Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-11-2007, 16:36   #61
 
Lukadepailuka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znany
-Gratulacje- powiedziała pęknięta już twarz- wy pierwsi otworzyliście wrota do kryjówki Kazacharka von O’gmarda, uważajcie jednak na przekleństwo czyhające za progiem.
Odgłos gromu przeszył powietrze, a skała pękła na dwie części. Kamienna twarz krzyczała tylko przenikliwie przy wtórze przekleństw Mrocznych Elfów. Drużyna leżała na drżącej ziemi, gdyż nie sposób było na niej ustać, a nawet przedstawiciel Starszego Ludu, który wyśrodkował swój ciężar i podparł się laską upadł boleśnie. Wszystko nagle umilkło. Po strażniku nie było ani śladu, a w skale widniała dziura przypominająca wejście na salony.


Powolnym i ostrożnym ruchem Bailey zaczął sprawdzać czy przy wrotach nie ma pułapek. Gdy już obszedł całą dziurę pokręcił wolno głową. Nie mógł jednak zdecydować się na wejście do dziury. Odważył się za to Hambutt, który powoli niszczył stereotypy o Niziołkach. Dumnym acz zmylonym krokiem przekroczył próg wrót i już odważniej ruszył dalej. Tuż za nim poszedł druid i Bailey, a na ostatku Vaneysh.
Czwórka bohaterów ruszyła przez oświetlonym przez pochodnie korytarzem. A podobno nikt tutaj nie był od wieków, rzuciło się każdemu na myśl, ale nikt na głos tego nie zauważył. Gdy tylko skończył się korytarz Niziołek, który szedł przodem ujrzał najpierw tylko lampę, która stała na biurku zawalonym różnymi zwojami. Równie wiele ksiąg leżało na szafie, która stała po lewej stronie stołu i którą zauważył w drugiej kolejności. Po prawym za to jego kierunku było łóżko i jeszcze dalej, wciśnięta w kąt jamy, ozłocona skrzynia. Ponad wiekiem powbijane były klejnoty, po prawej stronie rubiny, a po lewej szmaragdy, miejsce po środku było puste.
Vaneysh od razu, bez wcześniejszego przemyślenia, ruszył w kierunku szafy z miną:
„ No, no, moje drogie dzieci, wujek do was przyszedł”.
Druid rozejrzał się po komnacie i podszedł do biurka. Wziął w drżące palce jeden ze zwojów i przeleciał wzrokiem, jego twarz gwałtownie zmieniła wyraz. Zmarszczył brwi.
Bailey w tym czasie wypróbował użyteczność łóżka w praktyce, a Hambutt podszedł do skrzyni i zaczął manipulować kryształami. Utknął jednak w martwym punkcie i klejnoty wróciły na swoje miejsce.
Nad klejnotami widniał zapis.

Jeśliś mądry przenieś szmaragdy na miejsce rubinów, a rubiny na miejsce szmaragdów. Jeden kamień może przesuwać się na wolne miejsce tylko o jedną kamienną podstawę, lub mijając kamień przed sobą. Nie można cofać kamieni.

Schemat:

