"Ochroniarz?" - Duchowny nie mógł uwierzyć w to, co słyszał - "Widzę, że Signoria wie, co dobre" Wciąż spoglądał na rozmówcę. Badał jego wygląd, mimikę twarzy, ruchy. Po chwili uśmiechnął się i odpowiedział już bardziej przymilnym tonem. - Uszanowanie. Jak mniemam posiadasz również jakieś nazwisko? - Visconti. Marco Visconti. - mężczyzna zdawał się wypowiadać swoje nazwisko z nieukrywaną dumą. - Zatem przyjmij moje błogosławieństwo. Będę rad twojego towarzystwa w drodze do Toskanii. Jak przypuszczam, nie powiedziano ci, dokąd dokładnie wyruszamy?
Marco kiwnął głową na znak, że nie otrzymał takich informacji. - Powiedziano mi, że pewien dom otoczony jest aurą tajemniczości. Dzieją się tam dziwne rzeczy i potrzeba kogoś, kto wyjaśniłby tę zagadkę. Rzecz jasna wysyłają sługę bożego, aby zabezpieczyć się przed - tu mina Constanciusa przybrała szyderczy i pełen sarkazmu kształt - siłami zła.
Było jasne, że duchowny podchodził do tego sceptycznie i traktował tę podróż czysto formalnie. Nie próbował ukryć tego przed swoim ochroniarzem.
Po chwili milczenia Marco odezwał się w te słowa: - Pragnę nadmienić wielebny ojcze, że nie godzę się na traktowanie mnie jak służącego, czy lokaja. Jestem tu po to, aby chronić waszą świątobliwość i i nic poza tym.
Otwartość tych słów zaskoczyła księdza. W duchu pogratulował mężczyźnie, ze nie daje soba pomiatać. Zmartwił się jednocześnie, ze tej marionetki nie będzie ławo opanować.
W końcu powóz ruszył. Constancius starał się dowiedzieć czegoś od nowo poznanego człowieka. Pytał o znajomości, pozycję, rodzinę. Robił to jednak w sposób subtelny, charakterystyczny dla niego. Teraz czekała ich podróż do tajemniczego zamku leżącego gdzieś w tej pięknej Toskanii
__________________ W takich sytuacjach, gdy warstwa nakłada się na warstwę, gdy wszystko jest fasadą, wplecioną w sieci oszustwa, prawdą jest to, co z nią uczynisz. - Artemis Entreri
Ostatnio edytowane przez Yourek : 05-12-2007 o 16:35.
|