Balius spogląda zza ramienia na Cohena po czym odwraca się na pięcie w jego kierunku by móc mówić swobodniej. Odchrząknął tylko zanim zaczął, przykrywając przy tym usta dłonią.
-Cohenie! Pomyśl kogo byś chciał tutaj otruć, paraliżując wewnętrznie zakon? Tu nie ma mowy o pomyłce. Jęsli ta roślina jest taka jak opisał nam ją tutaj brat zakonny, to nie ma mowy by chodziło o zwykłą nienawiść pomiędzy starymi kolegami.-Spogląda na mnicha.
-Mówiłeś, że ta roślina rośnie w rzadkich miejscach. Co to za miejsce i jak się ta roślina nazywa. Może i Cohen nie ma racji co do pospolitości tego zielska, ale ma rację co do delikatnego zwiadu w mieście-Kątem oka spogląda na człowieka, który ostatnio mu groził.
"On na pewno nie nadaje się do delikatnych zadań. Zastanawia mnie na ile słowa prawdą są? W najbliższej karczmie się tego dowiem i wykorzystam swoje atuty by poznać jego umiejętności. Z czasem jak się sprawdzi może i go polubie. Będzie idealnym narzędziem w moich rękach."
__________________ "...a ścieżka, którą podążać będą zaścieli trawy krwią bezbronnych i niewinnych. Szczątki ludzkie wskrzeszać będą do swych armii aż do upadku wszelkiego życia. Nim słońce..." |