Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-11-2007, 23:41   #124
Sumar
 
Sumar's Avatar
 
Reputacja: 1 Sumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputację
Vintilian

Szybko odpocząłeś w ciągu tych dwóch godzin, które na to przeznaczyłeś. Byłeś już wypoczęty i gotów do drogi. Teraz wystarczyło tylko wyruszyć z krasnoludem i z rana być już na miejscu. Ty jednak cały czas węszyłeś podstęp. Nikt jednak jak dotąd nie raczył przeszkadzać Ci, ani nic nie wskazywało, czegokolwiek, co mogłoby wzbudzić podejrzenie zwykłej osoby.
Zszedłeś ze swego pokoju. Już za chwilę Krasnal również się zjawił. Co ciekawe, był równie wypoczęty jak ty. Ale cóż... przecież to krasnal.
To co za chwilę się wydarzyło było bardzo dziwne. Nigdy wcześniej nie wiedziałeś takiego czegoś. Owszem może i widziałeś jakieś magiczne portale, tajemne przejścia rożnej maści, ale takie to chyba pierwszy raz.

Krasnal z którym tu przyszedłeś podszedł do karczmarza, a potem zeszliście do piwnicy. Jak w każdym takim składziku było dużo beczek z piwem, jakieś spiżarnie i inne typowe rzeczy. Na podłodze malował się dziwny wzór o kształcie okręgu szerokiego na cztery łokcie. Był on powykręcany, a wzorki przypominały takie, jakimi krasnoludcy kowale ozdabiają bronie oraz zbroje.
Na środku kręgu był niewielki otwór. Karczmarz podszedł do niego, zdejmując jakiś naszyjnik, który cały czas nosił. Umieścił go w owym otworze. Kamień zaświecił się na zielono powoli zmieniając swój kolor na niebieski i stając się bardziej przejrzysty. Powoli cały okrąg zaczął emanować leciutkim niebieskim światłem. Jednak magicznej aury nie dało się wyczuwać zbyt wiele.

Wtedy właściciel karczmy wypowiedział kilka słów.
Brzmiały one mniej więcej tak:
- Grumbak Ankor Chened Ungrim Gronti Aag Heen
Niebieska poświata błysnęła bardziej, a Krasnolud powiedział byś ustał w kręgu. Karczmarz stał obok. Gdy obaj ustaliście w kręgu, ten najpierw powoli zaczął opadać w dół. Raz przyspieszając raz zwalniając sunęliście cicho w dół. Otaczały was ściany połyskujące złotym kolorem. Nagle "winda" powoli zwolniła ukazując twoim oczom długi i szeroki tunel. Tunel ten był zdobiony takimi samymi runami i wzorkami, jak winda, która powoli już zatrzymywała się na ziemi.
Ruszyliście w głąb tunelu rozmawiając trochę. Tunel wydawał się nie mieć końca, ale jednocześnie nie sprawiał wrażenie niemożliwego do przejścia. Wręcz przeciwnie, mimo tego, że końca widać nie było, to ten koniec czuło się, coś mówiło że jest on już tuż tuż.
Ściany miejscami były pokryte złotem i srebrem, choć przeważnie to użyty został jakiś ciekawy rodzaj metalu, połyskujący na zielonawy kolor.

W pewnym momencie krasnal powiedział Ci, że już dwie z trzech części za wami. Zdziwiło Cię to bardzo, gdyż dla Ciebie trwało to kilka minut. W rzeczywistości jednak szliście już dobre kilka godzin.

- Ty przypadkiem nie do Sandriela? - zapytał nagle krasnal tonem, jakby nie był pewien, czy już o to nie pytał wcześniej.


Bruno i Albreht
Jechaliście na swych koniach w miarę spokojnie. Do miasta powinni byście dojechać do ranka. Jednak po drodze spotkała was niemiła niespodzianka. Nic niby dziwnego... z pozoru zwykły napad jakiś zwykłych rzezimieszków.

- Stać, abo sito z was zrobim! - usłyszeliście od strony lasku.
Ustaliście. Choć raczej ze zdziwienia niż ze strachu.
- Dawać szystko cu macie wraz z kuniami, abo bas posieczem w drobny mak! - darł się jeden z nich. Był najszerszy z trójki rabusiów, oraz najlepiej zbudowany. W dłoni dzierżył topór, krasnoludzki. Pewnie znaleziony. Dwóch pozostałych mężczyzn, w rękach mieli kusze już naciągnięte i przygotowane do ewentualnego oddania strzału.
Jednak was tylko jedna tak naprawdę zaciekawiło. Jeden z tych, którzy mieli kusze zdawał się przypominać wam już kogoś.
Taaak... tylko kogo? Kogoś, kogo widzieliście bardzo niedawno... kogoś, kto zostawił po sobie ślad, który powinien nie istnieć. Ktoś kto powinien nie żyć.


Vanessa
- Czekaj! - usłyszał mężczyzna. Zatrzymał się. Nastąpiła chwila ciszy.

- A może zostałbyś ze mną . . . na tę noc? - po tych słowach mężczyzna odwrócił się.

Co pomyślał mężczyzna, trudno powiedzieć. Mógł sobie pomyśleć "Ale przecież nic się nie stanie... przecież kilka godzin nic nie zrobi. Przecież... przecież... ja mam czas. A ona może go później nie mieć." Albo mógł pomyśleć, że może nie jest ona najpiękniejsza, ale zawsze to ktoś z kim można 'pogadać'."
Ale co pomyślał, tego wiedzieć nie może nikt... prawie nikt.

- Co masz na myśli? - uśmiechnął się szczerze i ciepło.
 
__________________
Question everything.
Sumar jest offline