Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-12-2007, 17:30   #47
mataichi
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Kasia/Sonia

Dziewczyny musiały działać szybko i sprawnie, jeśli chciały żeby ich plan się powiódł. Kasia wygrzebała parę swoich ubrań, w które szybko wskoczyła Sonia, byłe trochę za duże na jednak nieco drobniejsza dziewczynę, ale nie wyglądało to źle. Teraz były już gotowe do drogi, jednak obie stanęły przed drzwiami i zamarły wpatrując się w siebie nawzajem jakby nie były do końca pewne tego, co robią. Czas mijał nieubłaganie i trzeba było zrobić ten pierwszy krok, obie wzięły głęboki wdech i jak na komendę złapały za klamkę. Dotyk bliskiej osoby dodawał otuchy, razem nacisnęły klamkę i otwarły drzwi z taką siłą, że huk, z jakim uderzyły nimi o ścianę musiał być słyszany na całej klatce schodowej. Nikogo za nimi nie było, pusto. Kasia zamknęła drzwi na klucz i razem z Sonią szły już powoli starając się zachować pozory spokoju, w stronę auta.


Na zewnątrz również wydawało się czysto, żadnego śladu po podejrzanym typie, jedynie kilku zakapturzonych wyrostków paliło papierosy koło miejsca, które kiedyś można było nazwać placem zabaw.

„Czyżby Kasia siÄ™ pomyliÅ‚a i nikt jej nie Å›ledziÅ‚?”

Sonia odpaliła silnik i czarne punto powoli potoczyło się po osiedlowej drodze pełnej dziur. Dziewczyna klęła pod nosem za każdym razem jak koło natrafiało na fragment brakującego asfaltu natomiast Kasia wypatrywała znajomej twarzy, ale faceta w berecie jak nie było tak nie ma.

Gdy wyjechały na ruchliwsze drogi było już znacznie lepiej i dziewczyny czuły się o wiele spokojniejsze. Ulica Nowohucka jak zwykle była zakorkowana między innymi przez dziesiątki L-ek, które odjeżdżały z pobliskiego ośrodka ruchu drogowego, toteż wszystko wyglądało na to ze przyjazd na miejsce się przeciągnie.

Dziewczyny wykorzystaÅ‚y tÄ… chwile żeby przyjrzeć siÄ™ ludziom w samochodach za nimi…
gruby facet z nieogolonÄ… gÄ™bÄ…, którÄ… można byÅ‚o dostrzec z kilkunastu metrów siedziaÅ‚ za kółkiem starego jak Å›wiat tira stojÄ…cego na sÄ…siednim pasie i dÅ‚ubaÅ‚ w nosie – a byÅ‚o to zajÄ™cia tak dla niego zajmujÄ…ce, ze nie zauważyÅ‚ zielonego Å›wiatÅ‚a na skrzyżowaniu i dopiero klakson maÅ‚ego Tico z tyÅ‚u sprowadziÅ‚ go z powrotem. Starsza pani w kapeluszy go pogoniÅ‚a, ewidentnie siÄ™ gdzieÅ› Å›pieszyÅ‚a, bo wrzeszczaÅ‚a w niebogÅ‚osy aż część niewyraźnych słów dotarÅ‚a do Kasi i Sonii, na tylnym siedzeniu wiozÅ‚a maÅ‚e dziecko, które wtórowaÅ‚o jej krzykiem.

Dalej polonez z całą rodziną i srebrne volvo kierowane przez tlenioną blondynkę o długich pofalowanych włosach i ustach wymalowanych na krwistoczerwony kolor. Spojrzenia obu blondynek spotkały i Sonia zadrżała. Obca kobieta, uśmiechnęła się do niej i posłała całusa a potem jakby nigdy nic zaczęła się bezczelnie wpatrywać w tatuażystke. Przestała dopiero, gdy na jej ramieniu pojawiła się ręka osoby siedzącej za nią. Czy to możliwe?

Gdy po raz kolejny samochody ruszyÅ‚y Sonia zwolniÅ‚a i zrównaÅ‚a siÄ™ z volvo jadÄ…cym na lewym pasie. Za wczeÅ›nie myÅ›laÅ‚a, że wszystko jest już w porzÄ…dku…choć widziaÅ‚a go zaledwie przez chwilÄ™ byÅ‚a pewna, że na tylnym fotelu samochodu blondynki siedzi Cygan.