ZZ_CC

Vaneysh przejrzał jeden ze zwojów i zauważył, że jest w innym języku, nigdy nawet o nim nie słyszał. Dotego runy diametralnie różniły się od znaków ludzi czy nawet Starszego Ludu, ani żadnych runów ze Starego Świata, choć faktycznie większość tamtych ras humanoidalnych posługiwała się językiem półaniołów. Spojrzał pytająco na druida, a tamten pokręcił głową.
-Nigdy nie słyszałem o tym języku, ani nawet o takich runach.- Burknął ponurym krokiem.
-Ja też- po czym odwrócił się znowu do szafy i porwał kolejny zwój.
Zabrakło mu tchu…
Znał treść, nie znał tego języka, runów, ale znał treść.
-Co tam masz?- Spytał zaciekawiony Hambutt, który już dawno znudził się kryształami.
-Nic ciekawego- odburknął Vaneysh i wepchnął brutalnie arkusz papieru na półkę.- Wszystko jest w innym języku- powiedział już milej i ruszył do Druida.
Hambutt tylko wzruszył ramionami i sięgnął po zwój, który leżał na najniższej półce. Z uradowaną miną zauważył, że treść zwoju to jego ballada. Nie rozpoznał tego po słowach, lecz po rytmie, który był zapisany pod treścią. Jak on teraz żałował, że stracił swoją lutnię. Chęć do gry ogarnęła duszę barda. Wzrokiem jeszcze raz ogarnął całą pieczarę. Zwykłe kamienne ściany, szafa, biurko, łóżko, skrzynia, na środku zgliszcza po ognisku, kształt całego pomieszczenia był kołem o wymiarach średnicy około jedenastu stopach. Na ścianach w niektórych miejscach były małe kratki z dziurkami. To pewnie tędy wylatywał dym z ogniska, pomyślał Niziołek.
Druid i Vaneysh dyskutowali zawzięcie przy stole.
-Widzę pewne podobieństwa między runami Praelfów. Studiowałem kiedyś ten język. Patrz.- Druid wziął pusty arkusz papieru i narysował literę- widzisz tutaj zaokrąglenie? I tą kreskę tu?- Dopytywał się natrętnie- Spójrz teraz na to- wskazał znak, który widniał na zapiskach tajemniczego mędrca.- Mamy pewne podobieństwa. To w wspólnym ludzkim mogłoby oznaczać literę „S”, lecz tu widoczne zaokrąglenie przecinane kreską, może wskazywać, że to jest litera „G”.
-Zobacz też tą kreskę i całą linię ciągłą u tej litery.- Wtrącił niespodziewanie Vaneysh- Przypomina to „S” w alfabecie Starszego Ludu, a to- wskazał palcem miejsce w literze- już mnie prawie w tym upewnia. Patrz jeszcze na tą kreskę. Nie widzisz podobieństwa w ludzkim?
-Zadziwia mnie Twoja wiedza na temat języka ludzkiego. Muszę jednak wtrącić, że runy w naszym języku pochodzą właśnie z runów Praelfów, którzy byli pierwsi na tym kontynencie.
-Słyszałem po części historię naszego kontynentu. A co do języka to mieliśmy części z niego na uczelni… nie pamiętam nazwy, ale pamiętam, że uczelnia była dobra.
- No, cóż. Mamy już jedną literę. Początek sukcesu- druid uśmiechnął się i poklepał Vaneysha po plecach.
Hambutt i Barley dyskutowali za to o skrzyni, która stała niewinnie niedaleko łóżka.
 

Ostatnio edytowane przez Lukadepailuka : 07-12-2007 o 13:56.
Lukadepailuka jest offline  
Stary 14-11-2007, 22:56   #62
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Moje gratulacje - powiedział Bailey, podnosząc się z ziemi i otrzepując źdźbła trawy, które przyczepiły mu się do spodni.
Starannie obejrzał wejście do jaskini, potem pokręcił głową.
- Chyba nic tu nie ma.
Ruszył do środka poprzedzany przez Hambutta.
Niezbyt sie spiesząc szli oświetlonym przez pochodnie korytarzem. Bailey z pewnym zdziwieniem spoglądał na pochodnie.
"Ciekawe, jak długo będą sie palić. I co by się stało, gdyby taką jedną zabrać. Fajnie by było mieć wieczną pochodnię. Tylko czy by się dała ponownie zapalić po zgaszeniu..."
- Nie do wiary - stwierdził Bailey na widok kolistego pomieszczenia. - Udało nam się wejść i znaleźliśmy salę pełną skarbów.
- Mam nadzieję, że ta jaskinia jest zabezpieczona przed elfami - dorzucił, wskazując kierunek, z którego przyszli.
Nie zwracając uwagi na poczynania magów usiadł na łóżku.
- Całkiem niezłe - powiedział, klepiąc miękki materac. - Kto by pomyślał, że to wszystko tak sobie czekało na nas kilkaset lat.
Spojrzał na zajmującego się klejnotami niziołka.
- Zamek-zagadka - powiedział. - Tym razem nie jest słowna. Ciekawe, jaki skarb mieści się w tej skrzyni. Pewnie najcenniejszy ze wszystkich, skoro tak go zabezpieczono, podczas gdy cenne zwoje i księgi leżą na wierzchu - ręką wskazał szafę pełną ksiąg.
- Ale na twoim miejscu bym się zastanowił, czy w środku nie siedzi owo przekleństwo, o których mówiły wielkie usta.
 
