Inkwizytor zaklął szpetnie, gdy bełty minęły cel. Jaka była jego niedola ! Nawet bełt, który trafił... Nie eksplodował ! Wtedy był już poważnie wkurzony. Przyjął bełty od Kejsi mierząc ją zimnym spojrzeniem i wyprostował się. Naładował bełty. Zmrużył oczy. Nawet hełm nie mógł go osłonić przed parszywym, wszędobylskim słońcem. W ogóle to nie było miejsca dla niego, nawet heretyków do spalenia, oczywiście według religii miał prawo spalić połowę z tych co siedzieli na trybunach, ale sądził, że mogliby mieć nieco naprzeciwko jego poglądom. Wymierzył w tarczę, która właśnie wysunęła się do góry, zobaczył bycze oko i powiedział:
- Mam Cię - uśmiechnąwszy się.
Bełty wyrzucone z kuszy, prawie w tej samej sekundzie poleciały do celu...
__________________ Młot na czarownice. |