Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-12-2007, 18:49   #41
 
Yourek's Avatar
 
Reputacja: 1 Yourek ma wspaniałą reputacjęYourek ma wspaniałą reputacjęYourek ma wspaniałą reputacjęYourek ma wspaniałą reputacjęYourek ma wspaniałą reputacjęYourek ma wspaniałą reputacjęYourek ma wspaniałą reputacjęYourek ma wspaniałą reputacjęYourek ma wspaniałą reputacjęYourek ma wspaniałą reputacjęYourek ma wspaniałą reputację
Constancius pozostał niewzruszony i z obojętną miną odprowadzał wzrokiem elfinę i zapłakaną kobietę. W chwili, gdy ta na niego spojrzała, odruchowo uczynił znak krzyża. Nie wiedział, czemu to zrobił, być może był to odruchowy, nabyty przez lata doświadczeń gest. Bardziej prawdopodobne było jednak to, że uczynił to na pokaz. Gdy nieludka schodziła na dół, jego wzrok również podążał za nią. Było w niej coś, co szczerze zastanawiało duchownego. Może to uczucie powodowane było pozycją, jaką zajmowała w gospodzie. Szacunek, pełne miłości spojrzenia. Musiała włożyć trochę wysiłku, żeby zasłużyć na taką reputację. ksiądz nie wierzył, że można kogoś bezinteresownie wielbić i słuchać. Bez statusu, pieniędzy albo siły nikt nie ma szans, aby wspiąć się na wyżyny. Elfka była zaprzeczeniem tej teorii.

Gdy ochroniarz zwrócił się do niego, Constancius wykrzywił twarz w grymasie. Niczego nie pragnął mniej, jak tylko opóźnić podróż. Kobieta nie wyglądała na kogoś, kto mógłby zapłacić dużo za uratowanie dziecka. Duchowny westchnął i w końcu zszedł ze schodów.

- Drogi Marco, jestem świadom, że nie wyobrażałbyś sobie lepszej towarzyszki podróży niż ta...kobieta. - wskazał gestem elfkę, najwyraźniej nadal nie mógł przyzwyczaić się do tego, że ma do czynienia z czymś nienaturalnym - Jednak musimy mieć na uwadze fakt, że sprawy Rzymu, a zarazem sprawy papieża, niech bóg go błogosławi, są najwyższej wagi.

Popatrzył na mężczyznę, który oprócz Viscontiego wyraził chęć pomocy.

- Myślę, że on, a także wielu innych, którzy z pewnością będą chcieli pomóc tej pięknej kobiecie, poradzą sobie.

Popatrzył na elfkę. Zastanowił się, czy ta podróż nie rzuci jaśniejszego światła na jej postać. Naprawdę go zaintrygowała i mając świadomość, że nie może być jedyną przedstawicielką tego gatunku, postanowił, że ta podróż może być niepowtarzalną okazją do bliższego poznania nienaturalnych aspektów świata. Ta wiedza z pewnością może być opłacalna.

- Niemniej jednak jestem świadom, że Pan wzywa nas, abyśmy udzielili pomocy pokrzywdzonej kobiecie. Dlatego udzielam ci mojej łaski, dla tej podróży. Niech Bóg ma ciebie oraz nas wszystkich w opiece. - zwrócił się do pozostałych, w tym do elfki - Z bezinteresowną chęcią udzielę wam błogosławieństwa w mojej osobie, w osobie sługi bożego!

Miał nadzieję, że przemowa był wystarczająco doniosła i utwierdziła wszystkich w jego dobroci i miłosierdziu. Constancius wiedział, że wyniesie z tego większe korzyści, niż słowa "dziękuję".
 
