Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-12-2007, 02:00   #155
kitsune
 
kitsune's Avatar
 
Reputacja: 1 kitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwu
Kanały, 2 IX 1944

Poleciał kolejny granat. Eksplozja poniosła się hukiem po wąskim i ciemnym korytarzu, podnosząc na sekundę ciśnienie. Wszyscy poczuli nagły ucisk w uszach, który oscylował na krawędzi bólu. Byli naprawdę na granicy rażenia.


„Wierny” dał znak i sam ruszył przodem. Brodzili niezwykle wolno breją, która zalewała ich po pas, czasem wyżej. Unosili ręce z bronią ponad głowy, czując jak omdlewający ból w mięśniach. „Jastrząb” zmełł przekleństwa pod adresem porucznika, któremu najwidoczniej już kompletnie odbiło. Również „Olga” się martwiła. Nie tak się przekracza studzienki, przy których stoją szkopy. Zazwyczaj się czeka i mozolnie przeskakuje po jednej, góra dwie osoby. Tymczasem ich dowódca chciał przejść na raz całym oddziałem. Szaleństwo! Jeśli nawet kiedykolwiek jego podkomendni byli z nim zaprzyjaźnieni, jeśli nawet tolerowali jego fanatyzm, zimne podejście do podwładnych ocierające się czasem o niesprawiedliwe traktowanie, to na pewno nie teraz. W większości byli do niego zrażeni. Do jego autorytaryzmu, do jego braku szacunku dla ludzkich słabości połączonego z tłumaczeniem własnych błędów jako „woli Boskiej” czy pierdolonej „Opatrzności”.


Czas biegł naprzód. Forpoczta oddziału, porucznik wraz z „Olgą” przebrnęli pod otwartym włazem, od którego biła łuna pożaru. Dziewczyna spojrzała do góry i zamarła, widząc nogi w niemieckich saperkach. Niemiec stanął na krawędzi kanału, widać jednak niczego nie dostrzegł, bowiem po chwili cofnął się.


„Jonasz” ciężko dyszał przerażony całą sytuacją. Ciasnotą panującą tutaj, ciemnością, smrodem, szumem wody, która podcinała im nogi rwącym strumieniem. Dotarł pod właz, wycelował lufę empi w górę, ale nie dojrzał niczego, prócz szczytu jednej z kamienic otoczonej aureolą płomieni. Nie wiedział, gdzie są. Może nadal Starówka, może już śródmieście, lecz część opanowana przez Niemców? Może to w ogóle już był koniec? Grzbiet mu pękał od ciężaru karabinu maszynowego, lecz co miał powiedzieć „Jastrząb”, który z ponurą determinacją w oczach wciąż taszczył ze sobą PIATa? „Jonasz” przeszedł dalej.


„Grom” brnął obok „Basi”. Udało mu się. Nie szedł na przedzie z tym szaleńcem, tu w środku powinien być bezpieczniejszy. Zastanowiło go, że „Basia nagle zamarła z głową uniesioną do góry. Spojrzał, niczego nie rozumiejąc. Dziewczyna wyszeptała zmartwiałymi wargami:
- Po nas…


„Grom” zmarszczył brwi i, nagle olśniony, popatrzył w górę. Tylko po to, by ujrzeć rękę w hitlerowskiej panterce, która wrzuciła do środka kolejny granat. Tłuczek spadł do wody z głośnym pluskiem. Chłopak poczuł jak momentalnie kurczą mu się mięśnie, a w brzuchu strach zbija flaki w twardą kulę splątanych wnętrzności. Nogi wrosły mu w ziemię. Poczuł, jak „Basia” chwyta go za dłoń i lekko się uśmiecha, jakby już widziała ”Junaka”. „Daniel” zanurkował w ściek, w daremnym wysiłku chcąc odrzucić granat. „Jastrząb” rzucił się w panice do tyłu, PIAT wypadł mu z rąk i z głośnym pluskiem wpadł do brei. Wpadł na „Czarnego”, urażając boleśnie jego ranne ramię. Gdyby nie „Chmura” chłopak by upadł, jednak kapral go podtrzymał, samemu wpadając po usta w cuchnącą wodę.

