Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-11-2007, 18:38   #109
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
- Chciałabym zacząć od przedstawienia panom moich towarzyszy. To jest pani Marienne Leracher, która będzie przewodnikiem tej misji. Jest ona osobą kompetentną i jako jedna z niewielu zna dobrze tereny w które będziecie musieli się zapuszczać. – przedstawiła kobietę namiestniczka.
"- Fajno, już mamy gdzieś jechać? A oświecą nas co do celu podróży?- " pomyślał niewyspany gnom.
Marienne skłoniła się sztywno, żołnierskim wręcz ruchem, spoglądając ostro na kolejnych członków misji.
- To jest natomiast Tosken Barsiwantz, który rola zaraz zostanie wyjaśniona. Hrabia Tosken jest członkiem Magów Bitewnych, organu do spraw magii w Cormyrze. –
Pan Barsiwantz hrabiowskim zwyczajem ledwie skłonił głowę po czym dalej wpatrywał się w twarze siedzących.
- Skoro mamy wyjaśnioną tą kwestię chciałabym przystąpić do omówienia naszego wroga...
I to było to, na co gnom czekał.

-Zaraz, zaraz. Zanim zaczniemy tą rozmowę jest insza rzecz warta omówienia –
Rzekł gniewnie krasnolud o twarzy poznaczonej licznymi bliznami. Jego towarzysze coś do niego szeptali próbując go uspokoić, ale ten nawet nie chciał słuchać. Namiestniczka siedziała spokojnie przyglądając się wzburzonej krasnoludzkiej braci.
-Zamek miał zostać obstawiony, a efekt tego jest taki, że w nocy do mojej komnaty zakrada się jakaś gnida i składa mi jakieś propozycje szpiegowstwa. Trudno żebyście uchronili swojego księcia jak w czasie mobilizacji goście nawet nie mogą czuć się bezpiecznie.
-I cóż zrobiliście towarzyszu? - odezwał się niskim i stanowczym głosem Barsiwantz przerywając potok słów krasnoluda. Sinobrody popatrzył na niego ze zdziwieniem.
-No a co miałem zrobić? Wysłuchałem a później rzekłem mu żeby szedł przecz, ostrzem mojego topora. Magiczny to musiał być jakiś bo siekiera mi przez niego przeleciała jak przez cień po czym wyleciał przez balkon. – Niektórzy z zebranych ze zdziwieniem popatrzyło na krasnoluda, lecz większość nie zareagowała choćby cieniem emocji na twarzy.
-Skrzydło w którym was umieściliśmy zostało idealnie zapieczętowane i to magią silniejszą niż moglibyście sobie wyobrazić.
- "Pałac też podobno był."- pomyślał Volstagh, ale nie odezwał się. Nie ma co sobie robić wrogów na samym początku wyprawy.
-Owszem wiadomo mi o nocnych incydentach jakie miały miejsce w waszych komnatach. Gościem jakiego każdy z was miał w nocy było stojący po mojej lewicy Hrabia Tosken Barsiwantz. Żałuję że musiałam się posłużyć takim sposobem ale było to konieczne gdy wysyłam na tak ważną misję osoby do których nie mam pełnego zaufania. Każdy z was wie jaki ruch uczynił w nocy, jaką dał odpowiedź na propozycję pana Toskena i każdy wie jakich podejrzeń może się z moich strony spodziewać. Pan Everon Dynaal przyjął propozycję bez wahania, zdradził tajemnicę Cormyru. Dzisiaj opuszcza ziemie Cormyru pozbawiony pamięci wydarzeń z całego poprzedniego tygodnia. Zatem miejcie na uwadze to jak wielkie zaufanie pokładam w was i tym samym jakim szacunkiem darzę wasze osoby. –
Po tym przemówieniu Alusair twarze wszystkich wyglądały co najmniej na zmieszane.
-"No pięknie, wyszedłem na potencjalnego zdrajcę. "- Pomyślał ponuro gnom. -"Dobrze mówiła matula, chciwość nie popłaca."
Purchawek biadolił zaś, cicho, tak by nikt go nie usłyszał.- Jesteśmy zgubieni, żegnaj rodzinne gniazdo. Co mnie podkusiło by iść na służbę do tego gnoma.

Elaraldur nie zważając na pozorny spokój na sali wstał i podparł się rękami o stół. Był zmęczony i zmarnowany, ale jego twarz nabrała poważnego i nieco nawet dumnego wyrazu. Gest podniesienia się z krzesła zwrócił uwagę zebranych na barda, który teraz w czarnym dublecie i pobladłą, niewyrażającą jeszcze emocji twarzą wyglądał trochę jak jeden z tych wyobrażanych sobie w książkach agentów, szpiegów, którzy zawsze noszą przy sobie strunę do duszenia i fiolkę trucizny.