__________________
W takich sytuacjach, gdy warstwa nakłada się na warstwę, gdy wszystko jest fasadą, wplecioną w sieci oszustwa, prawdą jest to, co z nią uczynisz. - Artemis Entreri
Yourek jest offline  
Stary 12-12-2007, 20:48   #42
 
Dalakar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znany
Michał brnąc przez ciszę idealną, wywołującą dreszcze i pobudzającą wyobraźnię zaczął się zastanawiać czy nie zawrócić. Klasztor wydawał się być wrogo do niego nastawiony. Coś mu mówiło aby powrócić do celi. Stanął na środku korytarza i nagle zobaczył przed sobą niewyraźną sylwetkę, zlewającą się z otoczeniem. Wzdrygną się i pomyślał, przymrużając na dłuższą chwilę powieki:
Jednak zawrócę. Zaczynam nie odróżniać przywidzeń, od rzeczywistości.
- Czyżbyś chciał uciec, niewdzięczny wojaku? - usłyszał niespodziewanie, co całkiem go ocuciło.
Napiął mięśnie, aby w razie czego być gotowym do obrony i wpatrzył się w postać. Była to błękitnooka kobieta, o czarnych włosach i białych zębach. I na pewno nie była marą.
Jak?”- myślał - „Przecież musiałbym ją usłyszeć. I co ode mnie może chcieć?
- Przepraszam o pani, lecz nigdy cię nie widziałem, a nawet gdyby, to z powodu panujących tu ciemności nie rozpoznaje cię, więc czy mogłabyś się przedstawić? - rzekł, a po krótkotrwałej pauzie dodał - Jako iż powinienem dopełnić tego obowiązku pierwszy, powiem że zwą mnie Michałem z rodu Mieczników.
W głowie młodzieńca pojawiły się kolejne pytania. Na razie najważniejszym było to by dowiedzieć się czegoś więcej o nieznajomej. Czekając na odpowiedz myślał nad kolejnymi niewiadomymi.
 
Dalakar jest offline  
Stary 20-12-2007, 21:05   #43
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Santa Maddalana


Michal


- Przepraszam o pani, lecz nigdy cię nie widziałem, a nawet gdyby, to z powodu panujących tu ciemności nie rozpoznaje cię, więc czy mogłabyś się przedstawić? Jako iż powinienem dopełnić tego obowiązku pierwszy, powiem że zwą mnie Michałem z rodu Mieczników.

Niewiasta schylila delikatnie glowe w gescie uslyszenia i zrozumienia twych slow, lecz najwyrazniej sama nie miala ochoty swego miana zdradzac.

- Dzielny Miecznik z odleglego krolestwa. Coz sprowadze cie w te piekne okolice?

Nim jednak zdolny byles odpowiedziec na owe pytanie owa na scenie pojawila sie postac. Czyjs cichy, acz niezawodnie do mezczyzny nalezacy glos, rozlegl sie tuz za twoimi plecami.

- Julio przestan sie nim bawic. Wracamy.

Silne uderzenie w tyl glowy pozbawilo cie swiadomosci niemal natychmiast. Ostatnie co udalo ci sie zobaczyc to ostre jak szpilki kly, ktore wylonily sie z ust kobiety gdy ta usmiechala sie do ciebie.


Przytomnosc wracala ci powoli. Pierwsze co zarejestrowales to fakt iz jest juz ranek. Slonce delikatnie muskalo odsloniete fragmenty twojej skory. Nastepny byl zapach. Slodki, kuszacy, delikatny, zdawal sie dochodzic zewszad i jakby znikad. Chociaz moze nie tak do konca znikad, gdyz tuz po otwarciu oczu ukazal ci sie widok cudowny i kojacy.
Coz.. kojacy do czasu... Wsrod tego kwiecia piekneg krazyli bowiem ludzie, lecz na boga w jakimz to stanie. Brudni, odrapani, w lachmanach. Kulili sie przed drogocennym sloncem uciekajac do strzech byle jak skleconych. Smetni, otumanieni... Male dzieci kwilace w ramionach staruch. Starzy potykajacy sie o powykrecane czlonki ulomnych. Ludzie, lecz jakby tylko korpusy bez dusz.




Las, okolice Florencji


Gospoda



Elfka sluchala waszych deklaracji, to dluzszych to znow calkiem krotkich. Usmiech deliaktny acz radosny nie zchodzil jej z ust, a gdy zamilkiliscie rzekla krotko:

- Dziekuje.

Po czym zwrociwszy sie ku najemnikowi przez chwile pozostawala w zadumie by wreszcie odpowiedziec na jego pytanie.

