Cudownie... - pomyślał czarodziej schodząc ponuro na dziedziniec - Mord-sith i krasnoludzki alchemik. Zboczona sadystka i zarozumiały kurdupel. Świetne dopełnienie do nas dwóch...
Rzeczy nie miał dużo. Dwie księgi, jakiś płaszcz, kociołek, trochę prowiantu... Szybko zabezpieczył swe juki i włożył wszystko na konia. Przy magu zdawał się być jakiś niespokojny, ruszał kopytami, potrząsał głową, parskał, jakby w pobliżu był jakiś drapieżnik. Jeden z stajennych, aż sie zdziwił: przecie ten koń najspokojniejszy ze wszystkich.
Allen jednak zdołał wszystko zapakować na konia i wspiął się ciężko na grzbiet. Koń chciał ruszyć w jednej chwili, jeszcze bardziej stał się niespokojny, Wręcz stanął dęba, i gdyby nie szybka reakcja stajennego stary mad poleciałby do tyłu.
Nawet koń wie iż na taką misje się nie powinno iść- pojawił się głos w jego myślach.
Wierzchowiec jeszcze chwile poruszał sie niespokojnie to w tył to w przód po czym już się w miarę uspokoił - Może innego konia waszmość chcesz? - spytał się stajenny - temu coś odbiło teraz - Nie. Już jakoś wytrzymam. -Po czym zwrócił się do alchemika, chłodnym tonem -Jedźmy już mości krasnoludzie po czym, nie czekając na odpowiedź trochę nieporadnie ruszył stępem w stronie bramy, by dogonić mord-sith. - Wiesz ile to dni musimy nadrobić by dołączyć do reszty?- spytał się |