztywniaki! XD Jedynie Astaroth ma ochotę na odrobinę rozrywki, podobnie jak ty, i przychodzi z prośbą, abyś stworzył dla niego... runę Alkoholu! ^^ Hm, ciekawa propozycja, sam chętnie byś takie coś wynalazł!XD
Zmęczony, i przymulony nieco po wypaleniu fajki, siadasz przy ognisku obok Sathema i sam nie wiesz kiedy, zasypiasz.

Sathem; nekromanta, gnom, rakszasa i dwarf uderzyli w kimono. Astaroth, białoskóry demon w czerwonym żupanie, snuje się chwilę przy ognisku, aż podchodzi do ciebie. Tańczące płomienie kładą złowrogie cienie na jego twarzy, oczy demona błyskają na ich tle niczym dwie czarne gwiazdy.
- Sathemie, idźże spać a nie przeszkadzaj innym – mruczy karcąco.- Zbyt dużo pilnujących wprowadza niepotrzebne zamieszanie.
Odmawiasz. Jeśli zaśniesz, ogień zgaśnie, zrobi się zimno i ciemno.

Astaroth; Twoje czułe demoniczne zmysły wychwyciły jakiś szmer, daleko stąd, aczkolwiek był to szmer co najmniej podejrzany, na demonią intuicję dziwnie wyróżniający się z hałasu leśnych, nocnych odgłosów.
- Thomasie zbadaj okolicę z powietrza, dla bezpieczeństwa wszystkich. Wydaje mi się, że ktoś kręci się wokół obozu – oznajmiasz.
Sathem odmawia opuszczenia posterunku, i nadal stróżuje. Cóż, przynajmniej drużyna nie zmarznie. Podróżować ze zgrają kichających i kaszlących gruźlików – o nie, tego nie chcesz.

Thomas; Astaroth miał rację, coś krąży wokół obozu. Uzbrojony w oba swe miecze, starasz się wytropić intruza. Niestety, tropiciel z ciebie marny, i szybko gubisz ślady zwierzęcia ledwo widoczne w gęstym runie. Kierujesz się w stronę obozu, czyli migoczącego w ciemnościach ogniska. Znów!.... Znów coś zaszemrało w gąszczu, trzasnęła jakaś gałązka. Zawracasz, krążysz, nasłuchując, wypatrując w mroku zagrożenia. Nic. Wracasz na skraj obozu, kiedy po raz kolejny dobiega ten drażniący szmer! Zezłoszczony, ruszasz znów na poszukiwania. Krążysz po chłodnym, ciemnym lesie dobre parę godzin, i co kilkanaście minut słyszysz ten podejrzany odgłos, jakby pojedyncze chrupnięcie, trzaśnięcie łamanej deski...? Co jakiś czas słyszysz umykające przed tobą, niewielkie zwierzęta, ale są tak szybkie, że nie zdołałeś nawet dostrzec żadnego z nich. Cała noc upływa ci na patrolowaniu terenu i medytacji w sprawie Żywego Ognia...
* * *

[media]http://youtube.com/watch?v=wt3MKBaPGUk[/media]

Noc mija spokojnie, chociaż głosy zwierząt dobiegające zewsząd są co najmniej niepokojące.

Zbliżał się świt, temperatura gwałtownie spadła, a nocne zwierzęta powoli milkły, aż wokół zapanowała względna, leśna cisza.
Vriess zbudził się, wyspany, choć nieco ścierpnięty. Tevonrel ziewając głośno przeciąga się na gałęzi drzewa ponad obozem. Genghi budzi się, drapie po głosie, poprawia hełm i wstaje. .....HEŁM....?!?!?!!? TELESKOP, GDZIE SIĘ PODZIAŁ TELESKOP?!?!?!?!??!?!??! O_O ;..( Gnom zdejmuje hełm, oglądasz ze wszystkich stron - teleskop wyparował!!!!!!! O__O''''
Thomas, siedząc na skraju obozu, usłyszawszy nagle szelest w okolicznych krzakach, zerwał się gwałtownie z miejsca i rozdrażniony całonocnym bezowocnym polowaniem, atakuje na ślepo. To jakiś ptak!....

Kiedy cię zobaczył, Thomasie, zamiast uciec - zaatakował! Nie miał jednak szans z Ostrzem Upadłych i raz chlaśnięty, padł trupem.
No, przynajmniej jest mięso, dużo mięsa.

Wszyscy zajmują się poranną gimnastyką, toaletą i doprowadzają się do porządkuXD Przy Sathemowych ogrzewających płomyczkach spało się naprawdę przyjemnie. Drużynowy kucharz Thomas przytaszczył spory, opierzony kawał świeżego mięsa. Jest śniadanie!

Po toalecie i śniadaniu pora ruszać dalej. Tylko dokąd...? Słońce wstaje, mgła opada powoli, trawa mokra jest od rosy. Ciepły, bezwietrzny poranek.

Wszyscy;
Usłyszeliście krótki, kobiecy chichot. Dochodził z góry. Zadarliście głowy – na grubej gałęzi siedziała dziwna postać o skrzydłach nietoperza.

http://transfuse.deviantart.com/art/...-Fear-63421406

Kiedy ją dostrzegliście, uśmiechnięta prowokacyjnie zeskoczyła zgrabnie z drzewa, bezszelestnie lądując na trawie. Kołysząc zalotnie biodrami ruszyła w kierunku czarnowłosego w czerwonym żupanie. Jej stopy zdawały się dotykać mokrej trawy tylko koniuszkami palców, ruchy krągłych bioder wręcz hipnotyzowały.
- Tu jesteś... – odezwała się zniewalająco, bez lęku podchodząc do demona i okrążając go, wnikliwie się mu przyglądając. - Yyymr, co za ciało... – zamruczała z zachwytem, zalotnie przesuwając dłonią po barkach demona. - Co za umysł... ymmm... co za chaossss... – zasyczała rozkosznie Astarothowi w twarz, oblizując czerwone usta. – Lidrael was busy, he couldn`t come. But I`m here, honey – ogłosiła pocieszająco.
W oczach miała wyraz oczekiwania, a uśmiech kusił i wiele obiecywał. Pogładziła wierzchem dłoni biały policzek Astarotha. Odwróciła się, powoli odeszła na kilka metrów, kołysząc biodrami i diabelskim ogonem. Zatrzymała się, uwodzicielsko spojrzała na demona przez ramię.
- Come on, sugar – zamruczała kusiecielsko. – Make me tired…
Wokół polany, na której się znajdujecie, zajaśniało sześć lewitujących fioletowych płomyków. Z dłoni demonicy strzelił w ziemię snop fioletowej energii, skrzące się zygzaki rozpełzły się po trawie, obrysowując kontury cieni Vriessa, Genghiego, Thomasa, Sathema, Tevonrela i Waldorffa. Cienie te ożyły nagle, ‘powstały’ z ziemi, i niczym identyczne, widmowe kukły ruszyły w stronę Astarotha. Sama demonica zachichotała z ubawem i spojrzała na Charlotte.
- Die, Verion`s blood! – uśmiechnęła się.
Cienie konarów drzew spełzły z ziemi prosto w jej zaciśniętą dłoń, rozwinęły się w linie proste i demonica zaczęła ciskać nimi w Charlotte, niczym włóczniami!
Oj, chyba zostaliście wplątani w jakieś demoniczne porachunki! O_O’