- Jesteśmy śledzone, samochód obok- powiedziała do Kasi, która już miała przyjrzeć się lepiej pojazdowi, ale opamiętała się, w końcu nie mogła zdradzić, że wiedza o ogonie.


Gdy wyrwały się z korka Sonia nie zamierzała poprowadzić swoich prześladowców wprost do celu. Kluczyła i wybierała skróty tak, aby spróbować zgubić natrętów nie zdradzając przy tym swoich zamiarów. Chciała już wdepnąć gaz do dechy i pokazać im, kto jest lepszym kierowcą, ale ostatecznie postanowiła się dostosować do planu, jaki ustaliły razem z Blanką.

ByÅ‚y już prawie na miejscu, ale czarne punto tym razem nie skrÄ™ciÅ‚o pod blok na osiedlu Bohaterów WrzeÅ›nia tylko pojechaÅ‚o kawaÅ‚ek dalej stajÄ…c niedaleko „Czerwonego mostu”. Dziewczyny z dużą niechÄ™ciÄ… opuÅ›ciÅ‚y samochód, który dawaÅ‚ uczucie wzglÄ™dnego bezpieczeÅ„stwa i udaÅ‚y siÄ™ w stronÄ™ miejsca, w którym powinna czekać na nich Blanka. Cygan, już sam szedÅ‚ pogwizdujÄ…c w bezpiecznej odlegÅ‚oÅ›ci…

„Gdzie siÄ™ do cholery podziaÅ‚a ta blondynka i samochód? No i gdzie jest Blanka



Blanka

Muzyka nie uspokoiÅ‚a Blanki ani na chwilÄ™, podenerwowana wyÅ‚Ä…czyÅ‚a telewizor i zebraÅ‚a siÄ™ na wyznaczone miejsce. ByÅ‚a już tam po 5 minutach, z bliższa „Czerwony most” okazaÅ‚ siÄ™ być zwykÅ‚ym wiaduktem pomalowanym na czerwono, tak dawno temu, że farba odlatywaÅ‚a wielkimi pÅ‚atami. Kobieta chodziÅ‚a w kółko żeby wybrać dogodnÄ… pozycje, z której mogÅ‚aby zaatakować faceta, który Å›ledziÅ‚ SoniÄ™ i KasiÄ™. Czas leciaÅ‚ a dziewczyna nie mogÅ‚a zebrać myÅ›li – „Trzeba bÄ™dzie improwizować, ale przynajmniej wiem którÄ™dy nadjadÄ…”. PostanowiÅ‚a czekać, w koÅ„cu ludzie, którzy dybiÄ… na nich nie wiedzÄ… jak wyglÄ…da a wiÄ™c to może być element zaskoczenia.

Blanka rozmyÅ›laÅ‚a o dostÄ™pnych opcjach i nie zauważyÅ‚a nawet jak minęło prawie pół godziny a po dziewczynach dalej nie byÅ‚a ani Å›ladu. „Może już je ktoÅ› dopadÅ‚?” Nie mogÅ‚a i nie chciaÅ‚a dopuszczać do siebie takich myÅ›li.

Po kolejnych 10 minutach umieraÅ‚a już z nerwów i po raz pierwszy pożaÅ‚owaÅ‚a, że nie ma z niÄ… tego szalonego klechy. Wtedy to pojawiÅ‚o siÄ™ czarne punto, które bez poÅ›piechu zaparkowaÅ‚o na maÅ‚ym parkingu. KamieÅ„ spadÅ‚ z serca Blance, która już baÅ‚a siÄ™, że Kasia z SoniÄ… sÄ… już stracone. Te nie zauważajÄ…c jej najwyraźniej kierowaÅ‚y siÄ™ w kierunku „mostu”, zgodnie z planem a za nimi szedÅ‚ facet w szarym berecie i czarnej kurtce. To byÅ‚ on, Cygan, o którym wspominaÅ‚a Sonia przez telefon. -„Jest mój.”


Jerzy

ZostawiÅ‚ rudÄ… kobietÄ™ samÄ… w mieszkaniu i pomaszerowaÅ‚ w stronÄ™ przystanku. Na nim, jak co dzieÅ„ byÅ‚ caÅ‚y tÅ‚um ludzi upychajÄ…cych siÄ™ do kolejno podjeżdżajÄ…cych tramwajów. „Okropny Å›cisk, zdecydowanie lepiej siÄ™ przespacerować.” – pomyÅ›laÅ‚ klecha zanim z jednego z zatÅ‚oczonych wagonów wyskoczyÅ‚ brat Dominik.