Kerm jest offline  
Stary 22-11-2007, 18:19   #63
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Vanyesh stał, oczekując kolejnego trzęsienia ziemi, lecz z zaskoczeniem odkrył, że się nie odbyło, a w zamian za to usłyszał z tyłu głos, więc odwrócił się i zobaczył, że kamienna twarz pękła.
-Gratulacje. Wy pierwsi otworzyliście wrota do kryjówki Kazacharka von O’gmarda, uważajcie jednak na przekleństwo czyhające za progiem-odezwała się, a w powietrzu rozległ się odgłos gromu, skała pękła, krzycząc przeraźliwie przy przekleństwach Mrocznych Elfów.
W skale pozostała dziura, która przypominała Vanowi wejście na salony.
Przedstawiciel Starego Ludu już miał rzucić zaklęcie na wykrycie pułapek w wejściu, gdy zajął się tym Bailey, lecz nie przy użyciu zaklęć, więc Vanyeshowi nie pozostało nic innego jak czuwać nad tym, by Mroczne Elfy nie dostały się do nich za szybko, gdyby próbowały.
Kątem oka widział jak Bailey pokręcił wolno głową, lecz nie specjalnie chciał wejść, więc postanowił to zrobić Bambutt, który wkroczył tam dumnym krokiem. Za nim podążył Druid i Bailey, a Van wszedł ostatni, osłaniając tyły.
Korytarz, którym szedł był oświetlony przez pochodnie, co było dziwne, gdyż podobno nikt tu nie wchodził od dawna.
Powiedziane, że nikt nie wchodził, ale czy ostatnia, wchodząca tu osoba zdołała wyjść?-pomyślał, zatrzymując się i przeciągając wolno ręką nad pochodnią, by sprawdzić czy ogień nie jest iluzoryczny. Ciepło powiedziało, że jest prawdziwy.
Nagle korytarz skończył się, a jego oczom ukazała się lampa, obłożona zwojami i stojąca na stoliku, szafa stojąca po lewej stronie, obłożona księgami, zaś po prawej stronie stołu stało łóżko, a za nim ozłocona skrzynia ze szlachetnymi kamieniami.
Nie jestem pewien, ale chyba każdy kawałek mojego domu jest wyłożony metalami i kamieniami szlacetnymi-pomyslał, przyglądając się księgom i zwojom.
Wziął do ręki jeden zwój i przyjrzał mu się.
-Nie jest to żaden język, którym posługiwałby się Stary Lud, ani nawet jego runy. Nie są to nawet symbole magiczne używane przez moją rasę ani nie jest to alfabet ludzi. Dziwne, nie słyszałem o tym, chociaż w Akademii poznałem znaczną większość języków...-mamrotał do siebie, przyglądając się mu z zaciętością, po czym spojrzał na Druida, a ten pokręcił głową.
-Nigdy nie słyszałem o tym języku, ani nawet o takich runach-mruknął.
-Ja też nie-odrzekł Mag, odwracając się do szafy i biorąc kolejny zwój, a gdy go rozwinął, zbladł i zabrakło mu tchu. W tamtej chwili wydawał się bielszy niż płaszcz z idealnie białego materiału, który miał na sobie. Wciągnął gwałtownie powietrze, po czym usłyszał za sobą głos Niziołka.
-Co tam masz?
-Nic ciekawego. Wszystko jest w innym języku-powiedział, wpychając zwój do szafy, ale jednocześnie zapamiętując gdzie go położył, a następnie odwrócił się do Druida.
-Widzę pewne podobieństwa między runami Praelfów. Studiowałem kiedyś ten język. Patrz-rzekł, pochylając się nad zwojem i biorąc pustą kartkę, na której narysował symbol.
-Widzisz tutaj zaokrąglenie? I tą kreskę tu? Spójrz teraz na to-pokazał znak za zwoju.
-Mamy pewne podobieństwa. To w wspólnym ludzkim mogłoby oznaczać literę „S”, lecz tu widoczne zaokrąglenie przecinane kreską, może wskazywać, że to jest litera „G”-powiedział, a Vanyesh myślał intensywnie, po czym dodał:
-Zobacz też tą kreskę i całą linię ciągłą u tej litery. Przypomina to „S” w alfabecie Starszego Ludu, a to już mnie prawie w tym upewnia. Patrz jeszcze na tą kreskę. Nie widzisz podobieństwa w ludzkim?-zapytał.
-Zadziwia mnie Twoja wiedza na temat języka ludzkiego. Muszę jednak wtrącić, że runy w naszym języku pochodzą właśnie z runów Praelfów, którzy byli pierwsi na tym kontynencie-powiedział Druid, a przedstawiciel Starego ludu uśmiechnął się blado, wtrącając jeszcze coś:
-Słyszałem po części historię naszego kontynentu. A co do języka to mieliśmy części z niego na uczelni… nie pamiętam nazwy, ale pamiętam, że uczelnia była dobra.
-No, cóż. Mamy już jedną literę. Początek sukcesu-uśmiechnął się i klepnął Maga w plecy, lecz ten zastanawiał się nad kolejnym znakiem, kontrastując go ze wszystkimi podobnymi do niego symbolami, znanymi przez Vanyesha.
 