[uwaga rzut próbnyXD]
[dice]1d100[/dice]
[dice]1d6[/dice]
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 23-11-2007, 17:42   #32
 
Mijikai's Avatar
 
Reputacja: 1 Mijikai ma wyłączoną reputację
Inkwizytor obudził się zły. Cały czas spa na jakimś wrażym korzeniu i przez sen bardzo chciał się obudzić, żeby zmienić pozycję, no tak nie mógł pominąć jeszcze najgorszego koszmaru od kilku lat ( z resztą przeżył wielką ulgę, gdy zrozumiał, że to nie prawda ), który, gdyby okazał się prawdą byłby najmocniejszym ciosem, który kiedykolwiek przeżył, ale jak na złość się nie obudził, tak też obolały wstał ciężko poprawił hełm. Chwilka... Zdjął go i zaczął się przyglądać... Już wiedział co było nie tak ! Zniknął teleskop !

***

Nowicjusze w "Płonącym Heretyku" robili sobie żarty z jego teleskopu. Nienawidził ich za to, teleskopu też co raz bardziej nie lubił. Dlatego obracał się w kręgach łowców czarownic. Raz znajdował teleskop na zwyczajowym miejscu szczotki, raz pod łóżkiem, nie tamtym młodzikom nie starczyło weny, gdzie by to go nie ukryć. Oczywiście sam Inkwizytor nie pozostawał im dłużny i często ośmieszał ich publicznie, ale teleskop przez te wszystkie 15 lat od momentu jego ukończenia cały czas był mu tak samo potrzebny. A teraz go już nie było. Ktoś mu za to zapłaci . -_-

***

Był niemal pewien, że zrobił to likantrop, a z natury zdradziecka sukuba nie krzyknęła, wtedy puszcza została by uraczona kawałkami jego wnętrzności na całej jej długości. Póki nie miał dowodów, nie mógł jednak nic zrobić. Nie do Najświętszego Abazigala mógł po prostu skończyć z tym wybrykiem natury tu i teraz, ale gnom nie był głupi. Wiedział, że roztropny inkwizytor to żywy inkwizytor, a takim chciał pozostać jak najdłużej. Więc, na razie zostanie w drużynie ów wilkołak, on go będzie obserwował, a kiedy nadejdzie stosowna chwila to BACH ! I trup ! " Czasami zadziwiasz nawet mnie Genginkazzonie von Armeshplaust " - powiedział do siebie.

Jako, że śniadanie było gotowe zakonnik podskoczył do uprzednio upieczonego ptaszka i bezpardonowo oderwał sobie kawałek, z którym udał się pod swoje drzewo niczym drapieżnik uciekający z łupem. W kojącym cieniu liści spożył swój kawałek.

Oblizywał palce, gdy usłyszał kobiecy głos. Z nerwów wypuścił niedojedzone resztki i poderwał się łapiąc za topór. Nie - to był śmiech. Gdy już widział co go wydało, ponętna, z pewnością dla zwykłego śmiertelnika kusicielka demonica; zmrużył oczy i kopnął swoją kuszę na bok. Wiedział, że jeśli do czegoś dojdzie, w lesie, runiczny topór go nie zawiedzie. Wydawało się, że przyszła tu tylko i wyłącznie po Astarotha, ale nagle tamta zmieniła zdanie i rozkazała cieniom zaatakować Charlotte ! Przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji pomyślał - może powinienem pozwolić, żeby pozabijali się na wzajem i już nie miałbym roboty... Wydawało mu się to kuszącą propozycją, lecz zapanował nad sobą i pomyślał, że byłoby to nie po inkwizytorsku.

- Niech Święty Płomień Zaprzysiężonej Straży tronu Abazigala spłynie na mój oręż i napełni go mocą pozwalającą mi zniszczyć pomiot piekieł ! - krzyknął.

Po chwili naokoło ostrza topora pojawiły się iskry, potem fale blasku i w końcu cała broń buchnęła błękitno - białym płomieniem. Zmotywowany tym, że na marnację czaru nie mógł by pozwolić ruszył do ataku. Gdy znalazł się już blisko demonicy zadał cios.
 
__________________
Młot na czarownice.

Ostatnio edytowane przez Mijikai : 24-11-2007 o 20:03.
Mijikai jest offline  
Stary 23-11-2007, 22:18   #33
 
Panda's Avatar
 
Reputacja: 1 Panda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodnie
Thomas.

Pobiegł, pobiegł w kierunku odgłosów, lecz rychło zgubił ślad... Ze złością uderzył w wilgotną ściółkę.
- Czemu zostałem kowalem? Nie mogłem być myśliwym? Eh... - mruknął pod nosem i ruszył w kierunku obozu.

Schował bronie, rozluźnił się, zaczął rozmyślać. Nie przeszedł stu metrów gdy znów, znów coś trzasnęło. Ręką instynktownie dobyła miecza. Anioł przystanął, wpatrując się w ciemność, nasłuchując. Cisza, nic się nie rusza, nic nie szeleści. Zdezorientowany powoli ruszył przed siebie, zachowując czujność, z ręką na rękojeści miecza. Cisza i spokój. Spokój, który nie podobał się Aniołowi. Kolejne trzaski, coś jak by pękanie grubego drewna, deski. Thomas przystanął, znów zaczął wpatrywać się w ciemność, nadaremne. Był już na skraju lasu, w pobliżu obozu gdy znów usłyszał trzaski. Całą noc czuwał, patrolował i chodził w miejsca skąd dochodziły odgłosy... Nie był w najlepszym humorze.

Godzinę, może dwie przed świtem zaczął ignorować odgłosy. Wrócił do obozu i przysiadł na kamieniu, z którego miał doskonały widok na cały obóz. Wczesnym rankiem usłyszał odgłos z pobliskich krzaków. Dobył Ostrza Upadłych i zaatakował. Z zarośli wyskoczył wielki ptak, który wyznawał zasadę "Najlepszą obroną jest atak" i wszedł pod ostrze Anioła.
- Śniadanie mają z głowy... - powiedział do siebie i przytaszczył ptoka pod ognisko.
Kilka minut i "kurak" smażył się na ognisku.

