Wątek: Kwiatki z sesji
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-11-2007, 20:47   #84
Zirael
 


Poziom Ostrzeżenia: (0%)
Hehe, sporo tego

D&D. Ja byłam DM. Wojownik i czarodziejka idą drogą przez las. Z pewnej odległości zaczynają słyszećodgłosy jakiejś walki, ale nic nie widzą, bo droga zakręca.
Wojownik (odwraca się do czarodziejki): Eeeeee... To co robimyyyy?
MG (do wojownika): jakaś strzała właśnie świsnęła ci koło ucha.
Wojownik: eeee...
Czarodziejka: No, to chyba walczymy, co?
Wojownik: nooo... dooobra... To ja szarżuję w las!
MG: ???? Eeeee? Że jak?
Wojownik: No, szarżuję w las skradając się między drzewami
(chwila przerwy na opanowanie śmiechu)
MG: No dobra. Szarżujesz w las, nie wyrabiasz się z zakrętem, wpadasz w pełnej szarży na drzewo, uderzenie zadaje ci... gdzie jest jakaś D6...
Wojownik: No dobra, to nie szarżuję. To w takim razie swawolnie zbliżam się do nich (miał na sobie chain shirta)
MG: Ok, wojownik, spójrz na mnie. Zbliżasz się do nich swawolnie pobrzękując zbroją (obrazując swe słowa idzie przez pokój podskakując przy każdym kroku niczym czerwony kapturek idący z koszykiem do babci)
Wojownik: Nie prawda, ja nie pobrzękuję, bo ja jestem CICHOŻELAZNY!
(jakieś dziesięć minut przerwy na uspokojenie się. Na g kumpel do dzisiaj widnieje pod pseudonimem Cichożelazny...)

Ta sama sesja. Czarodziejka miała chowańca - kota. Jako że byłam wtedy początkującym MG i nie wiedziałam jak to możliwe, żeby coś zadawało "1d3-4" to uznałam, że widać jest to pomyłka w druku i powinno być "1d4-3", a że gdzieś napisane było, że w takim wypadku obrażenia i tak nie mogą spaść poniżej jeden... to biorąc pod uwagęfakt, że kot jako istota mała ma spore bonusy do ataku, których pierwszolevelowi gracze nie mieli, to mega-kot zadał w sumie z 90% obrażeń w całej bitwie...

Ciągle ta sam sesja. Gracze zaprzyjaźnili się z chłopaczkiem, który przeżył bitwę, i jako że było im po drodze, to postanowili go (za odpowiednią opłatą) bezpiecznie doeskortować do miasta. Wieczorem przy ognisku chłoptaś wyciąga jakieś winko
BN: To może byśmy sięjakoś lepiej poznali?
Wojownik: Noo... moja mama zmarła przy porodzie, i tatuś mnie za to nie lubił, i za to że byłem głupi, a jak przyłapałmnie w łóżku z moją mądrą siostrą, to przypalił mi facjatę...
Czarodziejka: Ja też kochałąm swoją mamusię, ale niestety, zjadł ją krokodyl, i teraz boję się pływać...

Inna sesja. Dalej D&D, inny MG. Gracze: ja - pixie w wieku ok. 13 lat w przeliczeniu na ludzkie, jeden krasnoludzki wojownik- mężczyzna (graczka była kobietą) jedna krasnoludzka kapłanka z brodą (gracz był mężczyzną, tym od cichożelaznego z resztą) jedna czarodziejka (graczka również ta sama co poprzednio), jeden mnich i jeden łotrzyk
Szliśmy cienistą doliną do "drzewa przeznaczenia", które miało odpowiedzieć nam na pytanie. W międzyczasie okazało się też, że drzewo jest wrotami do piekieł. Tuż przed drzewem były 3 komnaty. W jednej rosło pole pomidorów - żółtych, zielonych, niebieskich, czerwonych, i we fioletowe kropki.
pixie - rzucam detect magic na pole pomidorów
MG - no, świeci się.
pixie - otwieram drugie drzwi.
MG - jest tam ciemno.
pixie - rzucam light
MG - nic
pixie - rzucam detect evil
MG - czujesz wszechogarniające zło. Sparaliżowało cię.
pixie - buuu Kto mnie odparaliżuje?
MG - cicho, nie możesz gadać.
na trzecich drzwiach była łamigłówka. Plansza podzielona na kratki, na niektórych kratkach były literki, inne były puste (spacje). Literki układały się w mniej-więcej takie zdanie:
"this door is protected by a curse. Only the one who finds the antidote may enter"
Pixie - to ja biorę tyczkę od pomidora i za jej pomocą wciskam jakiś przycisk.
MG - nic się nie dzieje.
pixie - to podchodzęi przyciskam jakiś przycisk gdzie nie ma żadnej literki ręką.
MG - Z planszy wystrzela błyskawica. Rzuć za refleks (udało się) No dobra, to nic ci się nie stało.
pixie - eee, to ja przyciskam jakąś literkę.
MG:hmph. Rzuć za refleks. (znowu udany test) Znowu nic.
Po chwili udało mi sięrozwiązać zagadkę - po przyciśnięciu "S" w słowie "curse" zostawało samo "CURE" - czyli antidotum Ale zanim to wymyśliłam, zaczęło mi się trochę nudzić, i postanowiłam spróbować niebieskiego pomidorka. I co się stało? Pomidory powodowały losowy efekt magiczny. Padło na blindness-deafness. I tak oto moja pixie oślepła. Potem po kolei jadłam następne pomidorki, próbując trafić na dispela. Wyczarowałam płonący miecz, wyrosły mi magiczne kły, zaczęłam lewitować, stałąm się niewidzialna, usunęłam paraliż, sprowadziłam magiczną ciemność na pomieszczenie, potem je magicznie oświetliłam, ale na dispela nie mogłam trafić, a MG miał mnie już dość i przy kolejnych pomidorach stwierdził, że zwymiotowałam z przejedzenia.
Poszliśmy do drzewa. Drzewo odpowiadało na każde pytanie, ale najpierw trzeba było odpowiedzieć na zagadkę. Zagadki były dość proste, więc zmuszaliśmy MG do wymyślania kolejnych. Krasnoludzki wojownik nie odpowiedział na pytanie o... pierwszego króla polski

Później, w tej samej kampanii
Podróżujemy przez teren mocno rolniczy, gdzie wszyscy hodują owce.
gracz - panie gospodarzu, dostaniemy jakieś koce, bo noc zimna?
MG - Taa, mamy koce. Z koziej wełny. Po 5 SK za sztukę... A może gacie ciepłe chcecie? Z koziej wełny, prawie nie używane!

Krasnolud w ciężkiej zbroi trochęnam spowalniał marsz. A często musieliśmy się o drogę pytać. Dialogi te wyglądały mniej-więcej w ten sposób:
gracz - Halo, panoćku, daleko ino do wioski X?
MG - Łoj, panie! Kozom to ze dwa dni drogi na północ bedzie! A dwarfem to trzy!

Gracz - Witajcie gospodarzu! Szukamy wioski Y, daleko to?
MG - Łoj, panoćku, to na północ musisz iść. Kozom to by było dwa stajania. A dwarfem to cztery!
Gracz - eeee, a co to są "stajania"
MG - Jak postajasz, to się dowiesz :P

I, mój ulubiony:
Gracz - Hej, wędrowcze, powiedz ino, daleko jeszcze do miasta Z?
MG - Łoj, panoćku, daleko daleko! Kozom to ze 20 kilometrów bedzie... A dwarfem to 40!
 
  Odpowiedź z Cytowaniem