Carlos z radością powitał widok świateł karczmy. Od rana był w drodze i myśl o kubku wina w towarzystwie pięknej elfki w ciepłej karczmie była mu naprawdę miła. Szczególnie gdy przypomniał sobie otrzymanego w przelocie całusa. Pod karczmą panował lekki tłok z reakcji służącego i samego gospodarza wywnioskował że jego towarzyszka jest tu częstym i mile widzianym gościem więc jego obawy o nocleg rozwiały się błyskawicznie. Dziarsko zeskoczył z konia i odtroczywszy od siodła wysłużoną torbę ze swoim skromnym dobytkiem, oddał wodze chłopcu i ruszył za elfką do wnętrza karczmy. Kiedy znalazł sie w środku usłyszał jak towarzysz księdza który przybył tu prawie równo z nimi wygłasza do elfki całą tyradę wyszukanych komplementów. Przysłuchiwał się zdziwiony i co tu dużo mówić musiał atakiem kaszlu zamaskować tłumiony wybuch śmiechu. Kiedy się uspokoił ukłonił się uprzejmie i księdzu i jego wymownemu towarzyszowi po czym podszedł do Lialam. -Usiądziemy?
Zapytał cicho patrząc jej w oczy i lekkim ruchem dłoni wskazując nieduży wolny stolik pod ścianą. Po chwili odwrócił sie i już pełnym głosem powiedział: -Gospodarzu wina!
Miał ochotę sie napić i śpiewać i tańczyć ech, gdyby tak choć jeden rodak z gitarą... Ale cóż byli we Włoszech, nie było szans na hiszpańskiego gitarzystę a szkoda.
__________________ Oj Toto to już chyba nie jest Kansas...
"Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce" |