Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-12-2007, 23:45   #513
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Wioska Enyalie ,gabinet Olorkiona

- Skoro nie otrzymałeś żadnych wieści z Hyalieonu, mój Panie, zapewne nie dotarły do ciebie żadne wieści z Miasta Mglistych Wież?- zapytała Gwaen.- To mój dom...
- opuściła smutno głowę.-
Chciałam poznać losy mojego ludu, mojego rodu...moich rodziców i braci... Dlatego podróżowałam przez Hyalieon
- Z tego co wiem zaangażowały się w walkę z Pirackimi Wyspami, wykorzystując to, że ich sojusznik, król czarodziej Arsivius zaangażował się w Wojnę Magów. Chodziło chyba o jakieś zadawnione konflikty czy coś w tym rodzaju. Aczkolwiek nie wiem jak potoczyły się losy tej wojny.
Gwaen znała ta historię, Mgliste Wieże zwalczały Pirackie Wyspy od wieków. Mieszkańcy Pirackich Wysp trudnili się rabunkiem. Ukryte wśród klifów miasta rządzone były przez kapłanów i koterie magów- mistycznych wyznawców Lewiatana- boga morskiej furii. Ich statki łupiły okręty na szlaku do miast Zachodniego Wybrzeża, jak i same Zachodnie Wybrzeże. A choć Mgliste Wieże nigdy nie ucierpiały od łupieżczych zapędów piratów, to wioski i osady nadmorskie uznające protekcję Mglistych Wież, już tak.
Elfka rzekła głośno wściekła i zdesperowana.-
Lordzie Olorkion...
Wzrok Olorkiona, jak zwykle beznamiętny spoczął na rozgniewanej kobiecie.
-Elfka uśmiechnęła się łagodnie, ale w jej zielonych oczach paliły się gniewne ogniki. Robiła dobrą minę do złej gry.
-Podróżuję sama po Tais od ponad dekady. Potrafię o siebie zadbać i nie potrzebuję NICZYJEJ protekcji...- jej głos był głęboki, stanowczy i aksamitny.- Jeśli nie możesz mi udzielić informacji, których poszukuję, daj mi możliwość zdobycia ich samodzielnie. Pozwól mi wyruszyć na następny zwiad razem z twoimi ludźmi. Nie należę do twojego rodu i nie jesteś odpowiedzialny za moje bezpieczeństwo. Nie mogę dłużej korzystać z gościnności twojej i mieszkańców Enyalie...Nie chcesz chyba zatrzymać mnie tutaj wbrew mojej woli, prawda?-
- To już inna Tais, niż zapamiętałaś, lady Gwaenhvyfar. Skoro jednak nie chce pani słuchać głosu rozsądku, to...- tu elf zrobił melodramatyczną przerwę. - ...proszę się przygotować do podróży. Wieczorem przyjdzie do pani przewodnik który wyprowadzi panią z królestwa Hyalieonu, na szlak prowadzący na zachód. Tylko tyle niestety mogę zrobić w obecnych czasach. Niech dalej Wielki Ojciec cię prowadzi.

Wioska Enyalie ,wieczór

Przewodnik czekał przy studni na głównym placu. Był to pospolity elf tropiciel, w skórzanej zbroi, uzbrojony jedynie w łuk, miecz i długi sztylet.
Spojrzał na elfkę z pewną rezerwą. Ocenił przydatność jej stroju do przeprawy przez leśne ostępy. I rzekł.- Gotowaś pani wyruszyć ?

