Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-11-2007, 18:22   #8
Radioaktywny
 
Radioaktywny's Avatar
 
Reputacja: 1 Radioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemu
Z całego pędzącego orszaku jedna osoba wyróżniała się szczególnie. A był to krasnolud zwany Vulfgarem. Podczas gdy wszyscy z gracją jechali na koniach on cierpiał katusze dosiadając swojego kuca. Nie dość że krasnolud siedząc na nim głową sięgał zaledwie kłębu rumaków to w dodatku niewygodne siodło gniotło go w pewnym miejscu. Wiercąc się i przeklinając pod nosem marzył tylko o tym aby zsiąść z tego potwora i wypocząć i gospodzie. Był to barczysty krasnolud mierzący około 130 centymetrów. Wiatr rozwiewał jego rudą brodę zaplecioną w trzy warkocze, każdy zakończony maleńką metalową twarzą krasnoluda. Dwie po bokach przedstawiały miny smutną i wesołą, a trzecia wisząca na krótszym warkoczu, znajdującym się trochę z tyłu między dwoma pozostałymi przedstawiała krasnoluda złego. Vulfagar odziany był w kolczugę, hełm i skórzane buty a na to narzucony miał biały płaszcz z kapturem. U jego boku spoczywał jednoręczny młot bojowy, a przez plecy miał przewieszoną metalową tarczę z kolcami. Reszta ekwipunku spoczywała w tobołkach po obu stronach kuca.

W pewnym momencie karzeł nie mógł już wytrzymać i swym grzmiącym głosem powiedział:

Na Moradina, mości Państwo zwolnijcie trochę. Ten przeklęty kuc nie umie biegać i z każdym jego krokiem siodło mnie obdziera.

Zaraz potem w oddali zauważył światła. Jego przyzwyczajone do mroku oczy ujrzały tam gospodę. Stan jej był kiepski, lecz dla wykończonego krasnoluda wydawała się ona pałacem.

"Cóż spało się w gorszych miejscach. Mam tylko nadzieję, że mają tutaj dobre piwo" - myślał ściskając lejce i popędzając swego wierzchowca. W myślach widząc siebie w wygodnym fotelu, pijącego złoty trunek i przypatrującego się ogniowi w kominku zapomniał o tym co przed chwilą powiedział. Nie myślał już o niewygodnym siodle czy głupim kucyku bo już wkrótce jego katusze miały dobiec końca.

Jednak dotarcie do karczmy wcale nie było takie proste. Kiepska droga zmusiła wędrowców do pieszego prowadzenia swoich rumaków. Zdrętwiałe nogi początkowo odmawiały posłuszeństwa, przez co krasnolud został z tyłu. Gdy w końcu doszedł do reszty ujrzał Nicolasa walącego w drzwi. Domyślając się od razu co jest grane rzekł smutnym głosem, w którym słychać było, że właśnie prysł sen o piwie w fotelu:

Chyba sobie nie poucztujemy. Weźcie no mości Państwo zajrzyjcie przez okna czy jest tam kto w środku. Zrobiłbym to chętnie sam, lecz obawiam się że z moim wzrostem nie za wiele mógłbym zdziałać.

Po tych słowach zaczął się rozglądać mając nadzieję że dojrzy jakiegoś tubylca...
 

Ostatnio edytowane przez Radioaktywny : 28-11-2007 o 18:33.
Radioaktywny jest offline