|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
20-11-2007, 22:14 | #121 |
Reputacja: 1 | Vintilian napił się wody ze szklanki, po czym ją odstawił, lecz dalej trzymał w dłoni. -Haha, no to panie Vintilianie, ja powiem ci... mom nadzieje, że nie śpieszno ci do Brimm? Bo tedy ja znam takom piknom drogę co ci się w żadnych snach nie śniła. My, krasnale mamy takom ślicznom drogę... z Tond, do samego Ker'deren. Z Tond! Ale cii... Nie zdradzamy tego byle komu, bo to droga dla nas straszliwie ważna. Bez niej nie jeden raz byłoby cienżko obronić cały nas masyw. Otóż mamy drogę podziemnom. Dawniej ponoć nasze przodki zbudowały nią ze gnomami, coby łatwiej było transportować surowce i inne takie. Pójdziem, sobie prostom liniom do samego masywu. Lepiej. Do samego miasta krasnoludzkiego. Ha!-powiedział Krasnolud, jednakże Półelf nigdy sobie o czymś takim bue przypominał. -Nie dziwne jest to, że nie znam owej drogi, ponieważ skoro jest sekretem, to znać tego nie powinienem. Nie mniej jednak dziwne jest to, że Krasnolud mówi to wszystko mnie, chociaż poznaliśmy się nie tak dawno.... Trzeba będzie uważać-pomyślał z niezmiennym wyrazem twarzy. -Co? Tera se myśli, że byle komu rozpowiadam, takie ważne rzeczy, ah? Ha! Widzi pan... Bo coś takiego masz, przez ufa się tobie. Jakoś tak ufać można ci od razu. Co nie Herl!-odezwał się poraz kolejny, a Vintilian poczuł ciepło w płaszczu, gdzie trzymał kamień. Ciekawe co to może znaczyć...-pomyślał dalej uważając na Krasnoluda, ale widząc, że wszyscy go tu znają, postanowił uważać także na resztę towarzystwa w karczmie. Nie dał po sobie niczego poznać. -A no pewno, że tak. Z oczu mu obrze patrzy, jeno piwska nie chciał, tfu.-odezwał się karcznarz, a wszyscy wewnątrz zaśmiali się, a Półelf uśmiechnął się szeroko. -Widziołeś. Mówiłem-dokończył jego towarzysz. -Dziękuję-odrzekł, ponownie czując ciepło kamienia i przepływającą przez nią energię magiczną. Za chwilę to sprawdzę-pomyślał z ciekawością. -To jok? Przejdziem się spać jeszcze? Jok rano wyruszym to i tak w południe będziem na miejscu-zapytał brodaty jegomość. -Komu w drogę, temu czas. Nie ma na co czekać, jadnakże dajcie mi pokój na dwie godziny, a po tym czasie będę gotowy do drogi-rzekł, uśmiechając się. Gdyby dostał pokój, postanowi zabezpieczyć go magicznie przed otworzeniem drzwi czy innych ewentualnych tajnych przejść, po czym chciałby zaklęciem wyłapać wszystkie informacje oraz wszystko inne, czego mógł się dowiedzieć dzięki temu o czymkolwiek. Potym miał zamiar odbyć sztuczny sen, będący w rzeczywistości głęboką medytacją, pozwalającą odpocząć tak jak podczas dobrze przespanej nocy. Po tym będzie chciał odwiązać konia i pójść z Krasnoludem przez tunel, cały czas uważając na ewentualny podstęp. |
21-11-2007, 17:32 | #122 |
Reputacja: 1 | - Jak wiesz, mi spanie w lesie nie przeszkadza, ale zgadzam się, że popędzenie nieco koni nie zaszkodzi - rzekł traper. Równocześnie przyśpieszył, lecz nie wierzył, że uda im sie dotrzeć do twierdzy przed nocą. - A co do tego ptaka to widzę, iż ten "Czarny" sprawił, że stałeś się jeszcze bardziej podejrzliwy i ptaki o spisek posądzasz - powiedział z wyraźną wesołością. - Toż to zwykły sokół, a przynajmniej tak mi się zdaje przyjacielu. Wiem, że wcześniej już widzieliśmy takie ptaki, ale to zapewne zbieg okoliczności. Przecież wiele takich lata po niebie. A co do pory to jedna jeszcze nocy nie ma.