Młodzieniec ściskał w swoich rękach małą walizeczkę, porozglądał się nerwowo aż wyłowił sylwetkę Jerzego z całej zbieraniny ludzi i ze łzami w oczach rzucił się księdzu w ramiona.
- Szczęść Boże, jak dobrze ojca widzieć. – wyszeptaÅ‚ i zacieÅ›niÅ‚ uÅ›cisk a rana ramienia zabolaÅ‚a jak tak mocno, że Jerzy syknÄ…Å‚ z bólu. Dominik zauważyÅ‚ to i odstÄ…piÅ‚ od współbrata.

– Przepraszam nie chciaÅ‚em – powiedziaÅ‚ z minÄ… zbitego kundla i dodaÅ‚ starajÄ…c siÄ™ zrehabilitować w oczach przeÅ‚ożonego. – ale mam ze sobÄ… wszystko. – PotrzÄ…saÅ‚ swojÄ… walizkÄ… jak oszalaÅ‚y i ponownie dopiero po chwili uspokoiÅ‚ siÄ™

- Chodź za mną nie powinniśmy tutaj dłużej przebywać.
– powiedziaÅ‚ dość surowym tonem Jerzy i smokobójca posÅ‚usznie udaÅ‚ siÄ™ za nim. Ale najwyraźniej z nerwów rozplÄ…taÅ‚ siÄ™ jÄ™zyk, na co dzieÅ„ cichego Dominika, bo minęła niespeÅ‚na minuta i znów zaczÄ…Å‚ glÄ™dzić o gÅ‚upotach. KsiÄ…dz rozumiaÅ‚ zdenerwowanie mÅ‚odego doskonale, sam pragnÄ…Å‚ jedynie zemsty na ludziach, którzy oÅ›mielili siÄ™ podnieść rÄ™kÄ™ na braci z jego zakonu tym samym podnieÅ›li rÄ™kÄ™ na samego Boga.

W drodze powrotnej dreptając po ubitej ścieżce przecinającej trawniki zobaczył JĄ- prawdopodobnie swoją córkę. Sonia wraz z tą drugą, nie mógł przypomnieć sobie jej imienia, jechały najwyraźniej z powrotem. Nie zwrócił już uwagi na srebrne volvo, które przystanęło na moment niedaleko dwójki zakonników i na oczy spoglądające w ich stronę z wnętrza samochodu.

Przed blokiem nie widać byÅ‚o dobrze znanego Jerzemu od wczoraj samochodu Sonii, ale najwyraźniej zastawiaÅ‚a je w innym miejscu. Już miaÅ‚ wejść na klatkÄ™ schodowÄ…, gdy usÅ‚yszaÅ‚ znajomy dźwiÄ™k odbezpieczajÄ…cego pistoletu. Powoli wraz z Dominikiem odwrócili siÄ™ i ujrzeli pÄ™knÄ… kobietÄ™, która celowaÅ‚a do klechy z maÅ‚ego „damskiego” pistoletu.



-No, no, kto by pomyÅ›laÅ‚, że Å‚owy okażą siÄ™ równie udane. - miaÅ‚a piÄ™kny gÅ‚os anioÅ‚a a nie diablicy, którÄ… siÄ™ okazaÅ‚a .- RÄ™ce do góry i nie próbować mi żadnych numerów, jesteÅ›cie równie cenni żywi, co martwi. – w lewÄ… rÄ™kÄ… wyszukaÅ‚a maÅ‚y telefon komórkowy i patrzÄ…c siÄ™ caÅ‚y czas no swoje zdobycze wybraÅ‚a numer.

- Tak szefie, mam go, tego gnoja, który zaÅ‚atwiÅ‚ wczoraj paÅ„skiego syna, jesteÅ›my na…- nie zdoÅ‚aÅ‚a dokoÅ„czyć, Dominik rzuciÅ‚ siÄ™ na niÄ…. Kobieta nie spodziewajÄ…c siÄ™ ataku upuÅ›ciÅ‚a komórkÄ™ i oddaÅ‚a jeden strzaÅ‚ w kierunku nacierajÄ…cego zakonnika…celny strzaÅ‚. MÅ‚odzian upadajÄ…c zdoÅ‚aÅ‚ jednak przewrócić ciężarem wÅ‚asnego ciaÅ‚a BlondynkÄ™ na ziemie…

To była okazja dla Jerzego
 
mataichi jest offline