O rany! To albo Ty trafiałaś na takie sesje, gdzie gracze robią tak "ciekawe" i oderwane od rzeczywistości postacie, albo ja miałam takie ogromne szczęście (o czym sama nie wiedziałam) i od zawsze grałam z drużyną, która stawiała przede wszystkim na realizm. Moja postać z powodu swojego "wilkołactwa" straciła pracę. Częsta nieuzasadniona absencja, dziwne zachowanie, znikanie w trakcie pracy "bo coś ważnego mi wypadło" - no i dowidzenia. Kasa szybko się kończyła, ale na szczęście pomogła mentorka - załatwiła jej pracę u szefa, który rozumiał powołanie wilkołaków, sam był jednym z nich, więc pod tym względem było spoko. Gorzej, że był on Władcą Cieni, a moja postać to Czarna Furia... no i też było ciekawie i trzeba było jakoś żyć. Jeden z innych graczy miał żonę, która strasznie się z nim kłóciła, że znika gdzieś po nocach. W domu nieraz leciały wióry, bo to była baba, co nie dała sobie w kaszę dmuchać - a szał trzeba było hamować
Wracając do mojej postaci - miała bardzo rozbudowane życie osobiste, narzeczony i kilka razy odkładany ślub z powodów oczywiście "wilkołaczych". Duży nacisk kładziony na próbę pogodzenia dwóch totalnie różnych osób (kotołak i wilkołaczka), których jakimś cudem połączyła miłość. I finalnie rozpad związku, który według wielu nie powinien był istnieć. Fajnym motywem było wychowywanie przez moją watahę dziecka, czego nie można było zostawić od tak sobie - tylko gromada wujków i jedna ciocia musieli troszczyć się o malucha i wychować go na porządnego człowieka
Kiedy wreszcie moja postać została przywódcą małego szczepu, z głębokiej dziczy (park Yellowstone) przywlekła do NY kilkoro młodych garou, którymi musiała się opiekować. Wszyscy mieszkali na kupie w jednym mieszkaniu - czasem dochodziło do takich typowych konfliktów jak to z dzieciarnią i trzeba było to jakoś "mundrze" rozwiązywać, w końcu każdy z nich nie dość, że był wilkołakiem, to także człowiekiem ze swoimi różnymi problemami. Tak więc wątków typowo osobistych, a także takich zwykłych życiowych oczywiście przemieszanych z wątkami walki - nie oszukujmy się, życie wilkołaka to jest ciągła walka, jeśli nie ze żmijem to z samym sobą - było mnóstwo. I ja nie wyobrażam sobie jakoś, że standardem miałoby być to co piszesz. To dla mnie raczej patologia i margines w świetle tego, z czym się na sesjach przez kilka lat spotykałam