Na początku myśl - o żesz kaszmir - co ja tu robię?! Pierwsze łamanie lodów szło drętwo jak dla mnie, a że pojawiałem się ostatni, pewnie dla mnie wyglądało to najmniej ciekawie. W zebrze było już duużo lepiej, ale naprawdę zrobiło się fajnie na LARPie... i po nim. Co tu dużo gadać. Ostatni raz w 'butelkę' grałem z dinozaurami. Fajnie było powspominać czasy prehistoryczne
No i całkiem fajne 'fanty' zdobyłem ;D
Co do LARPa, to był to mój najkrótszy, ale chyba najbardziej intensywny. Wiem, że to spore wyzwanie Nomiśu, więc szacunek za takie zgranie zazębiających się ról, że wyszło tak dobrze. Nie ma to jak być fałszerzem =)
Zebra, trochę niespodziewanie' okazała się najfajniejszym miejscem na takie małe zloty i spotkania. Cała, spora piwnica tylko dla nas i naszych szalonych zabaw. Zabawnie było obserwować jak ktoś schodzi na dół, zostaje na kilka minut i ucieka w te pędy przed nami
Pod koniec dnia byliśmy jak starzy kumple, w nocy, w hosteliku PCKowym na jakimś zapupiu czasem nawet więcej niż starzy kumple
a z rana poczułem się jak z moim najbliższym towarzystwem orkonowym (tzw. skrzatami). Mamy wyjść wcześnie i ruszyć na miasto, ale to trwaaaa
Pożegnanie miało trzy odcienie. W końcu odpoczynek i powrót do szarości życia, uczucie kończenia się czegoś bardzo fajnego (ale tak to już z fajnością bywa, ja to wręcz lubię, zostawać nagle w ciszy ze wspomnieniami) no i zdenerwowanie Rudej z powodu obsuwy pociągu.
Oby ci Ruudku mój nóż dobrze służył
Każdemu z osobna bardzo dziękuję. Każdemu z innego powodu, ale i za to samo. Wszyscy razem jesteście zwyczajnie wspaniali.