Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-12-2007, 17:59   #164
Astaroth
 
Reputacja: 1 Astaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znany
Corwei zgodził się z sugestią Tantaliona, co też natychmiast wyraził słowami:
"-Tantalion ma rację, musimy wyjść poza teren miasta. Czeka nas teraz długa wędrówka przez te ścieki. Tunele ciągną się kilometrami i chyba nikt nie jest w stanie zapamiętać dokładnie plan tych podziemi. Veinsteelu, musimy znaleźć jakieś dobre miejsce na odpoczynek. Oczywiście dalej stąd. Musimy odpocząć, szczególnie Falco. Jest omamiony jakimiś czarami. Musi nabrać sił aby iść dalej."
Wymarsz zarządzono natychmiast. Tantalion widząc w jakim stanie jest Falco, pożałował, że użył swojej magii leczącej na Veinsteelu. Uwolnionemu więźniowi przydałaby się sto razy bardziej. A tak... spowalniał całą ucieczkę i trzeba było zatrzymać się na odpoczynek. W czasie postoju Corwei dwoił się i troił, aby postawić przywódcę rebeliantów na nogi. W końcu starania zaczęły przynosić wymierny efekt. Falco jakby odżył. Rozejrzał się po zgromadzonych i przemówił niepewnym głosem:
"- Co się dzieje... Gdzie... Corwei?" – widok znajomej twarzy przywrócił mu życie - "Corwei! Jesteś przyjacielu! Udało ci się... Wam się udało! Rad jestem, że was widzę. Gdzie jest ten uparty brodacz, niech go uściskam!"
Falco począł energicznie rozglądać się na wszystkie strony. Początkowy entuzjazm zaczęły zastępować zakłopotanie i obawa... obawa przed tym co mógłby usłyszeć. Gdy jego wzrok spoczął na Tantalionie, zakonnik spuścił tylko głowę. Dla bystrego umysłu nie potrzeba było słów, czy dalszych wskazówek. Dramatyczne wydarzenia wymalowane były na twarzach wszystkich. Falco w końcu powiedział:
"- A więc odszedł... Niech Bóg umiłuje się nad jego duszą..."
Zamilkł. Sprawiał wrażenie jakby coś odebrało mu mowę, gdyż następne kilka godzin tułaczki po śmierdzących kanałach spędził w milczeniu. Przemówił dopiero, by wyrazić chęć do kolejnego postoju. Jakiekolwiek próby wyperswadowania mu tego pomysłu spełzły na niczym. Drużyna zatrzymała się więc na niewielkim fragmencie suchej przestrzeni. Tam Falco powiedział co następuje:
"- Wiedzcie, że jestem wam po stokroć wdzięczny za uratowanie życia. Nie wiem czy kiedykolwiek zdołam się wam odwdzięczyć... nie wiem. Powiedzcie mi zatem jak zginął Mallun."
Ponieważ Adrila była ostatnią osobą, która widziała krasnoluda żywego, to na jej barki spadł przykry obowiązek opowiedzenia o śmierci towarzysza. Gdy ciekawość mężczyzny została już zaspokojona, cała grupa ruszyła w dalszą drogę.

* * *

- Aaach... jak miło zaczerpnąć świeżego powietrza. – westchnął Tantalion, gdy cuchnące wyziewy oparów ściekowych zastąpił miły dla nozdrzy podmuch nocnego wiatru. Drużyna bez większych przeszkód znalazła się za miastem. Nim pościg zorientuje się którędy poszli, będą już daleko. To w tym właśnie momencie zakonnik uwierzył, że może się udać... że cali i zdrowi dotrą do gospody "Pod Smoczym Trupem". Rzeczywistość okazała się być nieco bardziej brutalna.