***

- Yhym, jakaś znajoma Astarotha. Boże, nawet w świecie Bieli żyją istoty chaosu? - sapnął pod nosem zrezygnowany.

Nie chciał się mieszać, jeszcze nie teraz. Niech kobitka zrobi krzywdę demonowi, nauczy gnoma powściągliwości a wtedy on przyjdzie na ratunek. Nie wtrącał by się, gdyby Demonica nie zaczęła bawić się cieniami. Nic złego w tym nie było do póki, do póty atakowała Astarotha, ale ona zaatakowała Sukkube, która na razie nie podpadła Aniołowi.

Thomas wypowiedział magiczną regułkę. Chciał sprawdzić czy uda mu się zrobić pewną rzecz, nigdy tego nie próbował... Spojrzał na swą prawą rękę i skupiając się chciał stworzyć magiczną ścianę w kształcie tarczy. Półprzezroczysta ścianka w kształcie pawęża pojawiła się na przedramieniu Anioła.

- Przedstawienie czas zacząć - uśmiechnął się krzywo.

Dobrze jest mieć pewne umiejętności... Thomas nagle się "rozmył" a po chwili zaś "rozmyła" się także Sukkuba. W spowolnionym czasie wszystko wyglądało tak wolno, Włócznie z cienia praktycznie stały w miejscu gdy Anioł "porywał" Charlotte. Zatrzymał się jakieś trzysta metrów dalej, na gałęzi jednego z drzew. Spojrzał dziewczynie prosto w oczy.

- Rusz się z tond a własnoręcznie Cię zabije... - syknął, po czym się rozmył.
 
Panda jest offline  
Stary 24-11-2007, 13:27   #34
 
Amman's Avatar
 
Reputacja: 1 Amman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłość
~~Mhmm... Jakie pyszne owoce~~ pomyślał wilk i po chwili po owocach nie było śladu.

Wracając do obozu zauważył, że na hełmie gnoma nie ma teleskopu. Uśmiechnął się soczyście, odsłaniając swoje nadnaturalne zęby.
~~Szkoda że ten, kto ukradł mu ten teleskop mnie nie poinformował... Pomógłbym mu....~~
Tymczasem Anioł przytachał ze sobą wielkie "coś" przypominające kuraka. Z pewnością nie było żywe. Jako że nie miał gdzie tego ugotować, Sathem użyczył mu trochę ze swojego ognia.
~~No to śniadanie mamy z głowy~~

***

~~Kolejny demon? Więcej ich matka nie miała? Ledwo z jednym doszedłem do porządku, teraz drugi się przyplątał...~~
Gdy tylko ta zaczęła zabierać cienie współtowarzyszy i drzew, do głowy przyszedł mu pewien pomysł.
~~Skoro ona używa cieni, aby nas atakować, ciekawe co stanie się, jeśli zaaplikujemy jej trochę światła...~~
Już chciał wysłać ognisty pocisk w stroną Charlotte, gdy nagle ta się rozmyła i pojawiła razem z Aniołem daleko dalej, na drzewie.
Wilk skupił się na demonicy. Wyciągnął obydwie ręce przed siebie i próbował w pamięci przywołać sobie wygląd karabinu, jakie mieli na statku. W każdej z rąk wilkołaka zapłonął ogień, wielkości głowy dorosłego człowieka, który uformował się w ogniste repliki karabinów. Przyciągnął ręce do siebie, wkładając końce karabinu pod pachy, aby mógł bezpiecznie operować bronią.
- Let's rock. - nakierował broń na "siostrę" Astarotha i nacisnął obydwa spusty jednocześnie. Z luf wystrzeliwały ogniste kręgi wielkości pięści z prędkością 5 na sekundę i szybowały prosto na demona.
[dice]1d6[/dice]
 
__________________
Wiecie że w człowieku ukryte jest zło?? cZŁOwiek...

gg:10518073 zazwyczaj na chwilę - pisać jak niedostępny, odpiszę jak będę

Ostatnio edytowane przez Amman : 24-11-2007 o 14:21.
Amman jest offline  
Stary 24-11-2007, 15:57   #35
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Noc upłynęła... no cóż, jakoś wszyscy przeżyli choć szkoda trochę, że krasnolud nie mógł wykonać dla niego runy. Cóż, mówi się trudno i żyje się dalej - będzie musiał pomęczyć się jeszcze jakiś czas znajdując sobie coś innego do roboty. Zirytowała go trochę opieszałość drużyny oraz zaczął się poważnie zastanawiać nad sobą - coś stał się ostatnio nienaturalnie uprzejmy wobec nich... nie dość, że nie opuścił ich tutaj to jeszcze pomógł zorganizować obóz i stróżował w trakcie nocy. Powinien wsiąść się za siebie bo w końcu z demona który powinien być przecież postrachem zamieni się w niańkę dla tej zgrai. Koniec dobrego musi wrócić do normalnego siebie!

Przydałoby się ruszyć w stronę tych wież - bo przecież w końcu przydałoby się dowiedzieć jak się tutaj znaleźli i o co w tym wszystkim chodzi a jeśli miałby gdzieś szukać odpowiedzi to właśnie tam ponieważ takie budowle nie miały w zwyczaju powstawać same z siebie, lecz były budowane ręką istot rozumnych. A skoro tam ktoś taki był lub jest... Zresztą, na razie można było tylko snuć domysły, przynajmniej dopóki reszta nie skończy łaskawie jeść i nie stwierdzi, że jest gotowa do drogi, a to może trochę zająć. Może i miał całą wieczność czasu by na nich zaczekać, ale bez przesady...

***

Spokojne oczekiwanie przerwało jednak pojawienie się gościa, którego raczej się nie spodziewał - oczywiście, uwzględniał wizytę demonów z tamtego świata, czy to w pogoni za Verionem czy to w innych celach, brał także pod uwagę ewentualność walki z nimi, jednak konfrontacji nie spodziewał się aż tak szybko. W takim wypadku powinno to działać na jego niekorzyść, ale Astaroth w tym momencie przestał postrzegać demonicę jako przeciwnika. Ona nie była dla niego wrogiem. To był po prostu mobilny zbiornik chaosu, tak mu teraz potrzebnego który sam z własnej woli przyszedł do niego. A to, że najpewniej nie będzie skłonny dać się unicestwić i przejąć chaosu było już całkiem inną sprawą. Radość zapulsowała w jestestwie demona, ekscytacja wywołana perspektywą doładowania chaosem wywołała mimowolny uśmiech.

