Alessandro z zadowoleniem spojrzał na piękny pojazd. Nosił na sobie wysokie skórzane buty z cholewą sięgającą połowy łydki, proste czarne spodnie oraz ciemno niebieską koszulę, w ręku trzymał również niebieski płaszcz, który zaraz wylądował na jednym z siedzeń. Do pasa przytroczony miał prosty rapier oraz niewielką kuszę pistoletową.
Tak jak tego oczekiwał Alberto wywiązał się z polecenia śpiewająco. Powóz naprawdę wyglądał imponująco, obicia wnętrz były dobrze dopasowane a biel drzwiczek ładnie kontrastowała z czarnym kolorem. Za powozem dojrzał swojego ulubionego wierzchowca, który spokojnie stał wpatrując się w swego pana. Ambrosini z uśmiechem podszedł do niego i pogładził go szyi. Zaraz jednak przypomniał sobie, że powinien się raczej spieszyć. Sprawdził jeszcze czy w bagażu podręcznym znajduje się odrobina gotówki po czym odezwał się do woźnicy.
-
Możemy ruszać. Jedziemy do Santa Maddalana.-
Następnie usadowił się wygodniej i zaczął się przyglądać mijanym okolicom poprzez lekko odsuniętą zasłonę.