__________________ Nic nie zostanie zapomniane, Nic nie zostanie wybaczone. Księga Żalu I,1 |
30-11-2007, 12:01 | #123 |
INNA Reputacja: 1 | - Brawo. Wykonałaś swoje pierwsze zadanie. - uslyszała. Usta otworzyły jej się ze zdziwienia a jej mina mówiła sama za siebie. "Co to do cholery ma znaczyć??" - przeszło jej przez myśl z niewyobrażalnie wielką wściekłością. Ukryła to wszystko za swoim wrednym uśmieszkiem. - To oczywiste, swoją drogą, nie było ono trudne. - rzekła jakby od niechcenia jednak z wielką dumą i pewnością siebie. Poprawiła płaszcz tak by zakrywał każdą z jej broni. - Nie zabiłaś mnie. Nie zabiłaś, chociaż mogłaś. Sandriela to wielce ucieszy. Zmartwił się, gdy uśmierciłaś tamtych dwóch. - mężczyzna przy ostatnich słowach, wydawałoby się, że się zasmucił. Jednak co takiego może być smutnego w śmierci półelfów?? Tego Vanessa chyba nie zrozumiała i kto wie czy kiedykolwiek to pojmie. - Przykro mi więc, że was to zabolało. Ale to jedyny powód dla którego mi przykro. - parsknęła do niego ostrym tonem, jaki to miała w zwyczaju używać. - Możesz dalej kontynuować swoją wyprawę. Czy to z towarzyszami, czy bez nich nadal masz szanse odbyć podróż po coś bardziej wartościowego od złota... - mężczyzna zaczął odchodzić powoli. "Wartościowsze od złota? To znaczy, że pomoże mi zabić wszystkie półelfy? Hmm, dla takich chwil warto umrzeć ostatnim..." - pomyślała a na jej twarzy zawitał słodki, chytry uśmieszek który szybko przemienił się w śliczny, imitujący uprzejmość uśmiech. - Czekaj! - krzyknęła do niego. Nastąpiła chwila ciszy. Dziewczyna przełknęła ślinę. Wzięła głęboki oddech, wypuściła powietrze i dodała neutralnie. - A może zostałbyś ze mną . . . na tę noc? - spytała poprawiając swój sterczący, czarny kołnierz płaszcza.
__________________ Discord podany w profilu Ostatnio edytowane przez Nami : 30-11-2007 o 12:05. |
30-11-2007, 23:41 | #124 |
Reputacja: 1 | Vintilian Szybko odpocząłeś w ciągu tych dwóch godzin, które na to przeznaczyłeś. Byłeś już wypoczęty i gotów do drogi. Teraz wystarczyło tylko wyruszyć z krasnoludem i z rana być już na miejscu. Ty jednak cały czas węszyłeś podstęp. Nikt jednak jak dotąd nie raczył przeszkadzać Ci, ani nic nie wskazywało, czegokolwiek, co mogłoby wzbudzić podejrzenie zwykłej osoby. Zszedłeś ze swego pokoju. Już za chwilę Krasnal również się zjawił. Co ciekawe, był równie wypoczęty jak ty. Ale cóż... przecież to krasnal. To co za chwilę się wydarzyło było bardzo dziwne. Nigdy wcześniej nie wiedziałeś takiego czegoś. Owszem może i widziałeś jakieś magiczne portale, tajemne przejścia rożnej maści, ale takie to chyba pierwszy raz. Krasnal z którym tu przyszedłeś podszedł do karczmarza, a potem zeszliście do piwnicy. Jak w każdym takim składziku było dużo beczek z piwem, jakieś spiżarnie i inne typowe rzeczy. Na podłodze malował się dziwny wzór o kształcie okręgu szerokiego na cztery łokcie. Był on powykręcany, a wzorki przypominały takie, jakimi krasnoludcy kowale ozdabiają bronie oraz zbroje. Na środku kręgu był niewielki otwór. Karczmarz podszedł do niego, zdejmując jakiś naszyjnik, który cały czas nosił. Umieścił go w owym otworze. Kamień zaświecił się na zielono powoli zmieniając swój kolor na niebieski i stając się bardziej przejrzysty. Powoli cały okrąg zaczął emanować leciutkim niebieskim światłem. Jednak magicznej aury nie dało się wyczuwać zbyt wiele. Wtedy właściciel karczmy wypowiedział kilka słów. Brzmiały one mniej więcej tak: - Grumbak Ankor Chened Ungrim Gronti Aag Heen Niebieska poświata błysnęła bardziej, a Krasnolud powiedział byś ustał w kręgu. Karczmarz stał obok. Gdy obaj ustaliście w kręgu, ten najpierw powoli zaczął opadać w dół. Raz przyspieszając raz zwalniając sunęliście cicho w dół. Otaczały was ściany połyskujące złotym kolorem. Nagle "winda" powoli zwolniła ukazując twoim oczom długi i szeroki tunel. Tunel