Demonica obeszła go lustrując dokładnie, on także uważnie się jej przyjrzał. Sadząc po chaosie było to dzieło Riona, ojca Veriona która najpewniej przybyła tutaj po coś związanego z nim, jednak powodu dla którego ruszyła najpierw po niego nie mógł przewidzieć. Wzajemne przedstawienie swojego chaosu i ocenianie siły szybko się skończyło - nie było na co trwonić czasu skoro było wiadomo, że do konfrontacji dojdzie. Jako ataku użyła swojego chaosu do materializacji cienistych odpowiedników drużyny. Najpewniej działało to na tej samej zasadzie co kruku księcia Rasganu, jednak zamiast zająć się nimi bezpośrednio miał trochę lepszy pomysł. Prosta próba sił, która mogła wiele dać. Astaroth, nie wyciągając broni rozłożył ręce lekko na boki i zacisnął dłonie w pięści. Niech się dzieje, co się ma dziać

Kątem oka zerknął jednak na Thomasa - ciekawe, czy siły bieli już się spodziewają, jak marny czeka je koniec? Sądząc po zachowaniu anioła najpewniej nie...
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 24-11-2007, 16:38   #36
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
- Jeśli, któryś przekroczy tą linię to krzycz, a ja strzelam. - zwrócił się Genghi to Charlotte.

- Spokojnie mały, będę wręcz wiszczeć z przerażenia. - odpowiedziała lekko drwiąco i rozejrzała się czujnie dookoła.

- Charlotte, nie musisz pilnować - ja to zrobię, obejmę obóz siecią swojego chaosu więc jeśli możesz to postaraj się usnąć, żeby nie zakłócać mi wizji - rzekł Astaroth.

- W porządku. Niech więc tak będzie. - rzekła Sukuba i usiadła obok Genghiego, na jakimś kamieniu czekając aż ten zaśnie.

Noc. Małe iskierki zapomnianego życia rozpościerały się po niebie śmierci. Blask księżyca był słabszy od niejednej z gwiazd. Wiatr kołysał nieśmiałymi gałązkami drzew wprowadzając uschnięte liście w namiętny taniec odejścia. Mgła, choć osadzona była nisko, zasłaniała tysiące niebezpiecznych niespodzianek, zarówno w oddali jak i na ziemi. Wilgotna gleba odtrącała od siebie zimnem oraz setką pełzających, wilgotnolubych robali.

Po około godzinie, bo tak wyliczyła czas sukuba, Charlotte klęknęła nad gnomem i szepnęła mu do ucha.

- Genghi, śpisz . . . ? - usłyszał cichutki i nadzwyczaj przyjemny głos. Nie drgnął. To znaczy nie obudził się, a to znaczy że na pewno spał. Jego sen musiał być naprawdę mocny. Dla Sukuby, noc była czymś co przysłaniało jej wygląd każdego, i tak naprawdę on raczej nie miał znaczenia. Dawno nie zebrała nasienia dla inkubów, widziała ich cienie, które czasem kręciły się w okół niej, ale żaden nie stanął z nią twarzą w twarz. Wiedzieli, że ona nic nie ma. Postanowiła więc zdobyć to, czego oni potrzebują. Albo przynajmniej zabawić się z irytującym wszystkich gnomem. Uśmiechnęła się wrednie pod nosem. Ukradkiem spojrzała na Astarotha. Może i troche rozproszy jego wizję, ale w jej planach była dobra zabawa.

Uklęknęła przed gnomem, siadając na nogach. Wyprostowała plecy, pierś wypięła do przodu. Dar, jaki posiadała zdecydowanie wyróżniał ją wśród innych Sukkubów.
Pomału wtargnęła do umysłu Genghiego.

- O rany, ale tu cuchnie! - powiedziała a jej głos rozniósł się po pustyej przestrzeni gnomiego umysłu. Charlotte gwałtownym ruchem przytknęła otwartą dłoń do ust.

- No dobra, jak widać, Genghi nie ma żadnego snu. Pozmieniam tu trochę - dziewczyna zaczęła roztaczać przed gnomem wizję.
W umyśle widział tę samą okolicę, w której się znajdował. Obudził się tam i dostrzegł, że coś porusza krzakami. Było równie ciemno jak w chwili której usypiał, dostrzegł na ziemi leżące dwa martwe ciała. Astaroth i Charlotte zostali brutalnie zamordowani. Reszty drużyny nigdzie nie było. Zupełnie jakby zniknęli, rozpłynęli się w otaczającej go mgle.
Genghi przeciągnął się, otworzył oczy i ziewnął. Był już rozbudzony. Wydawało się, że spał długo, lecz wciąż było ciemno, wilkołaka nie było na swoim miejscu - "dziwne". Popatrzył w bok Thomas i Charlotte również zniknęli. Na ognisko - nie było i Astarotha, krasnolud co prawda położył się najdalej, a było ciemno, lecz również myślał, że go nie ma. Nie widział też nekromanty. Wstał sięgając po topór ostrożnie i powiedział szeptem do siebie:

- O nie, nie, słyszałem za dużo opowieści traktujących o podobnym losie w ciemnym lesie... - odwrócił się nagle jakby miał tam być sprawca zniknięcia reszty drużyny - A może, może hej hej o nienienienienie zostawili mnie ! Ja im... Co to było ?

Wydawało mu się, że usłyszał jakiś szmer w krzakach. Powoli zaczął się zbliżać.

- Abazigalu chroń mnie.

Odsunął gęstwinę styliskiem topora. Leżeli tam Astaroth i Charlotte - brutalnie zamordowani. Wiedział kto był sprawcą od początku go podejrzewał. Wybiegł na środek.

- Wyłaź kocurze ! Niechaj Pierwszy Topór Lorda Inkwizytora z Trygies skróci twój niecny proceder na świecie doczesnym !

- To Twoja wina, Genginkazzon Von Armeshplaust. To Ty jesteś przyczyną ich śmierci! - w nicości dał się słyszeć Święty głos.

- Wiesz kim jestem. Zawsze prosiłeś mnie o to bym Cię chronił - chroniłem. Prosiłeś o siłę - wysłuchałem. Błagałeś o wiarę - byłem nią dla Ciebie. Jestem z Tobą, Ja Abazigal, jestem i chronię Cię. Czemu Ty nie ochroniłeś ICH?? Czemu zawsze jesteś dla nich ten najgorszy?? - gnom nic nie widział. Małe gwiazdki dziwnie mrugały do niego, zaś księżyc ze wstydu zniknął za szarą chmurą. Zaczął padać deszcz.

- Panie ! Panie ! Wykonywałem twoją wolę ! To ty jesteś młotem na herezję, ty zawsze tłumaczyłeś mi jak żyć ! Wierzył i wykonywałem twoją wolę ! Powiedz, jaki błąd popełniłem a poprawię się tak zawsze rozumiałem twój dogmat ! Proszę, powiedz mi co zrobiłem nie tak ?!

Genghi na chwilę zwątpił w swoją służbę, lecz tylko na chwilkę, wiedział, że Abazigal chroni i kocha wszystkich swoje sługi i, że gdyby gnom pozbył się współtowarzyszy byłby kontent, coś mu tu nie pasowało...