Zniszczona wioska Gairwild

- Dzielna wojowniczka siedząca naprzeciw ciebie Mac'Baethcie nazywa się Shiatsi, to jest Urienna Herbu Czerwony Dąb z Kiranor, obok mnie natomiast siedzi Mordraghor z Minas-Irein, ja nazywam się, Akramed Magus - po przedstawieniu swoich towarzyszy Akramed przerwał na chwilę, aby rozpalić fajkę – Ścigamy pewną pięcioletnią dziewczynkę opętaną przez złego ducha potrafiącego animować zwłoki. Mamy zamiar uwolnić to dziecko od złej mocy. Może widziałeś niedawno to dziecko lub coś o nim słyszałeś?-
- Nie, nie widziałem...Ale nie trzymałem się utartych szlaków. W dzisiejszych czasach...to niebezpieczne.- rzekł Mac'Baeth.
-Mówiłeś, że byłeś najemnym magiem.- rzekła paladyni. - Po której stronie walczyłeś?
- Po najlepszej, tej która regularnie płaciła żołd.- odparł enigmatycznie gnomi mag, po czym dodał.- Ja nie wypytuję was o wasze tajemnice, więc i swoje chcę zachować dla siebie.
Akramed sięgnął do swojej torby i wyciągnął z niej buteleczkę z miksturą leczącą. Podszedł do Mac'Baetha i wyciągnął w jego kierunku rękę podając mu flakonik- Gdy siadałeś dało się zauważyć, że sprawiło ci to trochę bólu, nie wiem jaka jest tego przyczyna, ale mam tutaj miksturę leczącą może ci się przyda, weź proszę.-
-Dziękuję chłopcze, jeśli zdarzy się okazja odpłacić za ten dar, możesz liczyć na mą pomoc.- odparł Mac'Baeth i wypił zawartość buteleczki.
-Znasz może sytuację na Północy?- pytał Mordragor.- Granscull ocalało?
-Nie wiem...Wiem, że górski łańcuch Imperium się przebudził, dosłownie. Krążyły plotki o żywych strumieniach lawy i bestiach zbudowanych z magmy które zaczęły nękać Fortece Imperium Młota. Nie wiem jaka jest sytuacja w poszczególnych twierdzach.- odparł gnom.
Akramed wrócił na miejsce i zwrócił się do VilgitzaVilgitz ,nie chciałem cię obrzucić ziemią, gdybym wiedział, że byłeś w środku na pewno bym tego nie zrobił, jeżeli nadarzy się okazja zapłacę u najlepszego płatnerza za twoje czyszczenie.
-Wreszcie ktoś mnie docenił mistrzu!- rzekł metalicznym głosem miecz.
- Nie przejmuj się pojękiwaniami Vilgitza Akramedzie, jest znacznie twardszy niż udaje. Zwykła szmatka z wodą wystarczy by go oczyścić.- dodał gnom.
- Chociaż szmatka z najczystszej njordzkiej wełny byłaby lepsza.- wtrącił Vilgitz.
Akramed pyknął kilka razy fajkę i zwrócił się do Mac'Baetha- Widać, że jesteś potężnym magiem Mac'Baethcie, dodając do tego twoją wiedzę na temat demonologii, sądzę, że twoja pomoc w naszej misji by się bardzo przydała, dlatego proszę cię abyś do nas dołączył i pomógł nam ocali opętane dziecko i pozbyć się nieumarłych, których stworzył zły duch. Mam nadzieję, że do nas przystaniesz.
Gnom przymknął oczy i pogładził dłonią po swej brodzie, jak to zwykle krasnoludy miały w zwyczaju.
- Czemu nie...I tak pewnie będzie mi po drodze. Mogę dla odmiany popracować charytatywnie.- rzekł po chwili zastanowienia.
-Późno już, czas odpocząć.- rzekła Urienna.- Shiatsi bierzesz pierwszą wartę, ja drugą, Akramed trzecią. Starcy niech wypoczną.Diablę tylko skinęła głową.

Zniszczona wioska Gairwild, początek trzeciej warty

Szarpnięcie za ramię zbudziło Akrameda...Zobaczył skupioną twarz Urienny, paladyni rzekła.- Twoja kolej magu...I niech cię twa wiara nie zwiedzie Akramedzie. Nie każdy ma dobrą naturę. A ten gnomi czarownik, jest niebezpieczny. Trzeba na niego uważać.
Akramed rozejrzał się dookoła...Poza kucającą nad nim Urienną ,wszyscy spali. Przed Mac'Baethem wbity był Vilgitz.

