Wątek: Rycerska Rzecz
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-12-2007, 18:46   #105
Kutak
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Zorganizowana prędko pracownia Sary w powozie nie była wprawdzie ani specjalnie wygodna, ani tym bardziej dobrze wyposażona, ale cóż począć- dziewczyna chciała się dowiedzieć czegoś o właściwościach zebranych próbek jak najprędzej. Kto wie, jak wielkie znaczenie mogło to mieć dla ich zadania… I chociaż po jej głowie wciąż krążył obraz Archibalda wbijającego kciuk do oka więźnia, ten potwór, bestia w ludzkim ciele, to powoli zaczynała się koncentrować. W jej pracy koncentracja była czymś niezbędnym.

Na pierwszy ogień poszły stokrotki, najbardziej intrygujące dziewczynę. I poszło bardzo szybko- wystarczyło bowiem wycisnąć soki z gnijących w zastraszającym tempie płatków kwiatu, by zobaczyć, iż wypływa z nich nic innego jak krew… Słuszność swoich obserwacji potwierdzała dwukrotnie, każdy z odczynników dawał jednoznaczny wynik- to krew…

Cóż, może po prostu wzięłam te, na które ulało się trochę mojej krwi…, wyszeptała sama do siebie. Przez chwilę jeszcze obserwowała fiolkę z krwią, po czym zatkała ją korkiem i odłożyła na bok. Może kiedyś dowie się o tych kwiatach czegoś więcej…

We wszystkich trzech dotkniętych smoczym ogniem przedmiotach zaszły podobne zmiany, co oznaczało, iż źródło ognia z pewnością było jedno. Pierwsze co rzucało się w oczy- czy raczej w nozdrza- był okropnie mocny zapach siarki. Przez chwilę Sara zastanawiała się jak musi wyglądać organizm takiego smoka, jeżeli przy zionięciu potrafi wydzielić tak wielką dawkę tego zabójczego pierwiastka, iż starcza go na cały ogromny płomień. Dopiero później zauważyła drugą, dużo gorszą rzecz w znaleziskach- one nie paliły się tak, jak pali się coś pod wpływem normalnego ognia… W przeciągu paru sekund zostały zmienione w popiół- temperatura płomienia musiała być więc niewyobrażalnie wielka, daleko przewyższającą gorąc wydzielany przez największy nawet stos…

Wyciągnęła rękę po próbówkę z grotem, ten po chwili się w niej znalazł. Następnie położyła go na… Moment. Znalazł się!?

Spojrzała na trzymaną w dłoni próbówkę. Przecież po nią nie sięgała, wystawiła tylko rękę! Co się dzieje, co się z nią dzieje… Włożyła naczyńko z powrotem do stojaka i znów usiłowała zmusić je do „przeniesienia” się do jej dłoni, ale tym razem już nic z tego. I chociaż nie umiała tego powtórzyć to wiedziała, że przed chwilą stało się coś niezwykłego…

***
Przez chwilę jeszcze Sara modliła się, by tłum nie wpadł w szał i nie rzucił się na ich wóz- w końcu pozostawiony w nim grot z trucizną potrzebował jeszcze trochę czasu w odpowiednich preparatach, by dać jakiekolwiek wyniki informujące o tym, cóż to może być za substancja. A warzenie mikstury od nowa było zajęciem tak monotonnym i czasochłonny, iż dziewczyna wolała o tym nie myśleć.

Tym bardziej, iż okoliczności do tego nie zachęcały. Potężny Archibald wraz ze świtą i Andre stojący nad zmasakrowaną przez chłopstwo lecz wciąż żywą Kasandrą, wydający rozkazy reszcie rycerzy Aleksander, ciężko dyszący po docinkach starego rycerza Gatiusz… Działo się tak wiele, a panna Aviante wiedziała, iż może tu sporo zdziałać… Jeżeli nie rozpędzić wszystkich, to przynajmniej utorować przyjaciołom drogę ewentualnej ucieczki. Ostatni raz zerknęła jeszcze na zebraną pod sceną ludność, po czym zniknęła w bramie jednej z kamienic.

