Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-12-2007, 18:17   #46
Durendal
 
Reputacja: 1 Durendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputację
Carlos słuchał opowieści elfki z uwagą, rozkojarzył się dopiero kiedy padły słowa o wysysaniu krwi... Wampiry... Nasłuchał się w dzieciństwie opowieści o nich, o sposobach ich zabijania, o ludziach którzy zginęli w walce z nimi... Przed oczami pojawiła mu się postać która zawsze wywoływała na jego plecach nieprzyjemne dreszcze... Stary Czerda... Potężny, lekko zgarbiony starzec o pomarszczonej, poznaczonej bliznami twarzy i przerażających oczach. Zimnych, twardych oczach w których chyba nigdy nie gościły żadne uczucia. Pamiętał co ludzi cicho szeptali o nim po domach... Łowca wampirów... Charakternik, śmierć się go nie ima... Podobno zabił aż dziesięciu... Po kolei wypływały z głębi jego pamięci słowa zasłyszane od dorosłych. Na szczęście pamiętał nie tylko to. Pamiętał rzeczy z którymi nie rozstawał się straszny starzec. Srebrny sztylet i osikowy kołek... Srebrny sztylet był raczej nieosiągalny ale kołek da sie załatwić bez problemu. Co do wbicia go w wampira to może to być problem jeśli prawdą było to co opowiadali o ich sile... Ale Carlos wierzył w siebie i miał nadzieję że uda mu się przynajmniej powalczyć.

Na całusa elfki odpowiedział lekkim uśmiechem a na klucz podany przez oberżystę zdziwieniem. Nie spodziewał się takiego zaproszenia. Jednak szybko się opanował i ruchem godnym kuglarza schował go nie wiedzieć jak i gdzie. Szeroki uśmiech pojawił się na jego twarzy. Do rozmowy karczmarza i najemnika wtrącił sie jakby mimochodem, nie bardzo interesując się jej sensem i przebiegiem. Ziewnął kilka razy, przeciągnął się.

-Dobranoc

Powiedział pod adresem wszystkich i zabierając swoją torbę ruszył na górę. Wszedł po schodach powoli i ruszył wąskim korytarzem aż do jego końca. Klucz jak znikł tak pojawił sie w jego palcach, wsunął go do zamka i powoli obrócił. Otworzył drzwi i wszedł do środka... Pokój był, jeśli nie liczyć łóżka, stolika na którym stała mała oliwna lampka, dwóch krzeseł i jakiejś niewielkiej szafy pusty. Nie było w nim nikogo. Carlos nie zmartwił się za bardzo, wiedział że główna lokatorka izdebki wróci do niej niebawem. Tymczasem on miał chwile na by przygotować się na jutrzejszą wyprawę. Zapalił kaganek, po czym wyjął ze swojego bagażu mały skórzany pakunek. Rozłożył go i wyjął z niego kilka kamieni szlifierskich, małą buteleczkę oliwy i pudełeczko ze smarem. Po czym wydobył swoją broń i zabrał się za ostrzenie. Najpierw jego ulubiona navaja, potem zapasowa i na końcu zajął się wąskim ostrzem stiletto. Naostrzył starannie każdy, nasmarował baskijskie zamki, obejrzał klingi w poszukiwaniu szczerb. Najlepsza toledańska stal obrobiona przez andaluzyjskiego rzemieślnika błyszczała w świetle płomienia. Myśli Carlosa krążyły wokół tych ostrzy i ich przeznaczenia. Zabił nimi już wiele osób, posmakowały krwi wielu mężczyzn. Nigdy się nie wahał, zawsze był zdecydowany i szybki w działaniu. Od dziecka wychowany w świecie gdzie zabijanie jest jedną z konieczności życiowych nie czuł że robi coś złego, czasem tylko tak jak teraz nachodziły go dziwne myśli, wspomnienia, twarze. Chcąc się otrząsnąć z tego nastroju Cygan zrzucił kurtkę zostając w samej luźnej koszuli. Chwycił swoje ulubione ostrze i obrócił je w dłoni. Chwyt prosty, floretowy, odwrotny, ukrycie ostrza za nadgarstkiem, przerzut do drugiej ręki powtórka całości, potem znów do prawej ręki, navaja błyskawicznie zmieniała położenie w sprawnej dłoni. Koncentracja zrobiła swoje, złe myśli odeszły. W głowie Carlosa rozległy sie dźwięki gitary a całe ciało samoczynnie chwyciło rytm, wykonywał proste ćwiczebnie które pokazał mu pierwszy nauczyciel, ojciec- walczył z własnym cieniem. To dzięki niemu osiągnął tak dobry refleks i umiejętność tak szybkiego reagowania na ruchy przeciwnika. Ćwiczył tak długo aż jego oddech stał się szybki i nierówny. Otarł zroszone potem czoło i odłożył broń. Zrzucił przepoconą koszulę i nalał z cebrzyka wody do stojącej w kącie miednicy. Umył się starannie, wyjął z torby i założył czarną koszulę. Przeczesał włosy. Stanął na środku pokoju nie bardzo wiedząc co robić dalej...
 
__________________
Oj Toto to już chyba nie jest Kansas...
"Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce"
Durendal jest offline