Nicholas nie od razu wkroczył do wnętrza gospody, choć jako pierwszy z całej grupy miał wątpliwą przyjemność stanąć oko w oko z niezbyt gościnnym karczmarzem.
Wymiana słów przy wejściu i wyraźna niechęć karczmarza sprawiły, że zawahał się nieco przed wejściem. Prawdę mówiąc wolałby mocować w stajni, niż wchodzić w tak niegościnne progi. Ruszył jednak za resztą towarzystwa. Przepuścił obie panie i schowawszy nóż wkroczył do środka.
Wszedł jako jeden z ostatnich, ale nie na tyle późno, by nie usłyszeć zaproszenia, które padło z ust samotnego biesiadnika.
Zatrzymał się w progu i bacznie rozejrzał się dokoła. Na razie nie interesował go wystrój wnętrza... Wolał się zorientować, gdzie znajduje się wejście na piętro, wyjście do kuchni i inne, ewentualne, drogi odwrotu...
Po chwili, obserwując wystrój wnętrza, ruszył w stronę stołu, przy którym siedział zapraszający ich jegomość.
"Ciekawy kontrast. Luksus wewnątrz ruiny" - pomyślał, zastanawiając się nad tym, kto jest właścicielem tego nader ciekawie wyglądającego wnętrza. - "Ten karczmarz chciał chyba powiedzieć, że to dla nas zbyt wysokie progi. Tylko się przejęzyczył..."
Cień przemknął mu przez twarz. Albo karczmarz ma źle w głowie, albo... wylądowali w miejscu, do którego raczej nie powinni byli trafić...
Chociaż musiał przyznać, że w takim miejscu przyjemniej było pomówić o interesach. A chyba o tym chciał rozmawiać anonimowy jak dotychczas przyszły współbiesiadnik.
- Witaj, panie... - powiedział z lekkim ukłonem. W jego głosie zabrzmiał cień pytania o imię rozmówcy. - Dziękujemy za zaproszenie... Miło w tych odludnych terenach spotkać tak sympatyczną i dbającą o innych podróżnych osobę...
Szczerość dźwięczała wśród tych słów. Trudno się dziwić. Nicholas faktycznie tak myślał. A że przy okazji zastanawiał się, po co ów nieznajomy ich zaprosił, to całkiem inna sprawa...
- Z przyjemnością potowarzyszymy ci w wieczornym posiłku - kontynuował.
"Ciekawe, czy zaproszenie obejmuje fundowanie nam posiłku, czy też ktoś z nas zapłaci za tę beczkę wina..." - pomyślał.
Odwrócił się do gospodarza.
- Karczmarzu... czy mógłbyś dostarczyć miskę z wodą i jakiś ręcznik? Wolałbym umyć ręce po podróży, by nie pokalać śnieżnej bieli twoich obrusów... Wody z płatkami róż nie wymagam, ale gdyby była ciepła, byłbym wdzięczny...
Poczekał, aż panie zajmą swe miejsca, po czym usiadł przy stole.
Ignorując nieco zdziwione spojrzenia współtowarzyszy złożył zamówienie:
- Jak tylko zrealizujesz zamówienia naszych pań, zechciej mi podać kawałek koźlęcia... Albo pieczonej kaczki... Do tego chleb i z trzy jabłka...
- Dobry ten ser, Cirilu? - spytał, przerywając składanie zamówienia.
Widząc, z jakim apetytem Ciril konsumuje swoją porcję mówił dalej:
- Jeszcze kawałek sera.. Tego samego, który podałeś memu towarzyszowi. A do picia... Może być źródlana woda z limonką... A jeśli nie ma, to jakiś sok... I jeszcze jedno... Gdybyś czasem miał cukier w kostkach...
Odwrócił wzrok od karczmarza, po czym ponownie spojrzał na nieznajomego.
"Bez wątpienia, tak jak to określił Meric, jakaś znakomitość... Gdyby nie ten kolorowy kij..." - uśmiechnął się do swoich myśli. - "Takie spotkanie byłoby co najmniej ciekawym początkiem przygody."
Jeszcze raz obrzucił wzrokiem wnętrze sali.
"Ciekawe... Gdyby to była iluzja... Dla potężnego maga to nie byłby problem..." - pomyślał.
- W trakcie smacznego posiłku z przyjemnością wysłuchamy, co masz nam, panie, do powiedzenia - powiedział.
"A po winie trudniej nam będzie odmówić" - pomyślał wspominając wieczór, gdy spotkali się w karczmie w Immersea. |