Solhaym poczekał, aż wszyscy wejdą do środka, po czym także zawitał do zajazdu. Gdy jego oczom ukazało się pełne subtelnego przepychu wnętrze, omal nie pisnął z zachwytu. [i]"Na Oghmę, jakiż to idealny przykład na to, że książki nie ocenia się po okładce!" - pomyślał. Kiedy mężczyzna zaprosił ich do stołu, a zamówienie na wino zostało już złożone, półdrow zaczął iść w kierunku stołu, gdzie część jego towarzyszy już zasiadała.
Szedł jednak powoli, rozglądając się i patrząc uważnie na obecnych gości. Wszak nie zapomniał o swoim pochodzeniu. Czy gospodarz, zakładał, że mogą pojawić się tu mroczne elfy? czy będzie mile widziany? I wreszcie, czy pozwolą mu w spokoju spożyć posiłek? Pocieszył się faktem, że grupa może stanąć po jego stronie, ale nie był tego pewien, zwłaszcza ze strony Cyrila.
Nagle! W jednym momencie stanął jak wryty. Rozejrzał się dookoła i zdał sobię sprawę, że jest tu cicho. Żadnej muzyki, śpiewu. "Zajazd bez muzyki?" - zapytał sam siebie - "To jak róża bez kolców, jak prawdomówny kłamca, jak...hojny smok." Zorientował się jednak, że wystrój nie jest krzykliwy, nie ma też charakterystycznego dla wielu karczm hałasu i gwaru. "Może nie życzą sobie muzyki?" - pomyślał. Postanowił jednak, że zagra spokojną, rozluźniającą melodie, z której słynie jego instrument. "Chyba nie będzie to gościom przeszkadzać?"
Zmienił kierunek ruchu i podszedł żwawym krokiem do gospodarza. - Dobrodzieju! Czy znajdzie sie miejsce na wspaniała muzykę barda, przywiezioną z odległych krain? - zapytał uprzejmym tonem, kłaniając się lekko. Tak, jedzenie poczeka.
__________________ W takich sytuacjach, gdy warstwa nakłada się na warstwę, gdy wszystko jest fasadą, wplecioną w sieci oszustwa, prawdą jest to, co z nią uczynisz. - Artemis Entreri |