Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2007, 12:08   #4
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Dorian Twinklestar

Kilka różnokolorowych plam na szarozielonym tle ubogiego roślinnego poszycia oraz skał nie odcinało się wyraźnie. Była górska noc, ciemna, zimna, przesiąknięta mglistymi oparami. Praktycznie, tylko bystre oczy orła, czy sokoła mogłyby je dojrzeć z dalszej odległości. Natomiast człowiek stojący nawet kilkadziesiąt zaledwie metrów od traktu mógłby je wziąć za ponure cienie, które igrają sobie wśród mgły z ludzką wyobraźnią. Jednak zbliżając się można było poznać, że owe plamy to tak naprawdę ludzie, a może nawet nie tylko ludzie, przedzierający się konno przez mroczny płaszcz nocy. Ubrani byli różnorako, przeważnie dość praktycznie w stonowane barwy. Ale rzecz jasna nie wszyscy.

Wśród tych, którzy ubrani byli ciepło, ale bardzo barwnie wyróżniała się jadąca obok siebie para: mężczyzna i kobieta, niezwykle podobni do siebie, tak, ze nawet ktoś nieznający ich na pierwszy rzut oka poznałby, ze ma przed sobą rodzeństwo. Obydwoje można by oceniać na mniej więcej dwudziestkę. Mężczyzna był brany w jasną koszulę, ciemne spodnie oraz długi czerwony płaszcz ze złoto-czarnymi zdobieniami. Zresztą w ogóle wydawało się, że czerwony to jego ulubiony kolor, gdyż również włosy miał ufarbowane na barwę krwistego amarantu. Należał do kategorii mężczyzn, o której mówi się „niebrzydkie chłopaki” i pewnie, gdyby spędzał czas w większym mieście, nie miałby większego problemu ze znalezieniem sobie kogoś do nocnych swawoli w miłym łożu. Mężczyzna nie był specjalnie wysoki, ani dobrze zbudowany, chociaż jego ruchy przy prowadzeniu konia wskazywały na dobre opanowanie jeździeckiego kunsztu i dużą zręczność. Jadąca obok kobieta była nieco drobniejsza, ale na pewno nie można by było zaliczyć ją do osób bardzo niskich. Ta ładna, zgrabna szatynka dała się już wszystkim w drużynie poznać jako osoba o dobrym, choć nieco kpiarskim usposobieniu, a bez wątpienia wszyscy w nowoutworzonej drużynie cieszyli się, ze będą mieli choć jednego wykwalifikowanego kapłana i lekarza. Melody Twinklestar była bowiem akolitką Mystry i przeszkolonym konowałem. Póki co, nie musiała jeszcze nikomu udzielać pomocy, ale pewność, że jest ktoś, kto ma pojęcie o leczeniu dodawała pewności wielu członkom drużyny. Teraz jechała obok brata, a jej ciemnobrązowe włosy wydostawały się spod fikuśnej czapeczki ozdobionej piórem i leciały luzem na zielony płaszcz ozdobiony symbolami Mystry: srebrnym, unoszącym się do góry językiem energii i wianuszkiem ośmiu gwiazd.

Rodzeństwo Twinkelstar jechało pod koniec stawki.
- "Hm" – rozmyślał Dorian krzywym wzrokiem patrząc na ciemne, nocne niebo. – "Pogoda podła, ale w sumie i tak wolę chyba to, niż armię".
- Lepsze niż wojsko
– przerwała mu rozmyślanie dziewczyna jadąca obok niego. Rodzeństwo jak zwykle rozumiało się niemal bez słów.
- Ale w sumie chcieliśmy poznać świat, prawda? – Uśmiechnął się kwaśno brat.
- Tak, ale takie noce wolę spędzać w miłym cieple gospody, niż włócząc się po górach, gdzie Talos i Cyric grają w kości, których stawką jest życie. Przegrasz, i może cię trafić strzała wypuszczona zza skały, spaść obluzowany głaz, albo ujrzeć czerwone oczy wilkołaka.
- Tak, noc nieciekawa i cieszę się, ze jedziemy w większej kupie
.