W tym samym czasie potężny Gatiusz wydał z siebie niesamowicie głośny ryk, niczym zwierzę, nie człowiek. Zwali go niedźwiedziem i, jak widać, coś w tym było- w tej chwili bowiem zdecydowanie przypominał to potężne zwierzę. Wyrwał swój ogromny miecz i wymierzył jego końcem w kierunku de Valsoy’a, przez co tłum wokół starego rycerza cofnął się jeszcze dalej.

- Stary syn ladacznicy i stajennego powraca!- zakrzyknął mistrz przed chwilą ledwie powołanego do istnienia zakonu- Powracasz, by siać zamęt na starość? Czy może Hrabia de Clee wybaczył ci twe czyny? Cóż żeś zrobił? Dziewczynki rżnął? Czy chłopców, bo nie pamiętam?

- Łżesz jak pies, matkojebco!- zawołał Radost, po chwili spiorunowany spojrzeniem przez Dedericha i nadjeżdżającego Aleksandra z Herbertem.

- Matki zerżnąć nie zdołał, bo zajęta była innymi, prawda Archibaldzie? Przez nieszczęśliwą młodość zacząłeś żyć tak, jak uczyły zbereźne opowieści gachów twej matki, stając się koszmarem porządnego obywatela! A przy tym twoja siła urosła na tak wielką, iż hrabia nie mógł wystąpić przeciwko tobie!- w zbroję Archibalda uderzył kamień, rzucony przez kogoś z tłumu z okrzykiem „Morderca!”- Tak więc wysłał cię na wygnanie, na wieś spokojną, gdzieżeś się mógł swym zabawom nieboskim oddawać całymi dniami! Czyn to z jego strony haniebny, lecz pomyśl o sobie!

- Nie śmiej tak o mym panie mówić!- zakrzyknął Dederich- Kłamstwa swe dla siebie zachowaj!

- Kłamstwa? Kto tu łże? Ty, Dederichu, na tyle niegodny, by całe życie spędzić jako giermek rycerza okrutnego? Czy może ta dwójka chłopów? A może mówisz o tym obcokrajowcu, obściskującym właśnie tę dziwkę!- zawołał, wskazując na Al’Thora usiłującego przywrócić do przytomności Kasandrę.

- KURWĘ!- poprawił przełożonego Helstigt, drąc się równie głośno

- Spójrzcie na jego strój, jego skórę! Czyż nie pochodzi z odległych krajów? Jako i smok! A może związek tej dwójki i chęć zakłócenia naszej uroczystości przez nich jest powiązana i z tą bestią!?

Z tłumu w kierunku otoczonych leciały coraz większe kamienie, Archibald nie mógł już ich wszystkich zliczyć. I nic nie pomagały krzyki, nic nie dawało wymachiwanie mieczem i grożenie- tłuszcza dała się zmanipulować słowom Gatiusza, uwierzyła mu i teraz była wściekła. Tłum pragnął krwi, skandując co chwilę „Morderca!”, „Śmierć!” i „Skurwysyny!”.

I nagle rozległ się huk.

Gatiusz momentalnie padł na deski podestu, w chwilę po nim skulili się wszyscy inni rycerze. Nawet Archibald, spodziewając się najgorszego, zeskoczył z konia i skrył się za jego potężnym ciałem. Reakcje rycerstwa były jednak niczym wobec wrzasku, jaki podniosło chłopstwo i ich krzyku.

„SMOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOK !”

I chociaż poza głośnym wybuchem nie widać było ani śladu ognia, ani żadnej ogromnej bestii na niebie to nie przeszkadzało to ludziom w pędzie ku bocznym uliczkom. I gdy już większość z nich opuściła plac, Gatiusz znów zaczął nawoływać.

- Oto i czarna magia Archibalda Roderyka de Valsoy, obywatele Devis! Tak właśnie wygląda jego złowroga potęga! Teraz jednak jest sam, jego smok jest jeszcze daleko- a kto wie, czy po śmierci starca nie odleci do dalekich krajów! Czego więc chcecie, dobrzy ludzie?

- ŚMIERCI! ŚMIERCI!- zaczęli skandować ci, którzy zostali na placu, a na dźwięk okrzyków część uciekinierów zaczęła powracać.

