Louis stał i nieruchomo przed mnichem, gdy ten mówił. Odpowiedź duchownego nie zaspokoiła jego ciekawości. Wiele przeszedł ze swoimi towarzyszami, zawsze musiał mieć sie na baczności by nikt mu nie odebrał przywództwa, ale w tak poza tym byli dobrze zorganizowaną i zdyscyplinowaną bandą. Przed oczami widział ich twarze: długobrody Pierre będą cy mocarzem jakich mało na tym świecie, szybki niczym dziki kot Charles i Luke o wzroku jastrzębia, który potrafił trafić w każdy cel.
Banita nie wiedział czy wierzyć mnichowi. Z jednej strony tak jak mówił ten blondwłosy jegomość mógł nie mówić im wszystkiego, ale z drugiej - mogli go nie obchodzić inni więźniowie poza nimi. Tak czy siak nie ufał mu i nie ufał żadnemu ze zgromadzonych tu ludzi.
Ocknął się z rozmyślań, gdy blondyn kończył swoje wywody. Słyszał jego słowa, ale nie wsłuchiwał się w nie dokładnie. Jego uwagę zwróciły dopiero ostatnie słowa o porzuceniu tej sprawy. Bretończyk był skłonny sie z nim zgodzić, kochał niezależność oraz wolność i nie uśmiechało mu się pracować dla psich czcicieli. Jednakże mówienie o ucieczce w tym momencie nie miało sensu co zauważył widocznie także jeden z więźniów wrzeszcząc na pomysłowego mówcę. Informowanie mnicha o planach ucieczki nie mogło skutkować niczym więcej niż powrotem do lochów.
- Ten ptasi móżdżek mówi za siebie mnichu - rzekł nie ruszając się z miejsca jakby już zapuścił korzenie.
- Ja mogę udać się w poszukiwanie tego truciciela. - Aby myśleć o zniknięciu najpierw musiał się wydostać na wolność i odzyskać swoje rzeczy. Nie miał zamiaru zawisnąć na szubienicy, bo jak sądził to taki los go czekał.
- Możemy ruszać i tak się nie dowiemy już więcej - powiedział tonem przywykłym do wydawania poleceń.
__________________ Nic nie zostanie zapomniane,
Nic nie zostanie wybaczone. Księga Żalu I,1 |