Granat nie wybuchł. Czy to był ów przepowiadany przez „Wiernego” Boski cud, czy może zwykły niewypał, efekt sabotażu, trapiącego większość niemieckich fabryk amunicji? Cholera wie. Granat po prostu nie wybuchł. Jednak zamieszanie, jakie zapanowało w kanale nie uszło uwadze Niemców:
- Banditen! Alarm!
W świetle włazu pojawiły się dwie pary rąk, każda uzbrojona w pistolet maszynowy. Peemy plunęły ogniem. Pociski rykoszetowały w wąskim burzowcu. Małe gejzery znaczyły miejsca, gdzie wpadały do wody. Z wizgiem przelatywały obok powstańców. Porucznik zmartwiał. Strach ścisnął jego serce. To nie tak miało przecież być! Nie mógł się ruszyć. Nie potrafił wydać rozkazu. „Jonasz” wydarł się:
- Naprzód! Kurwa! Do przodu, bo nas tu wybiją!!! – chwycił brutalnie za ramię „Basię” i pociągnął na siebie. „Grom” poczuł adrenalinowego kopa i mało nie wyfrunął z wody, mało nie stratował sierżanta i sanitariuszki. Nie zatrzymał się, lecz przemknął obok „Wiernego” i przywarł, drżąc, płasko do ściany. „Daniel” pomógł „Jastrzębiowi” z pancerzownicą. Na końcu „Chmura”, który tylko westchnął popchnął „Czarnego” przodem, a potem spokojnie wymierzył z erkaemu w górę i przeciągnął długą serią po włazie. Usłyszał wrzaski na górze, a potem zobaczył jak coś, koziołkując spada do kanału. Ludzka dłoń. Splunął w wodę i podążył szybko za oddziałem, brnąc w ścieku.

Zatrzymali się dwieście metrów dalej. Burzowiec blokowała masywna, ciężka, stalowa krata, najpewniej założona przez Niemców. „Olga” oparła się czołem o przeszkodę. Gorączkowo poszukiwała innej drogi, przypominała sobie rozkład kanałów. Nic, niczego nie pamiętała. Pozostała tylko jedna możliwość, wejść do któregoś z bocznych korytarzy. Wąskich na ledwie metr, wysokich na 120 centymetrów, w trzech czwartych zalanych ściekiem.


Porucznik i sierżant dokonywali oddziału. „Jonasza” aż świerzbiło, by teraz palnąć młodzikowi w łeb, przecież go ostrzegał! Powstańcy kolejno meldowali się. Żaden nie oberwał!!! Żaden, po prostu żaden! „Jonasz” spoglądał na chłopców i dziewczyny z niedowierzaniem. Nikt nie oberwał.

Prawie nikt.

„Wierny” nagle oparł się o ścianę. Cały bok jego panterki był ciemny od krwi. Wyglądało to bardzo poważnie. Ledwo stał, a wzrok miał coraz mniej przytomny. Wreszcie oparł się o ścianę, przycisnąwszy dłoń do rany. „Basia” zaczęła grzebać w poszukiwaniu opatrunków. Pytanie, czy nadawały się po podróży kanałem do nałożenia na otwarta ranę? „Jonasz” podszedł do „Olgi”:
- Co dalej? Myśl dziewczyno! Tylko ty znasz to piekło.
- Jest droga… Którymś z bocznych kanałów dopływowych… będzie ciężko, bardzo… Zwłaszcza dla rannych… - Czyżby miała łzy w oczach, patrząc na „Wiernego? – Ale innej drogi nie ma… I tak już jesteśmy w rejonie, którym nie szli łącznicy…
„Daniel” uśmiechnał się lekko;
- Gorzej już być nie może, naprawdę…
„Chmura” parsknął, próbując przywołać na twarz zawadiacki uśmiech:
- Co ty tam wiesz harcerzyku? Zawsze może zacząć padać deszcz.
Nikt się nie zaśmiał. „Chmura” skrzywił się tylko:
- „Olga” wie najlepiej, co robić. Idziemy…
„Jonasz" skinął głową, czując dławiący go strach. Jeszcze mniejszy kanał…
- Niech „Basia” opatrzy… - ruchem głowy wskazał porucznika. – Potem idziemy w to kurestwo. „Daniel” pomożesz porucznikowi.

Kilkanaście minut później weszli do niskiego, niemal całkowicie zalanego korytarza. Łykając cuchnącą wodę, krztusząc się, brnęli z mozołem naprzód. Co rusz któryś z „wigierczyków” upadał pod ciężarem broni lub ekwipunku. Ranni musieli iść sam. Nie było innej możliwości.

Jedno było pewne. Wyczerpali całkowicie zapasy miłosierdzia, jakim obdarzył ich Bóg.
 
__________________
Lisia Nora Pluton szturmowy "Wierny" (zakończony), W drodze do Babilonu


kitsune jest offline