ten był zdobiony takimi samymi runami i wzorkami, jak winda, która powoli już zatrzymywała się na ziemi. Ruszyliście w głąb tunelu rozmawiając trochę. Tunel wydawał się nie mieć końca, ale jednocześnie nie sprawiał wrażenie niemożliwego do przejścia. Wręcz przeciwnie, mimo tego, że końca widać nie było, to ten koniec czuło się, coś mówiło że jest on już tuż tuż. Ściany miejscami były pokryte złotem i srebrem, choć przeważnie to użyty został jakiś ciekawy rodzaj metalu, połyskujący na zielonawy kolor. W pewnym momencie krasnal powiedział Ci, że już dwie z trzech części za wami. Zdziwiło Cię to bardzo, gdyż dla Ciebie trwało to kilka minut. W rzeczywistości jednak szliście już dobre kilka godzin. - Ty przypadkiem nie do Sandriela? - zapytał nagle krasnal tonem, jakby nie był pewien, czy już o to nie pytał wcześniej. Bruno i Albreht Jechaliście na swych koniach w miarę spokojnie. Do miasta powinni byście dojechać do ranka. Jednak po drodze spotkała was niemiła niespodzianka. Nic niby dziwnego... z pozoru zwykły napad jakiś zwykłych rzezimieszków. - Stać, abo sito z was zrobim! - usłyszeliście od strony lasku. Ustaliście. Choć raczej ze zdziwienia niż ze strachu. - Dawać szystko cu macie wraz z kuniami, abo bas posieczem w drobny mak! - darł się jeden z nich. Był najszerszy z trójki rabusiów, oraz najlepiej zbudowany. W dłoni dzierżył topór, krasnoludzki. Pewnie znaleziony. Dwóch pozostałych mężczyzn, w rękach mieli kusze już naciągnięte i przygotowane do ewentualnego oddania strzału. Jednak was tylko jedna tak naprawdę zaciekawiło. Jeden z tych, którzy mieli kusze zdawał się przypominać wam już kogoś. Taaak... tylko kogo? Kogoś, kogo widzieliście bardzo niedawno... kogoś, kto zostawił po sobie ślad, który powinien nie istnieć. Ktoś kto powinien nie żyć. Vanessa - Czekaj! - usłyszał mężczyzna. Zatrzymał się. Nastąpiła chwila ciszy. - A może zostałbyś ze mną . . . na tę noc? - po tych słowach mężczyzna odwrócił się. Co pomyślał mężczyzna, trudno powiedzieć. Mógł sobie pomyśleć "Ale przecież nic się nie stanie... przecież kilka godzin nic nie zrobi. Przecież... przecież... ja mam czas. A ona może go później nie mieć." Albo mógł pomyśleć, że może nie jest ona najpiękniejsza, ale zawsze to ktoś z kim można 'pogadać'." Ale co pomyślał, tego wiedzieć nie może nikt... prawie nikt. - Co masz na myśli? - uśmiechnął się szczerze i ciepło.
__________________ Question everything. |
01-12-2007, 11:37 | #125 |
Reputacja: 1 | Mimo, iż spotkanie rzezimieszków na gościńcu nie było nigdy czymś nadzwyczajnym, spotkanie ich akurat w tym momencie zaskoczyło Bruna. Widział doskonale o niebezpieczeństwach podróży, ale jakoś nie spodziewał się żadnego napadu. Może był za mało czujny? Tak czy owak dał się zaskoczyć i tego nie mógł sobie wybaczyć. Przecież potrafi wytropić nawet najbardziej nieuchwytną zwierzynę, a nie dostrzegł ukrywających się w krzakach osiłków. Zatrzymał się tak jak "uprzejmie prosili" rabusie. Spojrzał na nich i zmierzył ich od stóp do głów. Nie wyglądali przerażająco, ale choćby ze względu na ich kusze trzeba było podejść do tej sytuacji poważnie. Przyglądając się twarzom rozbójników traper spostrzegł, że jeden z nich kogoś mu przypomina, ale nie mógł przypomnieć sobie kogo. - Czy on Ci Albrehcie nie przypomina kogoś? - zapytał towarzysza jakby nie zważając na rabusiów. Nie czekając na odpowiedź zsiadł z konia, ale tak by jego koń znalazł się pomiędzy nim a zbójami. Stanął tuż za zadem rumaka, tak, że ów zad i tylne kopyta zasłaniały niemal całą jego sylwetkę. Gdy znalazł sie na ziemi zasłonięty przez cielsko konia jedną ręką wyciągnął jak najszybciej łuk spod siodła, a drugą strzałę z kołczanu. W mgnieniu oka nałożył pociska na cięciwę i napiął ją. Stojąc za koniem wycelował w jednego z kuszników. - Rozumiecie, że sie śpieszymy i waszych życzeń spełnić nie możemy - rzekł.
