Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-12-2007, 14:17   #92
Junior
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację
Siwek strzygł uszami. Zadzierał wysoko głowę, podniecony stąpał z energią. Przebierał z ochotą kopytami, jakby drocząc się z jeźdźcem który miarkował konika. A siwek rwał się do przodu. Mateusz znał swego konika doskonale. Czuł się w siodle lepiej niźli pieszo. Zresztą było to widać. Starą dobrą polską szkołę. Prowadził konika pod munsztukiem, ale obchodził się z nim z nabożną delikatnością. Wodzy prawie nie używał. Tak jakby konik sam wiedział co ma uczynić, co mu wolno. Pan Ankwicz siedział na siwym jabłkowitym koniku osiodłanym we wschodnim stylu. Wysoko zaczepione strzemiona, siodło otwarte. Wybór dla jeźdźca umiejętnego, tak by nie krępowało ruchów w koźle.

Siwek doskonale wiedział co mu wolno. Rwał się ochoczo do przodu, czując przygodę. Mateusz z nim nie walczył. Wiedział że konik droczył się jeno.

Przesadzili bród. Spiesznie, choć w ciszy. Zwartą kawalkadą ruszyli kryjąc się jak się dało. Kolejne metry, kolejne kroki. I wypadli na równinę. Tu ziemia była twarda, a i osłony żadnej. Wiadomym tedy było że zaraz ich obaczą. Liczył się więc czas. Pogonili koniki, tak że Siwek wyskoczył naprzód radośnie przechodząc z miejsca w galop. Już pośród chat wyłaniały się pierwsze Głowy. Ktoś krzyknął ostrzegawczo. Późno.

Mateusz ściągnął konia. Odchylił się, tak że Siwek wyciągnął szyję i podstawił zad. Szedł dalej zebranym galopem zostając nieco z tyłu. Strach obsad Mateusza? A może odniesione niedawno rany? Jeździec bacznie lustrował okolicę. Pan Ankwicz samo zwał się przywódcą wyprawy i teraz nie chciał aby z za chałupy opadło jego towarzyszy grupa większa. Wszak w ciżbie szans nie mieli.

Tymczasem inni wysforowali się do przodu. Piękny dawali popis. Szabelki śmigały w powietrzu krojąc zaskoczonego wroga. Dało się słyszeć krzyki. Nijak było jednak czekać dalej. Bo wiadomym że za chwilę większa grupa wypadnie. Mateusz ponaglił konika Siwek postąpił parę razy zmieniając tępo poczym wyciągnął się przyspieszając raptownie. A już po chwili wszedł w piękny cwał. Teraz zdawał się frunąć. Mięśnie grały, kopyta rytmicznie uderzały w ziemię. Mateusz uniósł się w strzemionach, tak by nie ograniczać konika. Widać było radość na twarzy rycerza, kiedy wpadł między walczących na rozpędzonym wierzchowcu.

Mniej więcej w tym samym momencie spomiędzy chałup zaczęli wypadać grasanci. Liczna kupa, w tym i konni.
- Ognia! Ognia! Palić do nich! – począł wykrzykiwać Mateusz jak Głośno potrafił.
Sam osadził Siwka. Okręcił się i całkiem puszczając wodze doby dwu bandoletów. Wypalił raz. Drugi. W koło zagrały samopały kompanów. Dym na chwilę zagarnął obraz. Widać że grasanci zlękli się. Kilku rannych bądź zabitych upadło na ziemię. Znów dało się słyszeć jęki. Nastał kulminacyjny moment. Mogli uderzyć we wroga i pójść na szable. Grasanci byli wstrząśnięci, to też szarża mogła być zabójcza. Ale wrogów była kupa i coraz nowi wypadali zewsząd. Z wrzaskiem gnali ku kompanii.

- Odwrót! Odwrót! Do brodu i taboru!
Mateusz uniesiony znów w strzemionach począł nawoływać do odwrotu. I zanim inni ich dopadli już gnał w stronę brodu. Przedziwnym był widok jeźdźca który wypad gdzieś z boku i wyraźnie kierował się w ich stronę. Sylwetka jakaś znajoma… Jeździec miał szansę dopaść ich przy brodzie. To też Ankwicz nie zwalniając cwałował w te pędy. Co chwile tylko spoglądając za siebie i gotów zawrócić jakby komu co się stało lub gdyby ktoś z grasantów dopadł do nich blisko.
 
__________________
To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce.
Junior jest offline