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 28-11-2007, 18:48   #64
 
Lukadepailuka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znany
Niziołek położył się na łóżku. Gdy już adrenalina powoli przestawała pulsować w ciele, okazało się, że wszyscy jesteście zmęczeni. Cholernie zmęczeni. Tylko, że niektórzy inaczej to odbierają.
Vaneysh co raz przecierając oczy wpatrywał się w białe arkusze papieru. Litery migały mu przed oczyma, a w głowie dalej pokazywały się słowa przeczytane na tamtym zwoju. Zły omen...
Bailey nie ustając męczył się z zagadką, co raz kamienie z powrotem przeskakiwały na swoje miejsca. Nagle jednak w bohaterowie usłyszeli to samo co i wtedy, gdy odpowiedzieli na zagadkę Strażnika tej pieczary. Huk gromu w małej jaskini był przerażający.
Obudzony głośnym odgłosem Hambutt spadł z łóżka. Zaczął zmagać się z kołdrą i wreszcie udało mu się wstać. Jego mina mogła rozbawić do łez, gdyby nie zaistniała sytuacja. Był zszokowany.
-Co się dzieje?- Zapiszczał przestraszony.
Fence, który był najbliżej skrzyni, zakrył dłońmi uszy i odskoczył do tyłu.
Ucichło… Przestało drżeć… Bailey powoli podniósł się z ziemi i podszedł do otworzonej skrzyni. Gdy tylko zajrzał do środka jego uwagę przykuła obroża wysadzana diamentami. Poza tym w środku leżało kilka innych rzeczy. Niziołek, który zbliżył się do skarbu od razu pochwycił z wnętrza pięknie wyrabianą lutnię i równie okazały flet. Nie mógł się pozbierać z radości i usiadłszy na łóżku zaczął grać na swoim nowym znalezisku. Piękna muzyka rozładowała lekko napięcie.
Każdy po kolei podszedł do skrzyni i zaczął oglądać jej zawartość. Więcej tam było rupieci niż drogocennych rzeczy, ale uwagę Vaneysha przykuł piękny miecz, od którego aż bił blask. Sięgnął ku niemu ręką, ale natrafił na niewidoczną barierę. Zaczął rzucać różne zaklęcia sondujące, ale żadne nie zadziałało. Po chwili przyłączył się druid. Efekt był taki sam.
-Zostaw, nie ma sensu. Patrz lepiej na tą obrożę.- Zaczął jazgotać druid jak zwykle tym swoim podekscytowanym głosem.- Wygląda mi to na zatrzask zatrzymujący magię w danej istocie. Gdy założysz tą obrożę na szyję jakiegoś czarodzieja, jednocześnie zablokujesz jego moc.
Po krótkiej rozmowie obaj doszli do wniosku, że druid miał rację.
Przedstawiciela Starszego Ludu zaintrygował jeszcze dziwnie wyglądający nóż o zaokrąglonym ostrzu. Nie miał jednak już sił sprecyzować celu jego istnienia, więc tylko wsadził go za pas i usiadł na krześle przy biurku, biorąc w rękę pergamin ze swoimi pracami.
Ten, któremu przypadły zasługi otworzenia skrzyni grzebał tylko nie mogąc niczego dla siebie znaleźć. W końcu znalazł złote rękawice z jakimiś dziwnymi runami. Takimi samymi jak na piśmie Właściciela Jaskini. Kiedy tylko założył je na swoje ręcę zaczęły świecić.
-Dobra, niech Niziołek śpi na łóżku, a reszta zdrzemnie się w swoich śpiworach.- Powiedział Bailey- Vaneysh, lepiej daj sobie spokój z tymi pergaminami na dzisiaj. Jutro będziesz zmęczony.
-Nie martw się, poradzę sobie- machnął ręką Anturasi nawet nie odrywając oczu od arkuszu papieru.
Druid i człowiek położyli się w śpiworach słuchając do snu cichej ballady Hambutta „Księżycowy Sen”. Vaneysh, który nie wykazał szczególnej odporności na muzykę, szybko usnął na swoich zapiskach, a Bailey i druid niedługo później.
Niziołek jako jedyny jeszcze nie usnął. Energia, którą zyskał przy nagłym szczęściu jakim było znalezienie nowej lutni, już dawno z niego uleciała. Koniec końców i on usnął, pogłębiając się w bezdennej rozpaczy.

„Czemu ja się tu znalazłem?”

„Czemu?”

Vaneysh wyskoczył pierwszy z jaskini z różdżką w pogotowiu. Czujnym okiem lustrował okoliczne drzewa i krzaki. Potem z dziury wyszedł Bailey, który nozdrzami wdychał świerzy zapach poranka. Druid i Niziołek wywlekli się na końcu.
Wolny trucht przez las, dodał im trochę pewności siebie. Może uda im się wyjść z niego bezproblemowo?

