Spojrzał na Strikera. Na ile z nieprzymuszonej woli, na ile z interesów...
Głupio było to przyznać, ale po raz pierwszy znalazł się w sytuacji bez wyjścia. Co prawda jedyną alternatywą w tej sytuacji była śmierć, jednak niespecjalnie spieszył się do rozstania się z tym światem. Poza tym, wyglądało na to, że grupa, w której jest jego wróg, może zaproponować ciekawy interes.
Jak na razie. Gdyby nie uprzedzono go o tym, że w jego głowie jest ładunek wybuchowy, podniósłby broń i zabiłby ich wszystkich, przynajmniej w pierwszym odruchu. - Tak, to oczywiste, że nie mam wyboru. Jednak, zanim do was dołączę, chciałbym wiedzieć, coście za jedni i czego chcecie, abym dla was zrobił.
Zerknął wprost na Gilgamesha. - Twoje zlecenie?
Powiedział to tak, jakby miał wykonać jakąś pracę - jednak wiedział, że końcowy rachunek nie ograniczy się tylko dla nich. Było to dla niego jasne. Aż za oczywiste. |