- Moja wiedza o niech niestety tak duza jak teraz potrzebujemy nie jest. Od niedawna dopiero wolno mi opuszczac rodzinne zacisze by towarzyszyc i chronic podroznych na drodze. Jednak nieco uslyszec o nich juz zdolalam. My elfy zazwyczaj nie mieszamy sie do ich spraw tak jak oni nie szkodza naszej egzystencji. Nie znaczy to jednak iz poproszeni nie ruszymy w tamta strone by pomocy udzielic niewinnym. Problem w tym iz zazwyczaj nikt o ta pomoc nie prosi. Ludzie z Santa Maddalany pogodzeni sa ze swym losem i wrecz szczesliwi gdyz dzieki ukladowi jaki nawiazali z tymi istotami kazda kaleka, starzec czy watle dziecie znikaja od nich. Zycie znacznie latwiejsze jest gdy nie ma sie na glowie chorego czlonka rodziny czy delikatnego dzieciecia, ktore bycmoze zimy nie przezyje, a ktorym przeciez zajmowac sie trzeba. Tak wiec miasto rozrasta sie szczsliwe kosztem tych nieszczesnych, ktorzy w mniemaniu innych zakala by jedynie byli. Ojciec opowiadal iz ofiary tych porwan zostaja pozniej sprowadzane do zamku i sluza...... ich krew sluzy za... posilek sile i wieczne zycie dajac tym, ktorzy nocy sa zaprzysiezeni.

Zamilkla wyraznie smutniejac. Pojedyncza laza niczym kropla rozy splynela po jej policzku slad migotliwy zostawiajac po sobie.


- Nie dalej jak trzy dni temu los zawiodl mnie w tamte okolice gdzie na trakcie tuz przy miescie czleka rannego spotkalam i w mury te wprowadzilam niewiedzac wtedy co czynie. Mezczyzna ow starszy wiekiem opowiedzial mi jak to w srodku nocy napadli na jego karawane zbojcy wycinajac niemal w pien wszystkich i cenny transport przypraw zabrawszy ze soba jego tylko wraz z dwoma smiertelnie rannymi slugami zostawili. Niedlugo po tym na trakcie dal sie ponoc slyszec odglos kopyt konskich i olsniony swiatlem ksiezyca jezdziec sie przed nimi pojawil. Reszta relacji owego meza byla bardzo nieskladna jednak zdolalam z niej wywnioskowac iz ow nieznajomy porwal tamtych dwoje jakby nic nie wazyli i unioslwszy sie w niebo zniknal mu z oczu. Dlaczego nie zabral i jego, niewiedzial. Kupiec ow nim opuscilam Maddalane wyslal wiadomosc do swgo przelozonego, a mnie prosil bym owego meza strzegla w drodze. Zdazalam wlasnie do Florencji aby o niego zapytac gdy spotkalam swego towarzysza.

Tu zwrocila oblicze w strone jedzacego posilek cygana, usmiechajac sie do niego czule.

- Wraz z nim dotarlam do tej gospody, gdzie juz nieraz podroznych przywiodlam i gospodarzy znam jako ludzi uczciwych i czyste serce majacych. Pozostala historie znacie juz panowie gdyz wraz ze mna ja tworzyliscie, az do tej chwili. Mniemam iz osoba ktorej wypatruje albo wciaz nie dostala wiadomosci albo pojawi sie tu jeszcze tej nocy. Jesli nie... coz. Przyjdzie mi zatem zlamac jedna obietnice na rzecz drugiej.

Zamilkla ponownie i gdy juz wydawac by sie moglo, ze na dobre pograzyla sie w myslach, glos jej dzwieczny ponownie przeszyl cisze.

- Dnia jutrzejszego czeka nas dluga i niebezpieczna droga. Zjedzmy zatem i udajmy sie ku pokojom aby rankiem z nowymi silami wyruszyc.

Wstala i skloniwszy lekko glowe ku najemnikowi powiedziala:

- Na tobie zapewne, jako osobie znajacej walke nie tylko ze slyszenia, spadnie zapewne dowodzenie ta wyprawa. Slozyc ci bede zatem wiedza i orezem podobnie jak i zebrani tu mezczyzni gotowosc swa wyrzekli.

I to najwyrazniej wszystko bylo co rzec chciala. Przeslawszy jeszcze jedynie delikatnego calusa mlodemu Cyganowi ruszyla ku schodom na chwile jedynie zatrzymujac sie przy Tomaszu, ktory to wlasnie wyszedl z kuchni w wasza strone zmierzal niosac miesiwo, chleb, nieco sera i duzy dzban wina.