Nadzieja…

Trucht przemienił się w szybki marsz, gdyż starali się oszczędzać siły w czasie walki.
-Las już niedługo się kończy!- Powiedział druid wesołym tonem. Aż tyle szczęścia ich nie mogło spotkać…
Między drzewami zobaczyli nagle Mrocznego Elfa. Stał tak spokojnie odgradzając im drogę od wyjścia z lasu.
-Nie odejdziecie stąd- powiedział obojętnym tonem.
-Ty masz nam przeszkodzić?- Zaśmiał się druid, wyciągając z za pasa różdżkę.- Nie, przepraszam. To ma być najpewniej sprytnie zaplanowana sztuczka, która ma na celu dezorientacje wroga. Nie mylę się?- Szyderczy uśmiech pojawił się na jego twarzy.
-Las nie chce was wypuścić- powiedział nadal spokojnie. Był młody. Mały, głupi młokos, który stawia się czwórce starszych od siebie osób. Zaraz… jaki „Las”?
Gałąź, która trafiła Baileya w ramię, uderzyła z taką mocą, że człowiek nie miał dużo do gadania. Z cichym wrzaskiem upadł na ziemie w pełnym piruecie. Powoli zaczął się zbierać, gdy kolejną ofiarą szalejących drzew był Niziołek. Olbrzymi korzeń podciął mu nogi, a następnie przygniótł miażdżąc ciało.
Vaneysh, który zapalił najbliższe drzewo, zdołał krzyknąć „W nogi”, co było aktualnie mało przydatne. W takich sytuacjach najczęściej wie się co się robi.
Druid przemieniony już we wściekłego psa skoczył po ciało Hambutta Burrowsa, odważnego Niziołka Poetę. Złapał trupa za rękę i począł ciągnąć ku Baileyowi, tamten pomógł psu, wsadzić go na plecy i pognał razem z trójką do wyjścia z tego morderczego lasu.
Nie wiadomo jak im się udało. Niektórzy mówią, że uczyniły to nadzwyczajne zdolności druida. Jeszcze inni sądzą, że to ten pomiot „Półanioł”, gorszy niż ten las, uratował ich. Pogłoski głoszą różnie.
Zmęczona drużyna usiadła na trawię. Nie mieli jednak czasu na odpoczynek. Z późnego popołudnia zrobiła się noc, gdy bohaterowie skończyli pracę. W martwe ręce Hambutta Barowsa wcisnęli arkusz papieru na którym widniały słowa jego ostatniej ballady. Lutnie położyli obok jego ciała, gdy wkładali je do grobu.
Na kamiennej tabliczce wyryli napis:

Hambutt Burrows

„Poecie, Niziołkowi, który to wykazał odwagi więcej niż nie jeden wojownik. Chwała mu za jego czyny i słowa.”

Krople deszczu rozmywały atrament na papierze, gdy zakopywali grób. Słowo „Nadzieja”, zaczęło znikać i na arkuszu papieru jak i w sercach drużyny.
Potem usnęli w milczeniu… Gdy się obudzili druida nie było już z nimi.

***

Wezwał was…
- Panie Bjornie? Król cię wzywa. Musisz iść- powiedział jakiś pachołek, który bez pukania wszedł do pokoju.
Łysy krasnolud był akurat przy momencie dodawania składników. Tak, więc nie dziw, że zrugał pachołka, ale tak czy siak, iść musiał. Królowi się nie odmawia.
Po drodze do komnaty królewskiej minął się z jedną z Mord-Sith. Jakby specjalnie zderzyła się z nim ramionami.
-Uważaj gdzie chodzisz mała przybłędo.- Warknęła do niego, ale bójkę, która mogła się właśnie zacząć przerwał im oddział uzbrojonych w piki żołnierzy.
-Panie Bjornie. Proszę nie zwlekać. Król pana wzywa.- Powiedział ich dowódca i poprowadzili go dalej korytarzem. Przy drzwiach do komnaty wszedł z nim już tylko dowódca.
-Królu? Oto ten Mistrz Eliksirów, o którego prosiłeś.
-Dobrze, a teraz opuść nas.- Odrzekł Król, który był wyraźnie zmęczony. Nieopodal niego stały trzy Mord-Sith patrząc nieprzyjaźnie na krasnoluda i osobnika w stroju maga, siedzącego na jednym z krzeseł przy stole. Krasnolud zajął miejsce po drugiej stronie.
-Witajcie moi drodzy. Czas nagli. Mój człowiek powiadomił mnie, że reszta bohaterów jest już w Mrocznym Lesie. Podobno mają dobre schronienie, więc raczej nic im nie grozi. Wraz z moją jedną Mord-Sith udacie się do reszty kompani, która czeka już po drugiej stronie lasu.- Król przerwał przemowę i kiwnął na jedną z jego podwładnych.
-To jest Berdine. Ma zamiar wspierać was, aż do dojazdu do najbliższego Miasta. Z nią będziecie bezpieczni. Tak, wiec żegnajcie. Oby wam się udało.- Machnął ręką i wraz z Mord-Sith, Bjorn i Allen ruszyli do wyjścia.
Na dworze stały już ich konie. Zaczęli więc pakować do juków swoje rzeczy. Mord-Sith nie zaszczyciła ich nawet spojrzeniem. Wsiadła w milczeniu na konia i ruszyła ku wyjściu z Miasta.
 