Rodzeństwo nie miało jeszcze okazji bliżej zapoznać się z towarzyszami drogi. Ot, w karczmie dowiedzieli się, ze wszyscy pragną wejść na drogę poszukiwaczy przygód, a ponieważ sami właśnie stracili miejsce w armii na wskutek rozwiązania jednego z oddziałów, przyłączyli się także do innych. Bynajmniej nie ukrywali swego dość nikłego doświadczenia oraz faktu, ze po odejściu z wojska nie mieli specjalnych planów, co robić dalej. Przyznawali także, ze od dawna pociągało ich życie poszukiwaczy przygód, dlatego też, kiedy zaczęła się niemal samoistnie tworzyć nowa grupa, stwierdzili, ze chcą wziąć w tym udział. Ot, jakiś bard zaczął śpiewać piosenkę o wyprawie słynnej grupy zwanej Dziewiątką na licza nieopodal Waterdeep. Głos miał dobry, a w jego ustach magiczne słowa piosenki sprawiały, ze chyba wszyscy chcieli nagle stać się takimi podróżnikami: dzielnymi, podziwianymi, zasobnymi w sławę, moc i góry złota. Ktoś powiedział:
- Słuchajcie, chciałbym stać się jak oni, albo Rycerze Myth Drannor.
- Rzeczywiście
– dodał młody kobiecy głos.
- A ty chciałabyś być drugą Lareal Silverhand i znaleźć swojego Khelbena – dorzucił ktoś kpiąco wymieniając najbardziej znanego członka Dziewiątki – arcymaginię Lareal, która obecnie przebywała w Waterdeep u boku swego ukochanego Khelbena, jednego z największych czarodziei całego Faerunu.
- A jeżeli nawet tak, to co ci do tego zapyziały tchórzu o pryszczatej gębie – odcięła się kobieta.
- Chrzanić to – rozległ się jakiś głos grubego mężczyzny, który wskoczył na stół. – Ugh – czknął, a głos łamał mu się z przepicia, - Co ja chciałem powiedzieć. Aha, ogłaszam stworzenie nowej grupy poszukiwaczy przygód. Kto ze mną i kto nie jest tchórzem?
- Ja
– krzyknął mężczyzna, który wspominał o Myth Drannor.
- Ja – dorzucił kobiecy głos znany z tekstu o „pryszczatej gębie.”
- Ja, ja – zgłaszały się kolejne osoby, w tym obydwoje Twinklestar.

Gdyby wszyscy chcieli wyruszyć teraz, zapewne byłaby to nie Dziewiątka, ale co najmniej Dwudziestka. Tyle, że rano, kiedy większość wytrzeźwiała, za jajo Lewiatana, jakoś chłopaki nie mogli sobie przypomnieć wczorajszych deklaracji i późniejszej popijawy na pohybel goblinom i wszelkim złym mocom. Chyłkiem wymykali się do domów leczyć kaca, aż została niewielka grupka, która rozglądała się po sobie nieco niepewnie.
- Paladyni nie łamią danego słowa – odezwał się wreszcie jeden. – Jestem gotów.
- My także
- oświadczyła w imieniu rodzeństwa Melody. Także reszta potwierdziła swoje chęci wyruszenia na wyprawę.
Dlatego właśnie teraz jechali nocą przez górzysty teren marząc o gospodzie.

- A niech rzesz – mruknął pod nosem Dorian. - Knajpa, jak różdżkę kocham knajpa. Wprawdzie wygląda raczej na mordownię, ale jak jest ciepło i światło to mam w nosie wygląd.
Chyba wszyscy mieli podobne zdanie, bo wymieniając cicho uwagi podjechali pod ruderę, która wtedy wydała im się cudowna gospodą, akurat w sam raz dla takich poszukiwaczy jak oni. Kiedyś niewątpliwe była porządną gospodą, właściciel musiał w nią włożyć kupę pieniędzy licząc na zyski, skoro miała aż trzy piętra, co, biorąc pod uwagę, że koszt terenu był tutaj zerowy, a piętra są droższe niż szersze postawienie budynku, świadczyło o sporym bogactwie i fantazji. Jednak te objawy świetności były przeszłością oraz, może, przyszłością, natomiast teraźniejszość wyraźnie informowała o poważnym upadku. Całkiem możliwe zresztą, ze był to skutek jakiego napadu goblinów.

- Całkiem niezła ta knajpa – odezwała się wesoło Melody schodząc z konia, gdy wreszcie podjechali.
- Żartujesz – skrzywił się ktoś z tyłu.
- Ach, nie dlatego, że to wygląda jak wrak statku skrzyżowany z kiepskiej klasy stodołą, ale wiesz, dziś mamy z bratem ważny dzień. Nasze wspólne urodziny.
- Wspólne?
- Dokładnie tak? Jesteśmy bliźniakami i szczerze mówiąc miałam nadzieję, ze uda nam się tego dnia wypić za pomyślność naszą oraz całej wyprawy szklaneczkę dobrego wina.
- Jeżeli tu uświadczy dobre wino
– mruknął ów – ale szczęścia wiele kapłanko i tobie i twojemu bratu – dorzucił uprzejmie.
- Ba, jeżeli nam tu otworzą – prychnął Dorian. – Nikt nie trzyma w nocy niezawartej bramy, a nasza grupka wcale nie wygląda. Dzięki za życzenia - dodał. Wygląda na to, że Nicolasowi, który właśnie krzyknął „Hej! Jest tu kto” odpowiedziało jedynie echo. Wojownik ruszył do drzwi, szarpnął, a gdy okazały się zawarte, walnął w nie parę razy rękojeścią swojego noża, ponownie wzywając do otwarcia.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 27-11-2007 o 12:41.
Kelly jest offline