Jasia nieco przytkało na widok samotnie skaczącej po ścieżce piłeczki. Dopiero później (chyba jako ostatnie) z dzieci doszedł do wniosku, że pokazuje ona drogę zapewne usianą pułapkami.
Niewiele myśląc wskoczył na deskę i ruszył za pozostałymi, pamiętając o tym, że Wielki Zły Wilk obiecał że zajmie się świnkami ułamał sporą gałąź pełną liści i zacierał ślady za sobą. Starał się podążać drogą wskazaną przez piłeczkę...hopa nad linką i już jest pod murem. Na widok trzech wielkich szalonych knurów oniemiał ... później napadł go atak głupawego śmiechu. Jaś ostatnim wysiłkiem woli zdławił go w sobie, wiedział, że może to okazać się tu niebezpieczne.
Słowa świnek (a raczej knurów) napełniły go tylko częściowo niepokojem, nie czuł się już tak niepewnie. Starał się im przyjrzeć dokładniej, zastanowić się. A może uda się coś wypatrzeć, coś co pomoże im w rozmowach. Jaś był pewien, że będą to raczej negocjacje niż rozmowy ...
Zapach chlewu nieco Jasia odrzucił, ale pomyślał, że w środku powinno być bezpieczniej niż na zewnątrz. Poza tym nie miał ochoty powtórnie spotkać Złego Wilka. Jaś zanucił pod nosem zwadiacko: " Fafka-rafka, fifi-rifi..." i odważnie wszedł do środka.
- Spokojnie świnki, spokojnie. Wilk jest daleko. A przez te wasze dobrze zaplanowane pole minowe też prędko nie przejdzie. Pozacierałem mu ślady. Mam nadzieje, że wlezie prosto w jakąś pułapkę. Jaś starał się odgrywać cwaniaka jakich mało, pewnego siebie, silnego, przywódcę grupki dzieci ... miał nadzieję, że uda mu się ta sztuka.
__________________ In vino veritas, in aqua vitae - sanitas |