Ostatnio edytowane przez Lukadepailuka : 22-12-2007 o 10:43.
Lukadepailuka jest offline  
Stary 28-11-2007, 21:28   #65
 
enneid's Avatar
 
Reputacja: 1 enneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodze
Cudownie... - pomyślał czarodziej schodząc ponuro na dziedziniec - Mord-sith i krasnoludzki alchemik. Zboczona sadystka i zarozumiały kurdupel. Świetne dopełnienie do nas dwóch...
Rzeczy nie miał dużo. Dwie księgi, jakiś płaszcz, kociołek, trochę prowiantu... Szybko zabezpieczył swe juki i włożył wszystko na konia. Przy magu zdawał się być jakiś niespokojny, ruszał kopytami, potrząsał głową, parskał, jakby w pobliżu był jakiś drapieżnik. Jeden z stajennych, aż sie zdziwił: przecie ten koń najspokojniejszy ze wszystkich.
Allen jednak zdołał wszystko zapakować na konia i wspiął się ciężko na grzbiet. Koń chciał ruszyć w jednej chwili, jeszcze bardziej stał się niespokojny, Wręcz stanął dęba, i gdyby nie szybka reakcja stajennego stary mad poleciałby do tyłu.
Nawet koń wie iż na taką misje się nie powinno iść- pojawił się głos w jego myślach.
Wierzchowiec jeszcze chwile poruszał sie niespokojnie to w tył to w przód po czym już się w miarę uspokoił
- Może innego konia waszmość chcesz? - spytał się stajenny - temu coś odbiło teraz
- Nie. Już jakoś wytrzymam. -Po czym zwrócił się do alchemika, chłodnym tonem
-Jedźmy już mości krasnoludzie po czym, nie czekając na odpowiedź trochę nieporadnie ruszył stępem w stronie bramy, by dogonić mord-sith.
- Wiesz ile to dni musimy nadrobić by dołączyć do reszty?- spytał się
 
enneid jest offline  
Stary 02-12-2007, 20:10   #66
 
Lukadepailuka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znany
Konie rżały, gdy trzech jeźdźców jechało brudnymi uliczkami, a ludzie spoglądali na nich ciekawie. Mord-Sith przez chwilę, jakby się wyłączyła, ale zaraz odpowiedziała na pytanie postawione przez Allena.
-Około dnia. O ile w ogóle do nich dołączymy.- Mruknęła nawet na niego nie patrząc.
Była piękna. Cholernie piękna. Allen miał ochotę ciągle na nią patrzyć. Oparł się jednak tej pokusie.
Krasnolud nie odezwał się nawet słowem. Patrzył tylko na dachy domów, obok których przejeżdżali.
Gdy przejeżdżali przez bramę strażnicy nawet ich nie zatrzymali. Najpewniej owa Mord-Sith musiała być kimś znanym. Nie koniecznie w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Jazda drogą do lasu była również spokojna. Przed drzewami na chwilę stanęli. Konie nie chciały iść dalej. Rżały i stawały dęba. Koń Allana był jeszcze bardziej pobudzony. Za nic nie chciał ustąpić pola jeźdźcowi. Nawet dźgnięcie agielem, który podziałał na inne konie, przy nim nie dał oczekiwanego efektu.
-Cóż za cholerny wierzchowiec!- Zaklęła Mord-Sith i walnęła go prętem po zadzie, tak, że tamten, aż zakwiczał i pognał w las. Jeźdźcowi jednak udało się go zatrzymać.
Trakt, którym cały czas się kierowali, nagle zanikł wśród drzew.
-Zsiadamy z koni. Dalej będziemy musieli podążać pieszo.- Warknęła Mord-Sith i zsiadła z konia. Spakowała potrzebny ekwipunek do plecaka i ruszyła w głębie puszczy. Krasnolud i mag poszli za jej przykładem.
"Jakże ona była małomówna, ale jaka piękna. Muszę do niej podejść, zagadać."
-Cholera!- Zaklął, gdy potknął się o korzeń jednego z drzew. Przynajmniej wyrwał się z zamyśleń. Bynajmniej niebezpiecznie było się rozkojarzyć w takim miejscu.
Przed nimi wyrósł naglę wielki czarny pies. A może i wilczur. Warknął i skinął głową. Mord-Sith również, a potem cała trójka, z kobietą na czele ruszyła za nim.
Klucząc i błądząc między ciasnym gąszczem drzew dotarli wreszcie do dużych wrót wykutych w kamieniu.
-Dięgd Qyudasd Aufzesg Fajfhows Oqul Qfus- Powiedział naglę wysoki czarnowłosy mężczyzna, który wyrósł skąd znikąd.
-Kim ty jesteś?- Wyrwało się Allenowi.
-Mistrz Fervick, Druid- Odpowiedział enigmatyczny przybysz, patrząc na otwierane wrota. Jakiś tajemniczy mechanizm musiał je popychać. Magia?
Weszli do jamy oświetlanej pochodniami. Allen ujrzał najpierw tylko lampę, która stała na biurku zawalonym różnymi zwojami. Równie wiele ksiąg leżało na szafie, która stała po lewej stronie stołu i którą zauważył w drugiej kolejności. Po prawym za to jego kierunku było łóżko i jeszcze dalej, wciśnięta w kąt jamy, ozłocona skrzynia. Wieko miała zamknięte, ale gdy tylko do niej podszedł uniosło się pokazując swoją marną zawartość.
Za to jego uwagę przykuł miecz leżący na dnie. Gdy próbował po niego sięgnąć ręka odbijała mu się od niewidzialnej płaszczyzny.
„Pal licho” pomyślał i rozłożył własny śpiwór na ziemi, gdyż Mord-Sith zajęła wygodne łóżko.
Noc minęła na rozmyślaniu. Każdemu nasunęła się jedna podsumowująca myśl.