- Może i powinieneś ich zabić i wykończyć, ale czy nie uważasz, że są Ci oni potrzebni?! To tylko słabe demony, zabijanie słabszych jest niehonorowe! To tak jakby zgwałcić prostytutkę! Przecież lepiej zapłacić! - Charlotte cały czas bawiłą się w bycie Bogiem Gnoma, jednak tym razem stwierdziła, że troche przesadziła z tekstem, musiała to zakończyć zanim mały móźdźek gnoma zorientuje się, że to zwykły, głupi i nic nie znaczący sen.

- Zabiłeś ich . . . - kontynuował Bóg - Zabiłeś, nie pomagając. A teraz ja, nie pomogę Tobie. . . - rzekł na koniec i w okół zapanowała cisza. Cały obraz zniknął, gnom sam jeden stał w pustce ociekającej krwią. Wszędzie wisiały martwe ciała jego towarzyszy. Byli tam wszyscy, z którymi przeżył coś więcej niż zwykłe "Heloooo, I'm Lindsay Lohan! xP".

- Giń za innych!! - głos rozgniewanego Boga jak grom uderzył w jego umyśle. I tak o to, Genghi przeżył swoją pierwszą śmierć . . .

* * *

Genghi obudził się z przerażoną miną. Charlotte siedziała obok na kamieniu. Nie dało się nie zauważyć gwałtownego ruchu gnoma. Spojrzała na niego jakby obojętnie aczkolwiek z troską w głosie.

- Genghi, co się stało? - rzekła wbijając w niego swe szmaragdowe oczy. Pytanie "co się stało?" wynikało z udawanej troski. Ale za to po śnie jaki przeżył gnom, były to zapewne piękne dla niego słowa.

Dziewczyna wstała i przeciągnęła się rozkosznie. Cały poranek był piękny i w ogóle wszystko byłoby urocze gdyby nie pewna pani która niespodziewanie pojawiła się i zaczęła wyraźnie kusić Demona.

- Dziwka. - syknęła Charlotte patrząc na nią obojętnie, lecz mimo wszystko złowrogo. Demonica spojrzała na nią, syknęła coś i zaatakowała Charlotte. Cienie konarów drzew spełzły z ziemi prosto w jej zaciśniętą dłoń, rozwinęły się w linie proste i demonica zaczęła ciskać nimi niczym włóczniami!
Sukuba zrobiła kilka dobrych akrobatycznych uników. Przerzuty w tył i umiejętności akrobatyczne przydały jej się po raz pierwszy od kilku miesięcy.
Gdy skończyła stanęła lekkoatletycznym zakończeniem i w tym momencie poczuła na talii ciepłą silną dłoń. Charlotte wręcz wbiła pazury w plecy Anioła, albowiem to on gwałtownym ruchem zabrał ją z miejsca walki.
Zatrzymał się jakieś trzysta metrów dalej, na gałęzi jednego z drzew. Spojrzał dziewczynie prosto w oczy.

- Rusz się z tond a własnoręcznie Cię zabije... - syknął, a ona jak wampirzyca wtopiła się w jego usta. Wtem Anioł zniknął.
Dziewczyna usiadła sobie na gałęzi opierając się plecami o konar drzewa i spojrzała w dół.

- Szykuje się ostra jatka, Aniołeczku . . . - mruknęła słodko i przyglądała się walce, która toczyła się prawie pod nią. Nie dla niej była walka na otwartym polu . . . dla niej zaś otwierało się tysiące innych wrót.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 24-11-2007, 21:09   #37
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Charlotte; akrobatyczne uniki uchroniły cię przed pierwszą widmową włócznią, jaka w ciszy przemknęła obok ciebie, w ciemny las. Przed kolejnymi dwiema, ciśniętymi symultanicznie, ocalił się Thomas, zjawiając się w ułamku sekundy u twego boku. Chwycił cię w pasie, jakby zagarniał cię dla siebie, po czym nagle znalazłaś się wraz z nim wysoko nad ziemią, na gałęzi drzewa. Anioł, wyjątkowo anielsko prosząc, byś tu została, znika.

Genghi;
- Niech Święty Płomień Zaprzysiężonej Straży tronu Abazigala spłynie na mój oręż i napełni go mocą pozwalającą mi zniszczyć pomiot piekieł!
Demonica, stojąc z zadartą głową, przypatrując się Charlotte siedzącej na gałęzi wysoko w górze, mamrotała pod nosem
- Silly angel boy...
Usłyszawszy twoje słowa, spojrzała w twoim kierunku; miała wyraz twarzy ponętnej kurtyzany, kurtyzany żądnej krwawej, wyrachowanej zemsty. Ruszasz w jej stronę, biorąc szeroki zamach toporem rozjaśnionym świętym płomieniem. Demonica uśmiechnęła się, wydala z siebie krótkie, dezaprobatyczne „Hm!”. Dopadłeś do niej, topór przeciął powietrze tuż przed jej brzuchem. Diabelski ogon demonicy z głośnym chlaśnięciem strzelił cię po twarzy, zostawiając na policzku piekące napuchniecie,
ale ból wydawał się odległy i nierealny. Wściekłość i adrenalina niemal rozsadzały ci mózg. Ostrze topora świsnęło, celując po nogach. Demonica uniosła się na swych skrzydłach, unikając ciosu, i drażniąco pewna siebie wylądowała bardzo blisko ciebie.
- Are you showing merci…? – zachichotała.
Gwałtownie wzniosła się w przestworza, ty zaś ujrzałeś powód, dla którego to zrobiła – nieopodal, naprzeciwko ciebie, stał Thomas, a z jego miecza wykonującego cięcie w powietrzu wydobyła się świetlista fala, i pomknęła poziomo prosto na ciebie!

Thomas; O_O Oszszsz co za...! Plan był genialny; zatrzymanie czasu, skok za plecy demonicy i atak falą bieli. Złośliwa kokietka miała skończyć rozcięta na pół, ona tymczasem umknęła w ostatniej chwili, jakby miała oczy w tyłu głowy i od początku wiedziała, co planujesz! Na linii ognia znalazł się Abazigalowi ducha winny Genghi!
- Silly boy!... – słyszysz od odwróconej plecami do ciebie demonicy, łopoczącej głośno skrzydłami.
Zauważasz, że gdy wzniosła się w powietrze, jej cień... jej cień pozostał niezmienny! Nie ma na nim odwzorowania skrzydeł, porusza się inaczej niż demonica!... O_O

Genghi; O AbaaaaaaAAaaaaaaa!!! – nie zdążyłeś dokończyć, po prostu pomyślałeś tylko „padnij!” i rzuciłeś się na trawę. Gnomie rozmiary ocaliły cię po raz kolejny – świetlista fala przemknęła ponad tobą, trafiając w pień drzewa stojący jej na drodze i wyrywając w nim szeroką bruzdę. Dobra, dość tego. Przyczajony, nie ruszasz się przez moment, leżąc na ziemi, czekając, aż demonica wyląduje. Rychło atakujesz, wyprowadzając na oślep silnie cięcie toporem. Trafiłeś!!! W coś trafiłeś!!!
W prawą nogę demonicy. Ostrze wbiło się w podudzie i... utknęło! O_O Demonica nie wydała żadnego dźwięku, z rozwartymi ze zdumienia ustami zerka na ciebie i fragment ostrza topora wystający po stronie łydki.
- What were you thinking?! – rzuciła z oburzeniem, wierzgając nogą.
Potrząsa tobą, szarpiesz, ale topór nie chce wyjść! ;( Demonica zdaje się być równie zażenowana jak ty sam. Odwraca się na moment, pociągając cię za sobą – nie masz zamiaru puścić ukochanego topora!

