Michał poczuwszy przez i tak męczący sen silnego kopniaka powoli otworzył oczy. Spodziewał się jakiegoś podpitego osiłka, więc mocno się zdziwił, kiedy ujrzał bojowo nastawioną niewiastę.
- A cóż to za maniery jaśnie panie?! Spać pod ścianą w mojej karczmie! Jeśli nie masz czym zapłacić za nocleg czy posiłek udaj sie ku klasztorowi braciszków Dominikanów. Oni cie ugoszczą, a mi klientów nie będziesz odstraszał. - powiedziała
-Wybacz, o pani. Nie znam miasta, więc nie wiedziałem iż taki klasztor sie tu znajduje i co za tym idzie że mogę tam szukać pomocy. I nadal nie wiem jak mam do wielebnych ojców się udać. - rzekł Michał i dodał - Więc może wskażesz mi drogę?
Kobieta jeszcze groźniej spojrzała na młodzieńca, a ten zorientował się że popełnił mały nietakt. Nie chcąc robić zamieszania i dawać powodu do niechęci wobec swojej osoby Miecznik wstał i opuścił gospodę.
Wyszedłszy z budynku odetchną pełną piersią, po czym rozejrzał się dookoła. Jakoś nie mógł zauważyć klasztoru. Zobaczył natomiast opuszczony zamek, górujący nad miastem, oraz grupkę dzieciaków wesoło bawiących się w berka.
-Hej! - krzyknął do nich, a młokosy podbiegły do niego – Czy któryś nie zechciałby mi pokazać drogi do klasztoru ojców Dominikanów?
- A co nam za to dasz? - zapytał jeden z nich
- No cóż... W zasadzie to nie mam grosza przy duszy, więc...
- Nie musisz mieć – rozległ się głos tuż za nim
Miecznik odwrócił się i zobaczył uśmiechniętego mężczyznę w habicie.
- Widzę że nas szukasz. Choć za mną. Moim obowiązkiem jest podróżnych przyjmować, a głodnych karmić.
-Skąd wie ojciec, że jestem w podróży?
- Nigdy cię tu nie widziałem.
Skończywszy krótką rozmowę Michał udał się za wielebnym do zgromadzenia.
- Może to pytanie zabrzmi dziwnie, ale co to za miasto? - zapytał po dłuższym czasie
- Santa Maddalana. - odpowiedział Dominikanin
Młodzieniec chciał zadać następne, nurtujące go od początku pytanie, ale się wahał. Coś mu mówiło że to jest tematem zakazanym, lecz przełamał się i zapytał:
- Co to za dziwny zamek, który góruje nad miastem? |