Gospodarz rzucil spojzeniem, w trakcie tej cichej wymany zdan w strone Carlosa, a twarz jego oblal wesoly usmiech. Skinal glowa elfinie i gdy ta znikala na gorze podszedl do was mowiac.

- Sen znacznie spokojniejszy gdy brzuch pelny sie ma. Jedzcie zatem panowie i pijcie.

Polozywszy swe skarby na stole podszedl do Carlosa i nachyliwszy sie ku niemu podal klucz ozdobny mowiac.

- Ostatnie drzwi po lewej stronie. Masz szczescie czlowieku.. Oj masz ty szczescie.

I klepnawszy go lekko i po przyjacielsku w ramie ruszyl dolozyc drwa do kominka pogwizdujac przy tym wesolo pod nosem.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]

Ostatnio edytowane przez Midnight : 20-12-2007 o 21:10.
Midnight jest offline  
Stary 21-12-2007, 00:10   #44
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Ona przyszła prosto z chmur i mgły. Ona tańczyła jak skra złota, zakręcona, migocząca. Ona mówiła głosem niczym aksamitny puch. Ona patrzyła wzrokiem łączącym w sobie łagodność niezwykłą oraz równie niezwykła zapowiedź szaleńczej ekstazy. Ona była piękna, niczym kropla rosy porannej na płatku czerwonej róży. Ona ... ona posłała całusa temu wrednemu Cyganowi i zasmarkany szlag trafił całą atmosferę, a załamany Marco najchętniej pociąłby się brzytwą, gdyby akurat miał takową pod ręką. Ale nie miał, leżący zaś na stole nóż wydał mu się tępy. No i służył do krojenia kapusty. Marco zaś kapusty po prostu nie znosił. Myśl, by użyć do zrobienia sobie czegoś noża z kapusty wydała mu się niezwykle obrzydliwa.
- "Kapitan opowiadał kiedyś, jak miał problemy ze swoją starą, upuścił sobie trochę krwi i złość oraz frustracja mu przeszły" – pomyślał Marco zastanawiając się nad powtórzeniem eksperymentu swojego dowódcy. Stwierdził jednak, ze po pierwsze następnego dnia musi mieć trochę siły, zaś upływ litra krwi na pewno nie wpłynąłby dobrze na kondycję, po drugie zaś: nie nożem od kapusty! To, ze ten kroił owo warzywo, rzucało cień na wszystkie inne noże. Kusząca przez chwilę myśl o zastosowaniu widelca została przez Marco odrzucona, jako zbyt idiotyczna. Równie idiotyczna, jak całość myśli przychodzących mu wtedy do głowy. Uśmiechnął się do siebie na myśl o tym odkryciu.
- Ano, gospodarzu – zapytał. – Jak daleko stąd do Santa Maddalana?
- Trza nam się tam wybrać rano i radbym wiedzieć, jak długa to trasa, oraz jak trakt utrzymany jest? Pewnie taki oberżysta jak ty spotyka wielu ludzi i słysząc od nich wieści jest tak nabity informacjami, jak bażant truflami na uczcie Medyceuszy.
- Jeżeli chodzi o Santa Maddalana panie kawalerze
– ton karczmarza od czasu, gdy Marco zadeklarował, ze się wybiera ratować dziecko, uległ zdecydowanemu złagodzeniu. Może nie patrzył na Pizańczyka z sympatią, ale z aprobata na pewno. Chętnie więc udzielał informacji. – Jeśli więc chodzi o Santa Maddalana to będzie jakieś dwa dni drogi stąd, przynajmniej wozem. Bowiem trakt w niektórych miejscach wąsko idzie, a doły są i wykroty, toteż uważać trzeba jadąc.
- Hm, dwa dni to długo
– zafrasował się Visconti. – Każdy bowiem zmniejsza szanse na uratowanie dziecka – rzekł na głos, gospodarz zaś skinął mu głową. Wydawało się, że nowo poznany mężczyzna, który najpraktyczniej zajął się mdlejąca kobietą, także przysłuchiwał się uważnie.
- No to dlaczego nie ruszylibyśmy konno? – Wtrącił Cygan, który wprawdzie stał dalej, ale pewnie, jako miłośnik muzyki, miał bardzo wyczulony słuch.
- Ojciec Constancius Vinhentheim nie ma konia – mruknął Marco niezadowolony, że ów włącza się do rozmowy, nawet, jeżeli myśl była sensowna.
- Na to się może znajdzie jakaś rada – rzekła karczmarz. – Owszem, lata nie pozwalają mi ruszyć z wami, ale rad jestem pomóc takiemu przedsięwzięciu. Mam ja ci kobyłę zacnej urody, gniadą, mocną w kłębie i nogach, ale spokojną niczym owieczka. Jeżeli ksiądz by chciał, to niech ona go poniesie. Za niewielką opłatą, gotowym wynająć owego konia wraz z siodłem. Co wy na to?
- Zaraz zapytam ojca
– odparł Marco, który udał się do zakonnika wcinającego najlepsze kąski z przyniesionej przed chwila strawy. Pizańczyk przedstawił mu pomysł, a ten swoim zwyczajem odpowiedział:
- Panie Visconti, jeżeli to rzeczywiście koń z klasą, odpowiedni dla kogoś takiego jak ja, to się zastanowię, bowiem rzeczywiście, skoro mamy się tam udać, lepiej to zrobić szybko, niżeli wlec się noga za noga.
- Zgadzam się, wielebny ojcze. Jadąc wozem to nawet ślimaki doniosą wieść do Santa Maddalana, ze przybywamy, wyprzedzając nas o spory kawałek.
- Idziesz spać
? – Zmienił nagle temat ksiądz.
- Nie ojcze – skrzywił się Marco. – Idę, idę na zewnątrz. Chcę chwilę posiedzieć, podumać.
- Ech, chłopce, chłopcze, czy ona az tak zalazła ci za skórę? Popatrz, wszak ten całus i szepty znaczyć mogły tylko jedno. A jak tak dalej pójdzie, to niedługo nowego Cygana ona na świat przyrzuci
– ojciec przerwał widząc nieszczęśliwą minę Marco. Podał mu kubek wina, które Pizańczyk wychylił.