Między nimi zaś przemykała mała Sara, nie do końca wiedząc, co tu zaszło. Jaka czarna magia? Archibald przecież był rycerzem! Czuła, iż sporo przegapiła, szykując eksplozję szopy. Czuła także, iż sporo może stracić, gdyż zdążyła już się zorientować, iż może mieć poważne problemy- parę osób zauważyło ją, gdy wychodziła z kamienicy. Byle dotrzeć do swoich… O! Przecież to ci rycerze, którzy mieli ją eskortować!

- To ona!- zawołał jeden z młodych Rycerzy Dębu, gdy tylko dostrzegł dziewczynę. Po chwili w jej kierunku zwrócił się także przepełniony niepokojem Atter, po czym rozkazał- Łapać ją!

O cokolwiek chodzi, Sara wiedziała, że w tej sytuacji musi wiać. Wpadła więc w tłum i, przebijając się przez kolejnych mieszczan, pędziła na drugą stronę placu, by skryć się nie tylko przed wrogami, ale także przed przyjaciółmi. Przynajmniej dotychczasowymi przyjaciółmi.

Po chwili stała już za podestem, wcześniej przechodząc pod deskami sceny, gdzie mogła przez chwilę odetchnąć. Po tej stronie sceny stał tylko stół z resztkami jadła, gdzie zapewne jeszcze parę chwil temu posilali się i dyskutowali Rycerze Pana Poranku. Kimkolwiek ten Pan Poranku był. Szesnastolatka wskoczyła na jedną z beczek tak, by widzieć co dzieje się na scenie i przed nią. Gatiusz zdawał się dyskutować o czymś z Dorianem, Rycerze Dębu zaś zaginęli gdzieś w tłumie-trudno im było bowiem znaleźć wśród tylu ludzi niewielką dziewczynę. I gdy tak lustrowała spojrzeniem całą okolicę i zastanawiała się którędy udać się na miejsce spotkania, by nie siedzieć tam i nie nudzić się przez blisko godzinę ujrzała na scenie jego…

Sante.

Zmienił się, naprawdę się zmienił. Jego dawniej okrąglutka twarz teraz pokryta była sporym jak na jego wiek zarostem, z miłego, acz lekko przygrubawego chłopaka stał się mężczyzną o twarzy chłodnej i ostrej, który stojąc ledwie parę metrów za Gatiuszem szykował tylko miecz, czekając na rozkaz swojego pana. Był prawdziwym rycerzem…

W końcu, po paru chwilach poświęconych na konsultację z biskupem, Gatiusz odezwał się.

- Rycerstwo wieki temu zostało powołane także dlatego, by wam służyć, drodzy obywatele Arish! Musimy więc respektować wasz prośby i żądania, nierzadko robiąc to z przykrością. Tak też jest i teraz. Archibaldzie de Valsoy, wykonując rozkaz ludności miasta i korzystając zarazem z dawnego obyczaju, stawiamy cię przed Pojedynkiem Sprawiedliwości!- zakrzyknął Mistrz Zakonu Pana Poranku, a serce Roderyka na chwilę się zatrzymało- Zgodnie ze wszelką tradycją, za swe winy i na życzenie ludności staniesz przed dwunastoma rycerzami. W walce wspomóc może cię twoja świta, jeżeli tego tylko pragniesz. Całe starcie toczy się, rzecz jasna, do śmierci twojej bądź ostatniego z nas. Jeżeli łaska Powracającego jest po twojej stronie zwyciężysz, jeżeli po naszej… Wyrok zostanie wykonany.

- Rzecz jasna- odezwał się Dorian- Masz prawo odrzucić wyzwanie sir Gatiusza, lecz będzie to oznaczało, iż przyznajesz się do winy i staniesz się wówczas nie tylko tchórzem, ale także banitą, którego czekać będzie śmierć bez wszelkich honorów.

- Wyzwanie padło, czekamy na twą decyzję, sir de Valsoy- zawołał Gatiusz- Jedyną osobą, która mogłaby przerwać naszą walkę i uniewinnić cię jest, rzecz jasna, hrabia de Clee, ale tego wbrew słowom nawiedzonej Kasandry tu nie ma!- zawołał, ku euforii tłumu.

Lud wiedział, iż dostanie krwi. Co czuł jednak sam de Valsoy?
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.
Kutak jest offline