Thomas; Genghi uniknął obrażeń, a nawet zdołał zadać wrogowi cios! Wynikły z tego jednak pewne komplikacje. Tymczasem, oburzona demonica kieruje swój gniew przeciwko tobie, i odwracając się twarzą twoim kierunku chwyta w dłoń kolejne cienie konarów okolicznych drzew, ciskając nimi w ciebie. Zasłaniasz się magiczną ściano-pawężem, lecz siła, z jaką cieniste włócznie rozbijają się o nią odpycha cię i zmusza do wykonania kilku kroków w tył.

Genghi; - That`s enough!... – stwierdziła zła demonica.
Płomień z twojego topora osmolił jej długie, zgrabne nogi, i najwyraźniej nie podobał się jej tak silny samo[p]o[d]palacz. Wierzgnęła nogą, ostrze topora rozdarło kończynę aż po stopę, ty zaś odzyskałeś swą broń. Demonica z kolei... wyparowała!... Nie, jest!

Wszyscy; demonica pojawiła się na gałęzi drzewa nieopodal, otoczona kulą fioletowej energii, skupiona w dziwnym transie.

Genghi; i jak masz teraz tam wleźć, na to drzewo?! -_- Coś czarnego rzuca się naraz ku tobie! O_O Jest tak szybkie, iż orientujesz się jedynie, że to jakieś widmo, czarny cień, który wyskoczył niemal spod ziemi!... Czujesz już na sobie dotyk jego szponiastych łapsk, kiedy jak grom z jasnego nieba o jego powierzchnię rozbija się potok małych ognistych kul!
- Let's rock!!! – słyszysz głos Sathema.

Sathem; wprawdzie celowałeś w demonicę, ale ta wyparowała nagle, umykając na drzewo. Strzeliłeś – seria ognistych kul rozbiła się o sferę otaczającą demonicę, nie czyniąc jej samej żadnej krzywdy. Skierowałeś więc lufy na bardziej dostępny cel – na... cień demonicy, który raptem powstał z trawy, i niczym lewitująca zjawa zaatakował gnoma. Bombardowany cień wije się, pada, wstaje, pełza, umyka – pociągasz za nim ognistymi seriami, część trafia, część pocisków rozbija się o pnia drzew, krzewy i mokrą, na szczęście, trawę.

Wszyscy; demonica za kulą energii regeneruje stopniowo rany, jakie zadał jej Genghi! Ostrzeliwany z ognistej broni Sathema cień staje się zaś coraz bardziej wyblakły, szary, z każdym trafieniem coraz bardziej przezroczysty – jednocześnie, każde trafienie w niego powoduje wyraźnie szybszą regenerację u demonicy! O_O Wreszcie, cień za którymś trafieniem znika, równocześnie z osłoną demonicy, i kobietka zeskakuje znów na ziemię, mrucząc do was;
- Are you done, honeys…?
Uderza mocno skrzydłami i jednym susem wskakuje na gałąź, gdzie siedzi Charlotte.

Charlotte;
- Show me what you`ve got – szepnęła ci w twarz, po czym błyskawicznie, brutalnie chwyciła cię za głowę, wpijając pazury w rude włosy, i przylgnęła ustami do twoich ust, zmuszając cię do głębokiego, niezbyt przyjemnego pocałunku O_O
Jęknęłaś gardłowo, spanikowana, pełna obrzydzenia, ale bezsilna. Obślizgły, zimny język muskał twoje podniebienie, gonił za twoim językiem. To nie była obrzydliwa, zboczona pieszczota, to był wszechogarniający atak! Poczułaś piorunujący odpływ sił. Ta zdziwczała pijawa wysysa twoją duszę!!! O_O

Genghi, Thomas, Sathem, Tevonrel, Vriess, Waldorff;
O_O’ W innych okolicznościach być może ten obrzydliwy lesbijski pokaz nie byłby równie szokujący i gorszący, ale...to...?! O_O Charlotte próbuje protestować jękami, szarpaniną, drapaniem, wierzganiem, okłada demonicę po łbie – ale pijawa w najlepsze mruczy, zgniata ją w stalowym uścisku i wyraźnie rozkoszuje się chwilą. Bądźmy szczerzy; demony tak naprawdę są aseksualne i nie mają płci, a tym bardziej typowych łóżkowych zachowań XD. To przedstawienie jest zwyczajnym atakiem, mającym na celu dodatkowe zażenowanie i zdegradowanie ofiary do roli niegodnej pozazdroszczenia - miłosnej zabawki. Póki co działa nieźle, gdyż męska część drużyny w szoku przygląda się scenie dłuższą chwilę XD

Astaroth; Identyczne cienie otaczają cię, zwinnie wijąc się w powietrzu, prowokacyjnie się kołysząc. Wyglądają na istoty nierozumne i zwiewne. Jednak są tylko marionetkami w rękach bystrej, bardzo niebezpiecznej właścicielki. Atakują jednocześnie, ze wszystkich stron. Nie jesteś pewien, na ile skuteczne są twoje moce w świecie Bieli, wolisz nie ryzykować. Mając umiejętność przewidywania ruchów wroga, oraz demoniczny refleks, unikasz szponów pierwszego i drugiego cienia. Trzeci próbował podciąć, czy wręcz odciąć ci nogi, lecz uskoczyłeś przed nim. Jak się okazuje, cienie nie są w pełni materialne i podczas uników przenikasz przez parę z nich jak przez powietrze! Szpony bezszelestnie mignęły ci przed oczami – zdążyłeś się uchylić. Poczułeś silne uderzenie w plecy, ale nie zarejestrowałeś rozdarcia swej cielesnej manifestacji – odwróciłeś się – cień wijąc się odfrunął do tyłu, z pięcioma długimi, białymi rysami na swym ‘korpusie’. Szramy te rychło zarosły.

