Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-12-2007, 20:10   #66
Lukadepailuka
 
Lukadepailuka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znany
Konie rżały, gdy trzech jeźdźców jechało brudnymi uliczkami, a ludzie spoglądali na nich ciekawie. Mord-Sith przez chwilę, jakby się wyłączyła, ale zaraz odpowiedziała na pytanie postawione przez Allena.
-Około dnia. O ile w ogóle do nich dołączymy.- Mruknęła nawet na niego nie patrząc.
Była piękna. Cholernie piękna. Allen miał ochotę ciągle na nią patrzyć. Oparł się jednak tej pokusie.
Krasnolud nie odezwał się nawet słowem. Patrzył tylko na dachy domów, obok których przejeżdżali.
Gdy przejeżdżali przez bramę strażnicy nawet ich nie zatrzymali. Najpewniej owa Mord-Sith musiała być kimś znanym. Nie koniecznie w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Jazda drogą do lasu była również spokojna. Przed drzewami na chwilę stanęli. Konie nie chciały iść dalej. Rżały i stawały dęba. Koń Allana był jeszcze bardziej pobudzony. Za nic nie chciał ustąpić pola jeźdźcowi. Nawet dźgnięcie agielem, który podziałał na inne konie, przy nim nie dał oczekiwanego efektu.
-Cóż za cholerny wierzchowiec!- Zaklęła Mord-Sith i walnęła go prętem po zadzie, tak, że tamten, aż zakwiczał i pognał w las. Jeźdźcowi jednak udało się go zatrzymać.
Trakt, którym cały czas się kierowali, nagle zanikł wśród drzew.
-Zsiadamy z koni. Dalej będziemy musieli podążać pieszo.- Warknęła Mord-Sith i zsiadła z konia. Spakowała potrzebny ekwipunek do plecaka i ruszyła w głębie puszczy. Krasnolud i mag poszli za jej przykładem.
"Jakże ona była małomówna, ale jaka piękna. Muszę do niej podejść, zagadać."
-Cholera!- Zaklął, gdy potknął się o korzeń jednego z drzew. Przynajmniej wyrwał się z zamyśleń. Bynajmniej niebezpiecznie było się rozkojarzyć w takim miejscu.
Przed nimi wyrósł naglę wielki czarny pies. A może i wilczur. Warknął i skinął głową. Mord-Sith również, a potem cała trójka, z kobietą na czele ruszyła za nim.
Klucząc i błądząc między ciasnym gąszczem drzew dotarli wreszcie do dużych wrót wykutych w kamieniu.
-Dięgd Qyudasd Aufzesg Fajfhows Oqul Qfus- Powiedział naglę wysoki czarnowłosy mężczyzna, który wyrósł skąd znikąd.
-Kim ty jesteś?- Wyrwało się Allenowi.
-Mistrz Fervick, Druid- Odpowiedział enigmatyczny przybysz, patrząc na otwierane wrota. Jakiś tajemniczy mechanizm musiał je popychać. Magia?
Weszli do jamy oświetlanej pochodniami. Allen ujrzał najpierw tylko lampę, która stała na biurku zawalonym różnymi zwojami. Równie wiele ksiąg leżało na szafie, która stała po lewej stronie stołu i którą zauważył w drugiej kolejności. Po prawym za to jego kierunku było łóżko i jeszcze dalej, wciśnięta w kąt jamy, ozłocona skrzynia. Wieko miała zamknięte, ale gdy tylko do niej podszedł uniosło się pokazując swoją marną zawartość.
Za to jego uwagę przykuł miecz leżący na dnie. Gdy próbował po niego sięgnąć ręka odbijała mu się od niewidzialnej płaszczyzny.
„Pal licho” pomyślał i rozłożył własny śpiwór na ziemi, gdyż Mord-Sith zajęła wygodne łóżko.
Noc minęła na rozmyślaniu. Każdemu nasunęła się jedna podsumowująca myśl.

***

Ranek był chłodny. Mgła unosiła się do pasa, co przeszkadzało w widoczności podłoża. Cholerny las.
Drużyna co raz potykała się o korzenie. Jeden z korzeni obwiązał krasnoludowi kostkę i pociągnął ku sobie. Allen natychmiast wyciągnął z kieszeni różdżkę. Ku nim nadchodziła szóstka elfów. Wściekłych, Mrocznych elfów.
 

Ostatnio edytowane przez Lukadepailuka : 07-12-2007 o 13:54.
Lukadepailuka jest offline