Karris Quint
Karris popatrzył na nieokrzesanego Tribiana. ~Będą z nim kłopoty, chyba nie bardzo umie pohamować swojego gniewu. Ale nie szkodzi, i tacy są przydatni przy odpowiednim podejściu.~
Kobieta odeszła i zostali sami, Karris mając w pamięci krótki, acz węzłowaty, wywód Tribiana podszedł do tropiciela i wyciągnął prawicę. Prawicę nie podobna do kapłańskiej, rękę chłopa, której właściciel ciężko pracował żeby przeżyć, tak ciężko że nawet lata spędzone nad księgami nie zmazały tego piętna. - Pozwól zatem, Tribianie, że zostaniemy przyjaciółmi. - twarz Karrisa wyrażała szczerość i otwartość, nikt nie mógł wątpić w to, że propozycja człowieka płynie ze szczerego serca. I tak w istocie było. Karris wolał mieć przyjaciół niż zastraszonych kompanów, brzydził się zastraszaniem, wolał spokojną dyskusję. - Mam nadzieję, że razem dokonamy wielu wielkich czynów, tam gdzie pójdzie Twój topór, pójdę i ja aby nieść pomoc w Twojej walce. - i znów nieodparta szczerość. Kapłan przemawiał w prostych słowach aby zjednać sobie względy Tribiana. Widać było że zna się na ludziach.
__________________ Światło dzieli od ciemności
Czasem tylko mały krok -
Wskazać można tych z jasności,
Innych nadal skrywa mrok.
Ostatnio edytowane przez dreamwalker : 02-12-2007 o 22:41.
|