Wszyscy; słyszycie nagle głuchy, bolesny jęk Vriessa!

Vriess; ... zatoczyłeś się do przodu, trzaśnięty znienacka w sam środek pleców. Przeszyty nagłym wyrzutem adrenaliny, odwracasz się odruchowo, sięgając po sztylet, ale nikogo za tobą nie ma! Niewyraźne, przyćmione ukłucie zdumienia i strachu. Łaskotanie na plecach, przechodzące szybko w szczypanie. Ciepłe smużki spływające w dół pleców. Machinalnie pomacałeś ręką – strzępy udartego, czarnego płaszcza. Zabolało przeraźliwie pod dotykiem. Krew na dłoni. Mało krwi. Ale dużo więcej ściekało jej wzdłuż kręgosłupa. Głębokie rany, usytuowane tak, że każdy ruch ramionami był męką dla rozdartej, napinanej skóry. To nie jest draśnięcie, to cholerna, poważna, boląca rana!... Medyka...?! – rozejrzałeś się po twarzach towarzyszów, będąc jeszcze w zbyt silnym szoku, aby cokolwiek powiedzieć, by jęknąć z bólu.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 24-11-2007, 22:28   #38
 
Mijikai's Avatar
 
Reputacja: 1 Mijikai ma wyłączoną reputację
Post

Oszołomiony ciągnięty przez demonicę inkwizytor zdołał tylko nawrzeszczeć na nią coby nie stracić w oczach drużyny za bezczynność. W końcu sama demonica szarpnęła tak mocno, że gnom myślał, że jej noga zostanie na ostrzu. Jednak tak się nie stało. Topór rozdarł jej kończynę od uda aż po łydkę i wyszedł w końcu. Łowca czarownic złapał go oburącz i odetchnął przywołując obraz z pamięci.

* * *

W domu, w Trygies kiedy mierzyli się z demonami, bądź demonologami, najczęściej były to impy, czasem pomniejsze demony, ewentualnie jakieś hmmm... chimery, jeśli można zaliczyć je do demonów. Cóż w zasadzie często wystarczyło takiego przez łeb zdzielić i spalić twórcę. Zdarzały się też przypadki bardziej otwartych konfrontacji, ale zdarzały się one bardzo rzadko. Szczerze mówiąc, Ci łowcy czarownic, których szkolił zakon niebyli by przygotowani, gdyby spotkali się z taką "energiczną" kobietą. Najpewniej by zginęli. Oczywiście gnom miał na myśli tylko podstawowych łowców, reszta "mądrości" zakonu, gdyż tak nazywano oficerów ( sam był jednym z mądrości, jeśli nie jednym z najwyższych, czym bardzo się szczycił ) z pewnością by sobie poradziła. Gdy wróci do domu będzie musiał zawiadomić sir Hollarda, że należy zastosować wzmożony tok nauczania...

* * *

Gdy tak sobie rozmyślał, stało się dużo rzeczy ! Inkwizytor nie mógł pozostać bezczynny, Charlotte została zaatakowana przez demoniczną agresorkę. Nie... To nie przypominało ataku. To było raczej, raczej jak... O nie... O nie... O nie...

- Tego już za wiele ! - krzyknął, gdy inni oglądali scenę, on rzucił topór ( czy wspominałem już, że gnom nie szanował swojej broni ? Zwykł mawiać: " Jeśli jest taka boska jak mówisz Urswycku, sama potrafi o siebie zadbać " - czym z radością wywoływał złość starego zaklinacza. ) i pobiegł po kuszę, która leżała sobie spokojnie za drzewem - Pogrążyliście się w rozpuście ! Czas by Pięść Abazigala przerwała przelewanie pierwotnego jadu, jaki nosi w sobie ta demonica !

Wraz z tymi słowami wystrzelił z kuszy raz, drugi, w końcu trzeci. Wszystkie pomknęły kierowane furią Jaśnie Oświeconej Mądrości Genginkazzona von Armeshplausta ! ( zapowiadało się iście wybuchowe zakończenie perfidnego procederu )

[dice]1d100[/dice]
[dice]1d6[/dice]

Nie sugeruj się tym wynikiem Almena. Nie umiem chyba się tym poprawnie obsługiwać. :P
 
__________________
Młot na czarownice.

Ostatnio edytowane przez Mijikai : 25-11-2007 o 08:31.
Mijikai jest offline  
Stary 25-11-2007, 12:26   #39
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Charlotte siedziała sobie na gałęzi z głową zawieszoną w dół. Zaiście, to co działo się niżej było o wiele ciekawsze.
Dziwne, Sukuby nie zostały stworzone do walk. Zawsze stosowały najróżniejsze sposoby i mase niewybrednych sztuczek by tylko uniknąć konieczności walki. Ta demonica, była jakaś inna. Zupełnie jak nie Sukuba tylko maszyna do zabijania, urocza i kusząca swym paskudztwem.

"Jestem od niej o stokroć lepsza, hy!" - rozniosło się w jej myślach, a gdy zobaczyła jak Genghi wbił jej topór w nogę . . . hahahaha XDDD
Ale on śmiesznie za nią jedzie . . . nawet topora nie puszcza. W końcu broń rozcięła caałą łydkę demonicy. No, teraz to dopiero wygląda seksi.

Paskudna demonica spojrzała w górę. Charlotte dostrzegła w jej oczach wielką złość i narastającą nienawiść

- Ups. - szepnęła sama do siebie i nie wiedząc czemu stanęła na gałęzi i chciała odejść od pnia, przemieścić się stąd i gdzieś ulotnić jednak niestety, nie zdążyła.
- Show me what you`ve got – szepnęła jej w twarz paskudnica a ona odruchowo dała krok w tył, jednak napotkała na swej drodze pień drzewa.

- Au, co Ty robisz kretynko?! - wrzasnęła na nią a ta błyskawicznie i nadzwyczaj brutalnie chwyciła Charlotte za głowę, wbijając pazury w rude włosy, i przylgnęła ustami jej ust, zmuszając do głębokiego, niezbyt przyjemnego pocałunku.

Sukuba jęknęłaś gardłowo, spanikowana, pełna obrzydzenia, ale bezsilna. Obślizgły, zimny język muskał jej podniebienie, ich języki toczyły jakby wojnę. Jeden w defensywie a drugi w okrutnej ofensywie. To nie była obrzydliwa, zboczona pieszczota, to był wszechogarniający atak! Charlotte poczuła piorunujący odpływ sił.
De la Mote Valois traciła połowę swojej szlacheckiej duszy, która jej została. To dzięki tej duszy miała serce, dzięki niej dręczyło ją sumienie, miała sentyment do niektórych rzeczy potrafiła zaufać i nie być samolubna. Miała swoją seksualność, swój rozum, swoją delikatność. Nie wiedziała co się stanie gdy ją straci. Mogła umrzeć jak i równie dobrze stać się bezduszną Sukubą.

