Przez mrok nocy przebijała się pieśń. Spokojna i kojąca muzyka docierała do uszu każdego jeźdźca. Gdy na horyzoncie można już było dostrzec migoczące światła zabudowanego obszaru, pieśń ucichła. Zrobiło się nienaturalnie głucho. Dostrzegalna była teraz pustka, jaką muzyka zapełniała podczas tych kilku dni podróży.
Bard odsunął instrument od ust, po czym schował swój małej wielkości poprzeczny flet za pas, tam gdzie było jego miejsce. Potarł dłonie o siebie i chuchnął, próbując je ogrzać. Nie lubił takich nocy. Szybko wyjął rękawice i włożył je. Mimo, że nie były przeznaczone do zapewnienia ocieplenia dłoniom, to na tę pogodę wystarczały. Półdrow zmierzwił swoje krótkie, białe włosy i podrapał szyję, która podobnie jak reszta ciała miała popielaty kolory. Ciemnogranatowy płaszcz zakrywał większą część ubioru, ale widoczna była czarna kamizelka i obecny pod nią lekki, nie krępujący ruchów, skórzany pancerz. Ledwo widoczny był również przypięty do pasa rapier - jedyna broń Solhayma.
Niezmiernie był uradowany, że udało mu sie wyprawić w taką wyprawę. Od dawna w podróży nie towarzyszył mu nikt. Cieszył go fakt, że towarzysze za nic mieli jego pochodzenie.
Gdy wreszcie dotarli do zajazdu, bard przyglÄ…daÅ‚ siÄ™ zniszczonej budowli. "Szkoda takiego Å‚adnego budynku" - pomyÅ›laÅ‚ - "Mam nadziejÄ™, ze chociaż w Å›rodku prezentuje siÄ™ nienagannie." - CaÅ‚kiem niezÅ‚a ta knajpa. – odezwaÅ‚a siÄ™ wesoÅ‚o Melody schodzÄ…c z konia, gdy wreszcie podjechali. - Å»artujesz – skrzywiÅ‚ siÄ™ ktoÅ› z tyÅ‚u. - Ach, nie dlatego, że to wyglÄ…da jak wrak statku skrzyżowany z kiepskiej klasy stodoÅ‚Ä…, ale wiesz, dziÅ› mamy z bratem ważny dzieÅ„. Nasze wspólne urodziny. - Wspólne? - DokÅ‚adnie tak! JesteÅ›my bliźniakami i szczerze mówiÄ…c miaÅ‚am nadziejÄ™, ze uda nam siÄ™ tego dnia wypić za pomyÅ›lność naszÄ… oraz caÅ‚ej wyprawy szklaneczkÄ™ dobrego wina. - Jeżeli tu uÅ›wiadczy dobre wino – mruknÄ…Å‚ ów – ale szczęścia wiele kapÅ‚anko i tobie i twojemu bratu – dorzuciÅ‚ uprzejmie. - Ba, jeżeli nam tu otworzÄ… – prychnÄ…Å‚ Dorian. – Nikt nie trzyma w nocy niezawartej bramy, a nasza grupka wcale nie wyglÄ…da. DziÄ™ki za życzenia - dodaÅ‚.
Solhaym natychmiast zsiadł z konia. Szybkim krokiem zbliżył sie do rozmawiającej trójki i krzyknął: I wy mówicie to dopiero teraz?! - spojrzał z wyrzutem na rodzeństwo - Nie można zwlekać z wieczerzą! Jeszcze dziś wypijemy za wasze zdrowie!
Powiedział to donośnym i wesołym głosem. Zapomniał już o zimnie i tylko czekał, aż znajdą sie przy suto zastawionym stole. Miał nawet w głowie pierwsze słowa pieśni pochwalnej na cześć solenizantów, ale wnet rozległ się głos: Hej! jest tu kto? Popatrzył chwile na Nicholasa i uzmysłowił sobie, że nikogo oprócz nich nie ma. "I to ma być zajazd?" - pomyślał rozgoryczony. Powrócił do swojego konia i łapiac go za uzdę, podprowadził bliżej reszty. Swoją droga ciekawe, co wyrządziło tu takie szkody...
__________________ W takich sytuacjach, gdy warstwa nakłada się na warstwę, gdy wszystko jest fasadą, wplecioną w sieci oszustwa, prawdą jest to, co z nią uczynisz. - Artemis Entreri |