__________________ Nic nie zostanie zapomniane, Nic nie zostanie wybaczone. Księga Żalu I,1 |
01-12-2007, 22:38 | #126 |
INNA Reputacja: 1 | - Co masz na myśli? - zapytał mężczyzna uśmiechając się szczerze i ciepło. Pytanie to trafiło w Vanesse jak tępy nóż w skałę. Odbiło się z hukiem i pozostawiło jedynie mały zgrzyt w jej niedwuznacznych myślach. Dla niej było ono wręcz głupie. Przecież wiadomo o co chodzi, w ogóle, co ten gbur sobie pomyślał?? Życie mu nie miłe, czy ślepy jakiś? Heej, tu okrutna ziemia, a ja jestem półelfką, nie zauwazyłeś ?! Stanęła jak wryta z otwartą buzią, przewróciła oczami i założyła ręce krzyżem na piersi po czym spojrzała na niego. - A jak sądzisz?! - odpowiedziała pytaniem z niewątpliwym i nieukrywalnym wręcz oburzeniem jednak mimo to uśmiechnęła się. Pokiwała z niedowierzaniem głową i podeszła do niewielkiej sterty uzbieranego już chrustu kucając przy nim. Wzięła nieopodal leżącą hubkę i krzesiwo po czym nie spoglądając na mężczyznę rzekła. - Ufam Ci, choć wiem, że nie powinnam. Staję się okropna, taka sentymentalna. Jeszcze trochę tej dobroci i będę musiała iść na terapię, heh - zaśmiała się krótko acz szczerze, kontynuowała dalej dość zwyczajnym tonem już nie takim oschłym i zimnym jak na samym początku spotkania. - Chodzi o to, jeśli jeszcze tego nie pojąłeś i pomyślałeś o czymś czego nawet nie chce wiedzieć, żebyś po prostu zostal ze mną. Noc jest długa i niebezpieczna a ja zamierzam dojechać do tego cholernego miasta. Mógłbyś poczuwać w czasie mojego snu bądź chociaż dotrzymać mi towarzystwa... - powiedziała zawstydzona i lekko zirytowana że musi o coś takiego prosić, że w ogóle coś takiego przeszło jej przez myśl. Gorące policzki schowała za kołnierzem swojego wielkiego płaszcza, demaskowała je także ciemna noc. - Zgadzasz się? - spytała z nadzieją i potarła hubką o krzemyk rozpalając ognisko. Jeszcze raz spojrzała na niego. W jej oczach tańczyły szalone iskierki ogniska zaś włosy zdawały się błyszczeć nieokrzesaną miedzią, niewątpliwie dziką i namiętną. Jej twarz zastygła w wielkim zapytaniu.
__________________ Discord podany w profilu |
01-12-2007, 23:09 | #127 |
Reputacja: 1 | - Chodzi o to, jeśli jeszcze tego nie pojąłeś i pomyślałeś o czymś czego nawet nie chce wiedzieć, żebyś po prostu zostal ze mną. Noc jest długa i niebezpieczna a ja zamierzam dojechać do tego cholernego miasta. Mógłbyś poczuwać w czasie mojego snu bądź chociaż dotrzymać mi towarzystwa... - powiedziała Vanessa. - Zgadzasz się? - spytała z nadzieją i potarła hubką o krzemyk rozpalając ognisko. - No dobra. - odpowiedział krótko mężczyzna. - I właśnie to maiłem na myśli. A pytanie zadałem tak po prostu... jakoś odruchowo. - zaśmiał się. - Jeżeli ja miałbym pomyśleć co innego, to... hmmm... nie to bez sensu. - mężczyzna podszedł do świeżo rozpalonego ogniska. I choć pora roku była ciepła, noce zawsze były chłodniejsze. Ale co naprawdę pomyślał ów mężczyzna, tego wiedzieć nikt nie zdoła. Bo któż mógłby znać jego myśli? Jednak jeśli ktoś by się poznał z jego dumaniami, wiedziałby, ze ten umysłem został czysty niczym zła i żadna inna myśl mu przez głowę nie przeszła. Lecz przecież nikt nie czytał mu w umyśle i nikt nie wie, co ten se udumał.