***

Ranek był chłodny. Mgła unosiła się do pasa, co przeszkadzało w widoczności podłoża. Cholerny las.
Drużyna co raz potykała się o korzenie. Jeden z korzeni obwiązał krasnoludowi kostkę i pociągnął ku sobie. Allen natychmiast wyciągnął z kieszeni różdżkę. Ku nim nadchodziła szóstka elfów. Wściekłych, Mrocznych elfów.
 

Ostatnio edytowane przez Lukadepailuka : 07-12-2007 o 13:54.
Lukadepailuka jest offline  
Stary 04-12-2007, 10:16   #67
 
enneid's Avatar
 
Reputacja: 1 enneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodze
...
"Jakże ona była małomówna, ale jaka piękna. Muszę do niej podejść, zagadać."

Jakże tyś otumiały: czyż by przeklęty czarodziej zakochał się w przekłętej babie? Do czego to doszło...
-Cholera!- Zaklął, gdy potknął się o korzeń jednego z drzew. Przynajmniej wyrwał się z zamyśleń. Bynajmniej niebezpiecznie było się rozkojarzyć w takim miejscu.
...
Drużyna co raz potykała się o korzenie. Jeden z korzeni obwiązał krasnoludowi kostkę i pociągnął ku sobie. Allen natychmiast wyciągnął z kieszeni różdżkę. Ku nim nadchodziła szóstka elfów. Wściekłych, Mrocznych elfów.
Czyż już tak ziemia jest przeludniona że przez las nie da się przejść nie spotykając takie męty? cuż w końcu będzie można kogoś przypiec porządnie. Może to nie będzie taka nudna wyprawa jak myślałem- wymknęło mu się w myslach
-Cuż to, czy przez lasy nie można przejść już w spokoju?- rzucił w stronę elfów.
Przez ręce maga przechodziła magia prosto do różdżki, kumulowała się niej. Czul juz znajome mrowienie w palcach. Najpierw miał zamiar póścic flamenciki jezor. Pod tą finezyjną nazwa krył się jęzor ognia, który powinien dosięgnięć po kolei każdego z elfów, jak tylko zbliżą się odpowiednio. Standardowa kula ognia również wchodziła w rachubę może mgliste powietrze. mag przypomniał sobie zaklęcie. zmieniał on kierunek wystrzelonych bełtów w jego stronę. mysli biegły mu bardzo szybko szykując się do starcia. zastanawaił się na ile przy tym może liczyć na pozostałych... no moze po za tym nieporadnym krasnalem.
Oczach pojawiły się szaleńcze ogniki. Allen zaczął czuć że traci kontrole nad ciałem. Próbował ruszyć drugą ręka. uczynił to z niemałym wysiłkiem. drugi raz: nic juz to nie dało Podstać Allena stała niewzruszona z wyciągniętą różdżka. Zaraz się zacznie występ! Znów na wszystkie demony...
 
enneid jest offline  
Stary 07-12-2007, 11:19   #68
 
Lukadepailuka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znany
Powoli zaczynało się. Krzyknął z bólu. Mord-Sith na niego spojrzała.
W porę się opamiętał.
Mroczne Elfy przyglądały się mu ciekawie. Pokazywały go łukami, szeptały. A potem…
Padły na kolana.
- O Panie! Prowadź nas, panie! Nauczaj nas, panie! Chroń nas, panie! Rozkwitamy w Twojej chwalę. Osłania nas Twoje miłosierdzie, Twoja mądrość przerasta nasze zrozumienie. Żyjemy tylko po to, aby Cię kochać. Nasze życie należy do Ciebie.- Wyrecytowały jednym głosem.
Około dziesięć minut leżeli na ziemi, a czwórka bohaterów stała w osłupieniu.
„Czy to przez to?” Zastanawiał się Allen.
Jeden wreszcie odważył się wstać nie podnosząc przy tym głowy.
-O panie! Chcielibyśmy, abyś poszedł do naszej wioski.- Zamarł w milczeniu.

***

Tej nocy Las wył.
 