- Rozumiem, pani Alusair, że to poważna misja i chcecie mieć pewność co do jej uczestników - powiedział bardzo spokojnie i trochę cicho wpatrując się w oczy namiestniczki.
- Rozumiem, że najszybszym i najwygodniejszym sposobem dla pani było wykorzystanie niecnego podstępu wobec nas. - tu kącik jego ust podniósł się nieco z nerwów, ale przeciętny obserwator odebrać to mógł jako "jedynie" ironiczny półuśmiech. - Proszę pamiętać jednak, że prawie wszyscy tutaj zebrani są gośćmi waszego, ba naszego dworu, bo przecież ja jestem już w tej chwili jego członkiem. Tym bardziej więc czuję się urażony złośliwymi metodami dochodzenia naszej lojalności - Zerknął prędko na boki, by zobaczyć czy może szukać poparcia wśród zebranych, czy też okażą się oni tchórzami którzy nie potrafią skrytykować niewątpliwie nieprzystojnych metod namiestniczki. - Przypominam też, że wszyscy, którzy tutaj się znajdują, jak jeden mąż przysięgali wierność i odpowiedzialną służbę. Czy nasze słowo jest nic niewarte? Czy ma nas pani za szpiegów, sprzedawczyków? - Jego głos z ostatnim zdaniem zabrzmiał trochę głośniej, ale natychmiast znów przybrał ten sam, cichy, poważny ton - takimi działaniami urągacie sobie... Ach i jestem ciekaw czy tą waszą "panią Leracher" też tak sprawdzaliście? Skąd wiecie czy stoi po naszej, przepraszam, waszej stronie?
Gnom uśmiechnął się do elfa i wystawiwszy dłoń do przodu pokazał mu kciuk w górę. Nie był jednak pewien, czy elf zobaczył ten gest poparcia.
Elaraldur westchnął krótko i z jeszcze bardziej bladą twarzą usiadł opierając się głęboko o oparcie krzesła, patrząc się z zaciśniętymi ustami na Alusair. Rozejrzał się jeszcze krótko po zebranych, by zobaczyć ich reakcje.
Krasnolud krzykacz znowu zaczął się turbować, mówiąc coś w swoim języku do towarzyszy. Równie poruszony wydawał się rycerz Garnick. Mimo to żaden z nich nie zdołał się odezwać przed jedną osobą na której ta przemowa zrobiła największe wrażenie.

- Nie tobie rozstrzygać bardzie o mojej wierności i oddaniu sprawie. Jestem związana z dworem rodu Obarskyr i Namiestniczką dłużej niż ktokolwiek tutaj na sali. Natomiast wielu z was przybyło z daleka, a wasze persony nie są nam znane. Waga tego przedsięwzięcia wymagało drastycznych kroków. Jak widać i w tej drużynie, wśród tych ludzi których jak Pan trafnie wspomniał ślubowało służbę i oddanie, znalazł się ktoś kto dla pieniędzy i to dość marnych sprzedał swój honor. Ja wybrałam tą metodę weryfikacji i sądzę że był to słuszny krok. –

Wśród zebranych zaległa cisza. Sinobrody zamyślił się zapewne nad sensem tych wydarzeń, rycerz Garnick też najwyraźniej się uspokoił.

- Podjąłem się służby tak jak każdy z tutaj zebranych i tym samym zgodziłem się na podporządkowanie się Namiestniczce Alusair. W aktualnej sytuacji ten sposób był jak najbardziej wskazany, chociaż była to i tak pobieżna weryfikacja. Gra dworsko-polityczna wymaga czasem drastycznych metod, a kto jak kto, ale nadworny bard powinien o tym wiedzieć prawda? –
Niespodziewane słowa posła Arahera zadziwiły zebranych. Namiestniczka z zaciekawieniem i pewną dozą zamyślenia patrzyła na calimshyckiego szlachcica, reszta zebranych zwróciła swe oczy w stronę Elaraldura.

Elaraldur, skierował zgaszone, zaspane oczy ku mówcy i odrzekł wolno i spokojnie , nie tracąc zimnej krwi. - Zapewniam was szanowny panie, że byłem na wielu dworach, na calimshyckim akurat nie witałem, ale może u was takie sposoby są na porządku dziennym. Nie wiem też do jakich dworów was zapraszano, ale jak patrzę na pana, to śmiem twierdzić, że nie było ich wiele i nie jest pan obyty na tyle by wydawać takie osądy.
To powiedziawszy, Elaraldur spokojnie wygładził ubranie i odwrócił głowę od rozmówcy, jakby uznał spór za zakończony.
- Szpiegów wśród nas porywacze mieć nie potrzebują.- odezwał się dla odmiany Volstagh.- Czyż przełamanie zabezpieczeń i porwanie księcia nie było dla nich dziecinną igraszką? I gdzie byli wtedy magiczni strażnicy Cormyru? Obezwładnieni. Mnie się widzi, że nie muszą korumpować naszej wyprawy i składać swoje poinformowanie w obce i niepewne ręce, jakimi nasze się zdają. Mają już wystarczającą wiedzę. Dlatego jeśli już szukać agentów to wśród pozornie lojalnych sług.
Gnom poprawił kapelusz tak, że jego cień skrył oczy dzikiego maga. Po chwili dodał.- Ale nie nasza rola tropić złych agentów...Przejdźmy więc do meritum tego zebrania. Gdzie chcesz nas pani posłać?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 29-11-2007 o 19:35.
abishai jest offline