Phalenopsis, Dom Turama

-Najwyraźniej sami sobie poradzą beze mnie. Na cmentarzu nic nie znaleźli.... przynajmniej chwilowo-
po tych słowach Beriand rozgląda się dookoła- A macie tu coś do roboty?
Zanim krasnolud zdołał coś rzec, nieformalny lider drużyny zaczął wypowiedź.
- Mało ci było wrażeń na cmentarzu? - Aydenn odpowiedział nieco rozbawionym głosem czarodziejowi - Dobrze więc. Chodź, odprawimy małe egzorcyzmy. -
-Nie chodzi mi o wrażenia, tylko o jakieś zajęcie. Zresztą na tym cmentarzu to nic nie było...
-Przydałoby się zrobić posiłek na rano.- wtrącił Turam, wątpiąc jednak w kucharskie zdolności elfiego czarodzieja. I tak zrobienie śniadania spadnie na barki krasnoluda.
Elf ruszył do pokoju, gdzie nie daleki czas temu, mieli swoją małą schadzkę Rasgan z Mi Raazem. A za nim ostrożnie Turam.
- No, to było łatwe. -Mruknął pod nosem, zbliżając się do woluminu. Przykucnął nad upuszczoną na podsadzkę księgą. Ukrytą w rękawiczce z jeleniej skóry dłoń dotknął okładki, przejeżdżająca po jej powierzchni palcami.
- To ta? -
Zapytał trochę nie obecnym głosem Turama.
- Tak, ta sama. Wój mówił, ze jest zła... -
Inżynier mówił mocno niepewnym głosem.
- Dobrze więc. -
Odezwał się mocnym głosem, jakby właśnie postanowił coś wyjątkowo ważnego.
- Chodźcie obaj ze mną. -
Rzekł do pozostałej dwójki i skierował się do głównej sali. Tam podszedł do kominka i poprosił Turama, o jedną buteleczkę wody poświęcenie z jego zapasów. Turam wybrał buteleczkę i podał elfowi.
- Jak to szło... A tak... -
Elf ostrożnie wylał jej zawartość na odpowiednio podsycony wcześniej kominek, uważając przy tym, aby nie zagasić ognia. Pod wpływem wody, ogień wybuchnął w górę niebieskim płomieniem...to chyba dobry omen.
- Jeśli Rasgan ma iść z nami, to potrzebny nam jest w pełni władz umysłowych. Lub chociaż taki jak zwykle. Myślę więc, że mi wybaczysz mości Turamie. -
Stwierdził na koniec elf i po chwili, jakby z wahaniem wrzucił księgę w płomienie.
Turam wzruszył tylko ramionami i dodał.- A po co komu zła księga?
Aydenn patrzył jak płomień szybko ogarną księgę, która zamiast płonąc jak typowy wolumin rozgrzała się do czerwoności i kruszyła jak źle zahartowane żelazo.
Po chwili z księgi została kupka rozpalonych do czerwoności drobinek. A płomień zmienił barwę na zieloną.
Wtedy to Beriand spytał:
-O co w tym wszystkim chodziło? Co to za księga? I przede wszystkim- co było z Rasganem?
- Hmmmm...? -
Aydenn dopiero po chwili odpowiedział czarodziejowi, nieobecnym głosem, wpatrzony w efekt swoich poczynań.
- Aaa, księga. No cóż, sam przeczytaj. - rzekł podając list od życzliwego po czym dodał.- A co do wrażeń, to wiem, że wy młodzi lubicie nocne życie i takie tam schadzki na cmentarzach, ale ja jestem już stary. No, a przynajmniej czuje się stary. No, przynajmniej dzisiaj. -
Elf szybko pczytał list...Turam szepnął zaś do czytającego Berianda.- A nie wygląda na starego.
Potem Beriand rzekł:
-Możesz mi wierzyć że ja nie lubię nocnego życia, szczególnie cmentarzy. Mam złe wspomnienia związane z nekromantą. A chciałem pomóc tylko młodemu, przyda się nam druid. Wracasz do spania? Cóż.... ja może cos poczytam- tu zwrócił się do Turama- masz może tu jakieś ciekawe książki o historii lub magii? Spać mi się chwilowo nie chce, zresztą zaczekałbym na nich.
-To zależy, lubisz historię inżynierii lądowej, ksiązki o architekturze lub poradniki ogrodnicze? Mam też annały miejskie !- dodał krasnolud.
Głos najemnika znów przybrał wesoły ton, jak przy powitaniu młodego czarodzieja.
- No, a skoro mówisz, że z hulanek na cmentarzu nici, to cóż wracam to tego co mi przerwano. Zbije tylko okna deskami. -
Po tych słowach, wojownik spojrzał raz jeszcze, czy księga nie sprawia żadnych niespodzianek to udałby się na spoczynek. Oczywiście, gdyby nie to, że Turam znowu go zaczepił pytając.- A co z resztą?
- Resztą?- zdziwił się Aydenn.
- No, resztą. Złym kielichem i złą szkatułką. Był jeszcze zły klejnot, ale ktoś go ukradł. -dodał krasnolud.