Dziewczyna zaczęła się miotać, szarpać, bić po głowie, odpychać od siebie jednak im bardziej się opierała tym więcej traciła siły. Czuła się zupełnie jak pluszowy miś, któremu bezduszne dziecko brutalnie wyrywa trocinki nie słysząc jego wewnętrznego krzyku. Tak samo też krzyczała Charlotte, jednak nikt jej nie słyszał. Gardłowe dźwięki wydobywające się z jej krtani były prawie że nie słyszalne.

- O-staw me ketYnko - wyjęczała osłabiona i kopnęła demonice w lewe żebro po czym pchnęła ją.
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 25-11-2007 o 12:30.
Nami jest offline  
Stary 25-11-2007, 15:33   #40
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
Z punktu widzenia karła wieczorne obozowanie przedstawiało się pozytywnie. Obowiązki po rozdzielane więc on mógłby w końcu się zdrzemnąć chwilkę i odbudować swoje stare już co by nie było siły. Sen przyszedł jak zawsze szybko. Gdy ma się tyle wiosen człowiek(tfuu dwarf) potrafi wykorzystać każdą chwilę swego życia.

We śnie powrócił do czasu gdy jeszcze był młodym krasnoludem. Jeszcze nie wiedział co tak na prawdę chce robić w życiu. Można powiedzieć że dopiero sprawdzał jakie są przed nim perspektywy. Ponieważ większość jego znajomych pracowała w kopalni on również postanowił zobaczyć na czym to polega. Zresztą takike samo rozwiązanie podpowiadał mu instyknt. Mimowolnie jego twarz się rozpomieniła na wspomnienie tych najlepszych lat jego życia gdy liczył się tylko kilof, ruda i wieczorne piwo w karczmie.

Dla większości brodaczy to ucieleśnienie ich marzeń. Idylla nie trwała wiecznie. Którymś razem trafił do ekipy likwidującej stary i nieużywany chodnik. Dopiero gdy zobaczył jak jego najbliższy kolego ginie na jego oczach domyślił się dlaczego już tu nikt nie pracuje...

Walka była zajadła, brudna i szybka. Troll z którym walczyli był duży i zły. Tak naprawdę to jego życie było więcej niż kilka razy zagrożone. Ostatnie zagrożenie wbiło się kawałkiem starego i zardzewiałego oskarda w miękkie złoża irydu. Uratował ich stary sztygar, który swego czasu bywał na powierzchni i zdaje się że trochę musiał robić młotem czy toporem bo sposób w jaki wywiał kilofem aż zapierał dech w piersiach. Jeszcze długo po tym zajściu gdy młody Waldorff pracował jako skryba w świątyni nie mógł się otrzsnąc z zachwytu nad tak doskonałym panowaniem nad bronią. Obiecał sobie że kiedyś też dojdzie do takiego mistrzostwa.

Dopiero 200 lat później i kilka krain lub światów dalej karzeł miał czas i świadomość przeanalizować w jaki sposób tamtem wojownik potrafił tak pięknie i skutecznie walczyć. Dopiero teraz przypomniał sobie że na kasku sztygar miał wyryty jakiś symbol teraz ten znak przyszedł do niego i przedstawił się pełnym zdaniem.

Run wykrystaliżował się przed jego wzrokiem. Już wiedzial jak długie mają być poprzeczne belki oraz pod jakm kątem postawić ukośnik. Krasnolud poczuł nie odpartą chęć podzielenia się swoim szczęściem z Moradine. Wszakże to on jest pierwszym z kowali. W sercu natomiast Waldorff czuł radość i ekscytację podobną do dnia wyświęcenia...

Wybudzenie zawsze po takich chwilach jest niejako rozczarowaniem że to już musiało się zakończyć. Chwilkę smutku i żalu że nie może dłużej obcować z Nim. Nastęne minuty pokazują jak bardzo się mylił odczytując powrót do świata materialnego jako karę. Waldorff rozumiał że to na prawdę jest dar i nagroda, że w ten sposób może podziekować Bogu za jego dary i miłość. Bo gdzie indziej mógłby ukazywać innym Jego wielkość?

Po brzebudzeniu kapłan zmówił modlitwę opiekuńczą i postanowił że nie będzie zajmował się tak przyziemnymi sprawami jak strumień z wodą czy pożywienie musiał jak najszybciej wykonać runę. Pragnął sprawdzić jak ona działa był nie wątpliwie w gorącej wodzie kąpany.. Niestety jego plany pokrzyżowało przybycie kolejnego demona.

.. Tylko tego brakowało .. No cóż bez wątpienia powrót do reala był gorszy niż można się spodziewać. ..Na moje oko to za chwilę zacznie się zadyma .. Mruknął karzeł i zaczął się przyglądać z rezerwą na dalszy rozwój przypadków. Tak jak Waldroff przewidział po chwili zaczęło się. Najbardziej go zabolało gdy z jego ciala pomimo że był w strefie chronienej runą sanktuarium w stronę Astartotha powędrował widmowy duch. Tak to przechyliło szalę i decyzja podjęta została w ułamku sekundy.

W tle rozgrywała się walka karzeł jednak z natury był oceniać sytuację przed walką. Nie ma sensu rzucać się na wrogów i umierać. Gengi wraz ze swoim młotem zadał dość poważną ranę Demonicy. Był wyraźnie tym zadowolny. Wyglądało na to że jego szalone ataki mogą sprawić niespodziankę ale Ona była poważniejszym graczem. Karzeł gdy tylko zobaczył że teleportowała się bezpiecznie na drzewo ruszył w jej stronę. Cienie demonów mniej go interesowały poza tym Astarotth był za twardy dla nich. Pomoże mu też Thomas. Ale Gengi i Demonica to nie była najlepsze rozwiązanie. Korzystając z zamieszania oraz tego że swą uwagę skupili Gengi i Sathem Dwarf podszedł dośc blisko drzewa na którym schroniła się ona. Z uczuciem dębiejących włosów na brodzie i głowie zobaczył jak zadawane obrażenia leczą napastnika... Rozwiązanie było tylko jedno, nie można go atakować zwykła czy magiczną bronią. Musi się poraz kolejny zwrócić do swego boga.

Stojąc w rozkroku podniósł nad głowę swoj młot i rozpoczął swą inkatacje.
..Święty jesteś i święte są zasoby naszych braci w wierze. A nade wszystko święte twe słowa i myśli. Ty tworzysz i obdarowujesz swych wyznawców a nieprzyjaciół karzesz. Zaklinam cię giń sku$%^synu.

Z ostatnim słowem spuścił młot na drzewo na której siedziała demonica. (wykorzystując skil "Gniew boży")


[dice]1d6[/dice]
 
Vireless jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172