Zdziwiło go to, co powiedział Gilgamesh. Więc oni są przeciwko tym demonom? Świetnie... Tylko czekałem na to, żeby dokończyć robotę z tym cholernym Wilitsem. - Zabijać demony? Jestem w tym.
I rzeczywiście, był w tym. Nie dbał o to, kim oni są rzeczywiście - teraz liczyło się to, by w końcu dopaść wielkiego demona, który omal nie zmiażdżył mu głowy i wpakować w końcu serię w tą kłamliwą łeb. Co do swojej głowy... Poczekamy, poczekamy jeszcze chwilę... Na rozwinięcie sytuacji. W końcu wiele rzeczy może się zdarzyć, jak na przykład znalezienie kogoś, kto wyjmie mi z czaszki to gówno. Lub chociaż zdobycie tego pilota.
Rzucił spojrzenie na rękę Gilgamesha. - Więc, macie jakiś transport? I jakieś... Wyposażenie? W końcu wątpię, żebym zdołał zabić tego demona gołymi rękami, jak przetrzymał strzał w klatę ze śrutu.
Czekał. Mimo sytuacji, która na początku zdawała się być opłakana - widział gdzieś w tym labiryncie sznurek, za którym po prostu trzeba było podążać. |