Nie minęło więcej jak godzina, gdy towarzysze, prowadzeni przez Peredhila, wyszli na otwartą równinę. Nic nie zapowiadało niebezpieczeństwa... Nagle, na ułamek sekundy, ogromny cień przykrył grupę uciekinierów jak połą płaszcza. Towarzyszący temu wydarzeniu ryk, nie pozostawiał złudzeń. Przynajmniej dla Tantaliona. Zbyt wiele doświadczył, aby nie rozpoznać zagrożenia. Wiedział też co za chwilę nastąpi.
- Na ziemię!!! – rzucił ile sił w płucach. Na wyjaśnienia nie było czasu. Miał jedynie nadzieję, że wszyscy posłuchali. Jak się miało zaraz okazać – płonną nadzieję. Leżąc twarzą w glebie słyszał tylko jak powietrze rozdziera w agonii znajomy głos. Tantalion nie miał wątpliwości do kogo należał. Gdy podnosił się z ziemi ujrzał jak olbrzymi czarny smok połyka ich towarzysza broni niczym przekąskę. W ułamku sekundy zakonnik wydobył magiczne ostrze i skrył się za tarczą, szykując się do odparcia kolejnego ataku. Ten jednak nie następował. Zamiast niego dał się słyszeć jakiś niski, głęboki pomruk. Najwyraźniej gad przemówił. Tantalion nic z tego nie zrozumiał, ale Falco sprawiał odmienne wrażenie. Gdy smok kontynuował swoją przemowę, zakonnik postanowił skorzystać z okazji i dać towarzyszom kilka wskazówek.
- Nie unikniemy walki. Słuchajcie... trzeba się jak najszybciej rozproszyć i otoczyć bestię. Starajcie trzymać się z tyłu i po bokach. Unikać frontalnego ataku. Zasada jest jedna – im dalej od pyska tym dłużej pożyjesz. Jeśli już napotkacie wzrok gada, to celujcie w oczy. W innym wypadku uderzać w ogon i podbrzusze... to najczulsze miejsca. Gdy bestia wzbije się w powietrze, starajcie się biec w przeciwnym kierunku do jego lotu, i wyjść na jego tyły. Inaczej i tak pochwyci was jak jastrząb mysz polną... – tu przerwał, gdyż Falco zwrócił się do wszystkich tymi słowy:
"- Wyzywa nas... Nigdy nie spotkałem się z czymś takim w starciu z tym gatunkiem. Czarne smoki zazwyczaj są bardzo złośliwe. Ten podchodzi do nas z ostrożnością. Nie mamy wyjścia... Nie damy rady uciec."
Tantalion kontynuował:
- Jeden musi robić za przynętę i odciągać jego uwagę. Ja nią będę. Moje nagolenniki powinny dać mi szansę wyjść z tego cało. Róbcie jak mówiłem a może unikniemy strat.
Po tym smok zaryczał jakby był zdenerwowany, a Falco odpowiedział w jego mowie. Wszystko stało się jasne. Wyzwanie zostało przyjęte. Pora, by przemówiły miecze. Tantalion wyprostował się i uniósł ostrze do góry. Ku zaskoczeniu wszystkich począł śpiewać donośnym głosem, wybijając rytm na tarczy rękojeścią swojej katany. Nic nie mogliście zrozumieć, gdyż był to magiczny język, znany jedynie członkom Zakonu Duriana Nieustraszonego. Z każdym uderzeniem i wypowiadanym słowem czuliście jakby otucha wlewała się w wasze serca. O dziwo bestia już nie wyglądała tak groźnie. Lęk – jeśli choć na chwilę zawładnął waszymi sercami – odszedł w zapomnienie. *

Gdy skończył, zauważył, że Adrila już rozpoczęła atak, niechybnie zwracając na siebie uwagę bestii. To mogło zrujnować całą taktykę. Postanowił natychmiast działać.
- SMOKU!!!!! – zawył Tantalion, rzucając się pędem w stronę czarnego potwora – JEDEN Z NAS DA DZISIAJ GŁOWĘ!!!! ALBO TY, ALBO JA!!!
Całe działanie zakonnika miało na celu skupić na sobie zainteresowanie smoka. Wiedział, że dużo ryzykuje, ale ktoś musiał to robić. Taka była zawsze taktyka zakonu. Przynęta – najpotężniej chroniona, i myśliwi – z największą siłą ataku. To niewdzięczne i najbardziej ryzykowne zadanie postanowił wziąć na siebie. Przynęta ginęła najczęściej. Mógł podzielić los wielu swoich braci. Wiedział o tym. Tylko, że w przeciwieństwie do nich, on posiadał narzędzie pozwalające niepokoić smoka ciągłymi atakami z bliskiej odległości i w porę wynieść głowę w jednym kawałku - magiczne nagolenniki. Przynajmniej miał taką nadzieję...


[* Pieśń to czar zwany "Tarcza Duriana" – daje wszystkim w pobliżu odporność na strach, bez względu na to czy ktoś się bał czy nie. Zak powinien wiedzieć o co chodzi. - dop. Ast.]
 
Astaroth jest offline