__________________ Question everything. |
01-12-2007, 23:38 | #128 |
INNA Reputacja: 1 | - I właśnie to maiłem na myśli. A pytanie zadałem tak po prostu... jakoś odruchowo. - zaśmiał się. - Odruchowo to mi się scyzoryk w kieszeni otwiera gdy widzę radosnego półelfa. - rzuciła od siebie jakby żartem, jednak z jej uśmieszku dało wyczytać się nadzwyczajną wręcz powagę, tyle że dość złośliwą. Myśli - napływ setek tysięcy niepasujących do siebie, chaotycznych puzzli, które nie chcą złożyć się w jedną całość. Nieodgadnione, ukryte. Schowane głęboko i odkrywane z każdą nową sekundą, godziną, dniem. Snują swe uczucia niespiesznie z wyłącznością dla jednej osoby. Ciche, spokojne...szum morza przy nich jest nieznośnym hałasem, którego góra lodowa i najcięższe skały, minerały jakakolwiek chemia nie może powstrzymać. Vanessa usiadła na ziemi podkulając do siebie tylko jedną nogę. Oparła na jej kolanie rękę druga zaś opadła bezwładnie na udo. Spojrzała mężczyźnie prosto w oczy chcąc odgadnąć jego naturę. Chciała odkryć go, obnażyć, jednak gdyby się rozebrał do naga . . . to nie było to o czym Vanessa myślała. - O czym myślisz? - spytała nie odrwywając wzroku od jego oczu zupełnie jakby wierzyła, że zobaczy w nich niemą odpowiedź.
__________________ Discord podany w profilu |
02-12-2007, 14:49 | #129 |
Reputacja: 1 | Zwykły napad, jakich wiele na trakcie. „Jakaś rozróbka no długo niczego nie było, ale przecenili swoje siły”. Rzeczywiście sytuacja była nieciekawa opryszki nie mieli najmniejszych szans, lecz jeszcze o tym nie wiedzieli. Albreht uśmiechnął się pod nosem. - Masz rację Bruno czyżby czarownikowi kończyli się statyści. Swoją drogą, jakie to dziwne zwykły napad, po co takie coś mu. Toż wiadomo, że lepiej dla nich, aby odłożyli broń a potem sobie grzecznie porozmawiamy i wyjawią nam, kto ich najął. - szlachcic tonem pogawędki rozmawiał z Brunem. Powolnym ruchem rozsunął na boki płaszcz odsłaniając potężne opancerzenie. - Już oddajemy tylko chwilę. Nim oprychy zdążyły mrugnąć w rękach rajtara pojawiły się naładowane pistolety. Spokojnie celował w posiadających kusze. - Ten, kto was najął oszukał was i jeśli nie odłożycie natychmiast kusz to zginiecie. Nie atakuje się od tak wojownika, bohatera wojennego. Jesteście na straconych pozycjach bez dobrego pancerza i broni. Te wasze kusze to pośledniej jakości nie mają szansy na przebicie prawdziwego rajtarskiego kirysu. Szybko póki jeszcze chcemy z wami gadać a nie mordować, bo tak to będzie wyglądało banda głupich oprychów wybita przez rajtara. – po tych słowach uśmiechnął się ironicznie. - No wasza decyzja – pistolety celowały prosto w ich nie opancerzone piersi.
__________________ Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę. Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem. gg 643974 Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975 |
02-12-2007, 15:16 | #130 |
Reputacja: 1 | Bruno i Albreht No cóż. Rzezimieszki rzeczywiście nie mieli żadnych szans. Nie był to ich szczęśliwy dzień. Oni także to widzieli. Ten najszerszy rabuś odłożył swój topór i kiwnął do pozostałych, by ci również odłożyli swoje zabawki. I wtedy zdarzyła się rzecz zaskakująca. Jeden z posiadaczy kuszy, pod odłożeniu jej od razu wymachnął rękami, wypowiedział coś pod nosem i stworzył magiczną tarcze oddzielająca was od nich. Była to identyczna tarcza, z jaką przyszło wam się niedawno spotkać. Tylko... jakoś inaczej ten gość wyglądał bez czarnego płaszcza. Mężczyzna ów spojrzał na was z drwiąca i wyczekującą miną. Ciekawa sprawa.
__________________ Question everything. |