Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2007, 12:11   #68
Kutak
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Gdy Lorianna opuszczała pomieszczenie, do Burkharda podszedł jej sługa, by przekazać szeptem parę słów. Krzyżak z satysfakcją pokiwał głową i ponownie zanurzył swe usta w kielichu wina. Jakakolwiek będzie odpowiedź, myślał, dla niego będzie dobra. Był bowiem przygotowany na wszelką ewentualność.

Kątem oka ciągle obserwował Świnkę oraz Korda. Ten pierwszy kręcił się niebezpiecznie blisko księcia- kto wie, jakie chore wizje przed nim rozsnuwa... Mimo to był chyba przeciwko księżnej, a to ona była wciąż najważniejszą istotą na tym dworze. Człowiekiem bowiem von Truttcheweitz z pewnością by jej nie nazwał... Przez chwilę jeszcze zastanawiał się nad samą lokacją miejsca, w którym przyjdzie się spotkać mu i Loriannie- w końcu jej zamiay mogą nie być do końca czyste... Cóż, Krzyżak pocieszał się myślą, iż jego także nie są.

Griszko zaś drażnił go niebywale- wielki, tępy rycerz, który śmiał znieważyć, słowem i zachowaniem, jednego z członków Zakonu, przy tym także bratanka Albrechta. Takie zachowania nie będą tolerowane, nigdy- minie jeszcze trochę czasu, a śmieć zostanie obdarty ze swej zbroi i na kolanach będzie błagał wielkiego marszałka o litość... Ale litości nie będzie. Dla takich jak on istnieją tylko dwie opcje- sojusz bądź śmierć.

Burkhard nie zauważył nawet chwili, gdy rycerz opuścił salę balową. Skupił się wtedy na wymianie paru półsłówek z bratankiem, by dowiedzieć się, czego chcieli od niego posłańcy. Straże węszą? Cóż, niech sobie węszą- byle wewnątrz pałacu. Poza Narcyzowem może być dla nich stanowczo zbyt niebezpiecznie, szczególnie tej nocy...

W tym samym czasie Zawisza przemykał w ciemności między kolejnymi strażnikami, którzy rzekomo mieliby zauważyć każdego. Jego najwidoczniej nie. I w chwili, gdy był już ledwie parę metrów od trzech wozów, gdy mógłby do nich przypaść czterema większymi skokami, przez chwilę poczuł, iż wchodzi w aurę co najmniej dziwną... Znajomą, acz mocno wypaczoną... A potem...

Oszałamiający, histeryczny kobiecy krzyk poraził uszy wszystkich w zamku.

- Ktoś jest przy wozach!- krzyknęli niemal natychmiast i Burkhard i Zygfryd, z czego ten pierwszy momentalnie puścił się biegiem w kierunku dziedzińca, a zaraz za nim- dwójka jego milczących rycerzy, z którymi przybył na bal, nim pojawił się jego bratanek.

Pęd z jakim wszyscy pokonali salę, sień i schody pokazywał, iż w wozie musi być coś niebywale ważnego dla Zakonu, a przy tym krzyczącego porażająco głośno i zadziwiająco długo...

Gdy krzyżak pojawił się na dziedzińcu, blisko piętnastu rycerzy otaczało powozy, nie bacząc na krzyk i jakiekolwiek niebezpieczeństwo. Mimo tej odwagi, ich próby odszukania jakiegokolwiek kształtu w ciemnościach były daremne i próżne- ktokolwiek wywołał alarm, musiał kryć się z użyciem nadnaturalnych zdolności.

Albrecht powoli wciągnął powietrze nosem, delikatnie obracając głową, niczym pies szukający czegoś na węch. Po chwili wyciągnął dłoń, w którą jeden z rycerzy natychmiast włożył pochodnię (zdjętą z kolumny), po czym cisnął płonącym łuczywem przed siebie.

Upadło wprost pod nogi Zawiszy Czarnego.

- Kogóż ja to widzę!- zakrzyknął, przebijając się przez powoli już słabnący krzyk, po czym prędko odwrócił się do jednego ze swoich rycerzy, szepcąc mu do ucha parę słów. Ten natychmiast wrócił do wnętrza budynku.

- Wielce szanowny rycerz Kord Griszko skradający się w nocy, z użyciem zdolności, które to prawdziwemu rycerzowi nie przystoją! Zadziwiające!- wołał, powoli zmierzając w kierunku wozów.- Co gorsza, by obrobić wozy jak jakiś pomniejszy łotrzyk! Baliście się, że moi ludzie rozłożą was w walce? Iż żadnych szans nie macie z nowicjuszami zakonu krzyżackiego? Bo to i prawda jest. Z racji naszego stanu możemy zabić cię jak psa, stworzenie nocy. Papież bowiem nigdy nie dopuścił istot takich jak ty do honorów rycerstwa, do służenia Jezusowi Chrystusowi! Jak zresztą mógłby dopuścić do tego potomków tego, który zabił Abla?!

Z twarzy Burkharda dawno już zniknął delikatny, rzec można- dyplomatyczny uśmieszek. W tej chwili był bezwzględnym rycerzem, złowieszczym wojownikiem poszukującym zemsty, zabójcą na papieskiej służbie. Stojąc już przy wozach wyciągnął dłoń w prawą stronę.

Po chwili trzymał już w rękach ogromną kuszę z kołkiem zamiast bełta.

- Trafiam za każdym razem. Masz coś do powiedzenia przed tym, jak twa marna zbroja, której nosić nie powinieneś, zostanie przedziurawiona, podobnie jak twoje serce?- przerwał i patrzył się na Korda.Nie miał szans na ucieczkę. Przy wozie było pełno jego ludzi, brama była zamknięta (co wykluczało ucieczkę poza mury zamku), przy wejściu do wnętrza pałacu stało dwóch rycerzy- nawet jeżeli będzie miał ich pokonać, to zwiążę się choć na chwilę walką. A ta chwila wystarczała von Truttcheweitzowi.

Tej nocy poleje się krew tych, którzy przywykli ją spijać.
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.
Kutak jest offline