Phalenopsis, Cmentarz w Dzielnicy Żebraczej

- Śnieg padał gdy szliśmy na cmentarz. Teraz już nie pada. A to oznacza, że trop musi być świeży. W innym wypadku zakryłby go właśnie śnieg. Czyli, jeżeli się pospieszymy to możemy jeszcze dopaść nasze ghule. Wydaje mi się to lepszym pomysłem niż rozkopywanie grobów i animowanie zwłok po to tylko aby obcinać im głowy. Wydaje mi się, że nie to jest celem Twojej inicjacji. Czyli zdaje się ruszamy w pościg, mam rację? - Mi Raaz pytanie kierował głównie do Ammana. Mi Raaz omiótł cmentarz wzrokiem. Dopiero po dłuższej chwili zauważył ślady o których mówił Eudaimonion.
- O panowie, są i ślady. Pora ruszać.
Rasgan tylko milcząco pokiwał głową, że zgadza się na wszystko co zaproponują towarzysze.
- No to ruszamy. Przecież nie będziemy tutaj tak stać i gapić się na te ślady.
Po tym słowach Amman ruszył w stronę śladów czterech istot, trzech ghuli i czwartego..jakby ludzkiego, acz nie do końca.
- Czas rozprawić się z wrogiem!- ryknął Yokura, nie wskrzeszając jednak dużego entuzjazmu w drużynie.
Jak na przywódcę, przyszły druid wykazał niewiele entuzjazmu. Czwórka przyszłych dzielnych pogromców ghuli ruszyła po śladach łatwych do wytropienia, w żółtym śniegu.
Nie tylko zbroja Mi Raaza powodowała, że byli widoczni. Także skrzypiący pod ich stopami śnieg czynił ich łatwo zauważalnymi. Poruszali się w milczeniu...Wyglądało, że tylko Mi Raaz i ork cieszyli się z nadciągającej bitwy. Zarówno Amman , jak i Rasgan byli dziwnie markotni.
Wkrótce cała trójka doszła do starego rozsypującego się budynku. Kamienica już swoje najlepsze lata miała za sobą. Ale drzwi wejściowe wyglądały na dość solidne. W oknie na parterze dwupiętrowego budynku, zaś paliło się światło.
Nagle Rasgan upadł na ziemię i zaczął tarzać się po śniegu, wijąc się z bólu...Jego głowę bowiem wypełnił rozpaczliwy wrzask księgi. PANIE JA SIĘ PALĘ, TO TAK BOLI! PANIE , JAK MOGŁEŚ DO TEGO DOPUŚCIĆ?! TO JUŻ KOLEJNY RAZ, GDY KTOS Z KIM SIĘ ZWIĄZAŁEŚ, GINIE PRZEZ CIEBIE. PANIE, JA PŁONĘ! TO TAK BOLI! PANIE, RATUJ! UMIER...Ale tego słyszeć inni nie mogli...Wydzieli jedynie wijąca się w śniegu sylwetkę Rasgana. Dopiero po chwil głos księgi huczący w głowie elfa umilkł, jak się miało okazać, na zawsze.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 17-12-2007 o 21:05.
abishai jest offline