Ostatnio edytowane przez Lukadepailuka : 07-12-2007 o 13:58.
Lukadepailuka jest offline  
Stary 08-12-2007, 17:46   #69
 
enneid's Avatar
 
Reputacja: 1 enneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodze
Sytuacja zbiła Allena z tropu. Po pierwsze, że nic się nie stało, chociaż nieraz w podobnych zdarzeniach skutek był całkowicie rożny... Po drugie te elfy... Co sie właściwie stało? Czy oni coś więcej zauważyli? Był pewien iż Tego nie da się tak po prostu ujrzeć. Po trzecie jak się tego wykaraskać?! W końcu ktoś odkrył w tobie twą prawdziwą potęgę, masz szanse się w końcu wybić ponad!- pojawiło sie w jego myślach. Stać się władca borów, poznać sekrety magi lasu, o której tyle słyszał, mieć pod swa władza jedną z najniebezpieczniejszych ras na tych ziemiach...
Allen napawał się jakoś tą myślą, jednak szybko się opamiętał... Miał cel, a głaskanie wilka, gdy ten leży spokojnie może się prędzej czy później skończyć odgryzieniem ręki. Po za tym kto by zaufał mrocznym elfom, gorsze od swych kuzynów, bo nieprzewidywalne i jeszcze większe wyrzutki?.
Około dziesięć minut leżeli na ziemi, a czwórka bohaterów stała w osłupieniu.
Jeden wreszcie odważył się wstać nie podnosząc przy tym głowy.
-O panie! Chcielibyśmy, abyś poszedł do naszej wioski.- Zamarł w milczeniu.
Zrozumiał że powinien zadziałać:
- Żałuje wielce, lecz teraz nie mogę do was pójść. Mam bowiem misję, którą muszę wykonać. Lecz wiedzcie iż jeszcze do was przyjdę, gdy czas się wypełni. a teraz przeprowadźcie mnie i moich ludzi przez las.
Łżesz w żywe oczy, nie masz co tu wracać beze mnie, a będziesz musiał jakoś przejść później przez ten stos badyli. Nie ładnie tak łgać, nawet przed taką ciemnotą... - gdzieś w jego myślach usłyszał głos
 
enneid jest offline  
Stary 08-12-2007, 19:36   #70
 
Lukadepailuka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znany
- Dobrze panie! W takim razie odprowadzimy Cię bezpiecznie do końca lasu. My bowiem nie możemy wychodzić dalej. Przepraszamy panie.- Przez jeszcze kilka sekund stali spokojnie, kiedy wreszcie dowódca skinął głową i Mroczne Elfy porozbiegały się po krzakach, poszli do przodu. Na karkach czuli spojrzenie mieszkańców lasu.
Przestali się potykać o korzenie. Krasnoluda już nic nie złapało za kostkę. Tak samo jak i innych.
Gdy wyszli z lasu, słońce chyliło się już ku zachodowi.
-Żegnaj panie. Wybacz nam, że nie możemy odprowadzić Cię dalej.- Pożegnały się z Allanem Mroczne Elfy.- Z zniecierpliwieniem będziemy czekać na Twój powrót.
Czarodziej nie wiedział co powiedzieć, więc skinął głową i cała drużyna ruszyła dalej.
Z resztą spotkali się około sto pięćdziesiąt kroków dalej. Wzrok Allena przykuł najpierw wygląd przedstawiciela Starszego Ludu. Zaiste. Ciekawie wyglądał. Można by było poeksperymentować na nim... Ale nie teraz. Teraz mieli misję.
Vaneyshowi nie spodobało się to jak patrzył na niego nowy przybysz. Jednak pozostał spokojny i nie skomentował tego, jak to bywało w zwyczajach pół-Aniołów.
Ten krasnolud też był dziwny. Wydawał się być alchemikiem, o czym świadczyły jego przybory. Był jednak bardzo tajemniczy. Gdy już wszyscy wieczorem usiedli razem, został przy swoim kucu i bawił się miksturami. Nie odezwał się nawet słowem.
Przy rozpalonym ognisku wszyscy milczeli. Druid szeptał tylko do Vaneysha. Opowiadał mu o wydarzeniach w lesie. Vana zaciekawiło to, niemniej niż samego Druida. Wiele legend krążyło o tym lesie.
Powiadali, że został opętany przez przedstawicieli Czarnej Ręki, którą przewodził pewien demon zamknięty w ciele człeka. Został jednak odpędzony przez egzorcyzmy, gdy przedstawiciel grupy Czarnej Ręki został schwytany. Reszta organizacji krąży teraz dalej po Imperium. Tak przynajmniej mówią pogłoski.
Cóż im teraz pozostało? Chyba tylko położyć się i rankiem wyruszyć w dalszą drogę. Owa wiodła przez miasto Hijond. Tam też mieli uzupełnić zapasy.
 
Lukadepailuka jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172