Blanka/Jerzy
Słowa szaleńca jakim niewątpliwie musiał być
Jerzy ustały a w mieszkaniu zapanowała nieprzyjemna cisza przerywana komunikatami z telewizora. Nie trwała długo, została nagle przerwana sygnałem komórki Księdza, dzwonił
ojciec Dominik.
-
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus bracie Dominiku – radosny ton głosu Jerzego zaskoczył
Blanke, która mimochodem zaczęła przysłuchiwać się rozmowie ściszając jednocześnie telewizor tak, żeby słyszała każde jej słowo. - Co tam słychać u naszych przyjaciół jezuitów?
-Na wieki wieków amen ojcze, przecież wiesz, że nie zadaje się ze złodziejami. –Odpowiedział Dominik na hasło, po czym kontynuował już bez żadnych ceregieli.
-
Ojcze, poszperałem gdzie trzeba i wiem, wiem już wszystko – można było wyczuć cień paniki w głosie zakonnika.-
Wczoraj…w tej strzelaninie w sklepie załatwiłeś synalka jakiegoś wysoko postawionego skurwiela. PRZEPRASZAM! –Krzyknął do słuchawki orientując się, że przeklął.
„No tak, brat Dominik był cennym źródłem wiedzy i informacji, ale sam nigdy nie uczestniczył w żadnej akcji i w takiej sytuacji puszczały mu nerwy.” Przemknęło przez myśl Jerzemu.
- Znalazłem informacje na temat faceta, który na Ciebie poluje, a w zasadzie na was. Mówię o pozostałej dwójce, policja jeszcze nie zna tożsamości tych kobiet, ale to nie ich powinniście się obawiać. Nie jest to rozmowa na telefon, gdzie możemy się spotkać?
- Osiedle Bohaterów Września, spotkamy się na przystanku tramwajowym. – Klecha nie był pewien czy sprowadzenie Dominika tutaj było najbezpieczniejszym rozwiązaniem, ale nie miał innego wyboru.
-
Będę tam za pół godziny. – Jerzy po usłyszeniu tych słów skończył rozmowę.
Wszystko zaczynało się powoli klarować, ale nadal pozostało pytanie, kim u licha był człowiek, który chciał ich dorwać? Nic nie wskazywało na to, że tak łatwo z tego zrezygnuje skoro zadał już sobie tyle trudu…
Sonia/Kasia
Sonia tak bardzo nie chciała narażać Kasi na niebezpieczeństwo, że sama zapomniała o sobie. Młody mężczyzna w znoszonym czarnym płaszczu z obwiązanym wokół szyi szalem i szarym beretem na głowie minął dziewczynę na klatce schodowej i odprowadził ją wzrokiem aż ta znikła za drzwiami mieszkania bliskiej przyjaciółki. Uśmiechnął się, wykonał jedynie krótki telefon i równie szybko, co się pojawił zniknął ze schodów.
Tymczasem w pokoju obie dziewczyny cieszyły się, że po takiej szalonej nocy mogły się w końcu spotkać.
-
Ale, czy nie widziałaś na dole nikogo podejrzanego? Jestem prawie pewna, że ktoś mnie dziś śledził. –Padło pytanie z ust Kasi.
-
Oprócz podejrzanego Opla i jakiegoś ubranego w śmieszny beret studenta nikogo. – Sonia nie mogła powstrzymać pozytywnych emocji, jakie wywoływała u niej sama obecność znajomej, że o mało się nie roześmiała na wspomnienie o samochodzie. Przy Kasi zapominała o wszystkich problemach. Już miała coś dodać, ale widok zamyślonej twarzy Katarzyny sprowadził ją na ziemie.
- Czy ten mężczyzna w berecie miał ciemną karnacje typową dla cyganów i był cały zarośnięty? – dziewczyna nie musiała usłyszeć odpowiedzi, zdziwiona mina Soni wystarczyła. Choć nie przyjrzała mu się dokładnie to wiedziała, że chodzi właśnie o niego. –
Ten człowiek śledził mnie wcześniej a teraz wie, że tu jesteś. – Kasia dokończyła i obie kobiety popatrzyły sobie głęboko w oczy.
Mogło to oznaczaj tylko kłopoty…