Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-12-2007, 12:27   #18
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Gospoda przedstawiała całkiem miły widok, chociaż, że to na pewno gospoda, podróżni dowiedzieli się dopiero stojąc pod jej wejściem. Była bowiem północ, ciemno choć oko wykol. Gdyby jeszcze niebo nie było pochmurne, drogę nocnym markom oświetlałyby lśniące srebrem promienie gwiazd i księżyca, towarzysza podróżnych. Tymczasem nie było widać ani tego, ani tego. Jedynym blaskiem, który prowadził ich po drodze było wątłe światło latarenki przy wozie. Nie rozmawiali wiele. Dla Marco nocne brzmienia otaczających ich lasów, traw, gajów poruszanych podmuchami nocnego wiatru stanowiły księgę, a przynajmniej, najemnik chciałby, żeby tak było. Wsłuchiwał się więc w to, co niosą odgłosy przecinające wokół powietrze oraz miał nadzieję, że w taką noc także zbójom z leśnych traktów nie będzie się chciało polować na podróżnych.

Nawet nie można powiedzieć, że byli zmęczeni. Przecież wyruszyli dopiero wieczorem, o porze, kiedy to żaden normalny człowiek nie wybiera się w podróż. Chyba, ze gonią go pilne sprawy. Jakie to były jednak sprawy, Marco nie wiedział i prawdę mówiąc, niezbyt one go obchodziły. Wprawdzie jego towarzysz okazał się znacznie milszą osobą, niż to się wydawało na początku, osobą, która zapewniała inteligentną rozrywkę w postaci dyskusji, co od skończenia Uniwersytetu Pizy nie trafiało się Viscontiemu zbyt często, ale po zapadnięciu zmroku nie rozmawiali wiele.
- Wybacz ojcze – przeprosił Marco. – Ale teren to niepewny i jeżeli pozwolisz, skupie się na swojej robocie. Ponieważ zaś mrok nadciąga, będziemy musieli polegać tyleż na naszych uszach, co oczach. Dlatego proponuję, czuj duch.
Ksiądz nie miał tutaj jakichś oporów. Wprawdzie rozmawiało się im całkiem miło, ale zdrowy rozsądek nakazywał ciszę. Jednakże taka podróż była średnio przyjemna, tym bardziej, że drogi odbiegały od ideału i szczególnie Marco musiał uważać, czy jego koń nie ma przed sobą jakiej dziury, na której połamałby nogi. Także Vinhentheim rozglądał się uważnie na boki. Nawet starszawy woźnica rzucał niepewne spojrzenia.

Wszystkim przykrzyła się ta jazda, toteż z ulga przyjęli pojawienie się jakiegoś budynku przy drodze. Czy to miała być gospoda? Możliwe, ale nawet gdyby nie, Marco miał wrażenie, że Vinhentheim miał zamiar wykorzystać swoje przywileje oraz pozycję, żeby pozwolono im zostać na nocleg wraz z cieplutkim posiłkiem. Szczęśliwie, żadne z tych nadzwyczajnych starań nie były potrzebne. Latarnie skrzące się przed wejściem gospody oświetlały zarazem szyld. Rzeczywiście to była gospoda i to, jak się wydawało całkiem porządna. Niewielu gospodarzy stać na to, żeby marnować tak pieniądze na zbędne oświetlenie. Nocą podróżnych wszak nigdy nie było wielu, a nawet dla tych nielicznych latarnia nad wejściem byłaby wystarczającą wskazówką. Jednakże widać gospodarz miał większe ambicje. Zresztą, może droga była bardziej uczęszczana, niż się to Marco zdawało. Podszedł do drzwi i pociągnął za kołatkę. Nie wątpił, ze gdzie, jak gdzie, ale karczma, w przeciwieństwie do wszystkich innych budynków, nocą będzie otwarta, witając radośnie wszystkich podróżnych, którzy pozostawią w jej progach trochę ze swojej kiesy.
 
Kelly jest offline