Bayard jeszcze mocno zaspany, ale w dobrym nastroju, podrapał się w głowę. Był trochę głodny, po śnie, ale szacował, że wytrzyma jakiś czas bez potrzeby jedzenia. Inna jednak rzecz zastanawiała go niemożebnie. Nie miał chłopak pojęcia, co teraz i gdzie zmierzają. Ani jak znaleźli się na latającym drzewie. Przysiągłby, że zasypiał na ziemi, przy ognisku.
No tak, ale była tu Mabel. Czarownica najwyraźniej uznała za naturalne i oczywiste, aby wrzucić nieboraków zaklęciem 'na pokład', nie zadając sobie trudu pytaniem o pozwolenie. Czy choćby kurtuazyjnym "czy mogę?". - Ja mam jedno, ostatnie pytanie - rzekł w końcu Bayard wciąż drapiąc się w czubek głowy - Czy czarownice znają dobre maniery? Bo...
Nie skończył. Widać było, że Mabel nie spodobała się ani treść, ani ton pytania, bo rzuciła szybkie: - Znają, ale nie mają!
Po czym machnęła ręką i drzewo poszybowało przed siebie, ku nowej przygodzie. |