- Zgodził się, gospodarzu – powiedział Pizańczyk wracając do towarzystwa. – Wprawdzie uzależnił ją od wyglądu konia, ale powiadałeś że jest to dobra klaczka, więc nie ma się czego obawiać.
- Ano juści, dobra. - Karczmarz chciał mówić coś jeszcze na temat konia, gdy Marco szybko przerwał:
- Czy dałoby radę przygotować coś na jutro do jedzenia? Bowiem czeka nas niezła galopada, nie chciałbym tracić czadu na zatrzymywanie się po karczmach po drodze.
- Tak się stanie. Rano przed wyjazdem znajdziecie naszykowana gomółkę sera, dwa bochny chleba oraz pęto kiełbasy, tudzież bukłaczek wina.
- Moje myśli w lot rozpoznajesz karczmarzu
– słowa Marco były uprzejme, ale dalej pełne melancholii. Był psychicznie rozbity. Tyle, ze poprzednie słowa elfki zobowiązywały, chociaż myślał:
- Co ja za dowódca, skoro nikt nie musi mnie słuchać?
Jednak, mimo tego, starał się pomóc wszystkim uczestnikom wyprawy, nawet, tfu, Cyganowi.
- Panowie – mówił. – Wyruszamy rano, konno, toteż będzie dość szybka jazda. Odległości znacie, więc wiecie, że będziemy popędzać, żeby stanąć na rogatkach Santa Maddalana przed wieczorem. Biorąc zaś pod uwagę z kim mamy do czynienia, a sami wiecie, że z wampirami, owymi krwiopijcami powołanymi do istnienia przez samo zło, trzeba nam broń dzierżyć w pogotowiu. Może też jakiej oliwy wziąć, bo słyszałem, ze stwory owe ognia się boją. Legendy mówią także o czosnku
- Hm, nie wiem, jak coś tak dobrego może kogokolwiek odstraszać
– mruknął karczmarz. – Gdzie waść idziesz? – Nagle rzucił widząc, ze Marco powiedziawszy to, co miał do powiedzenia, otwiera drzwi. – Do rana spory szmat czasu jeszcze.
- Posiedzą chwile na zewnątrz
– odparł Visconti. – Noc nie jest bardzo chłodna, a potrzebuje przemyśleć cała sprawę.

Mieszczuch nie umie słuchać. Świat przed karczmą takiemu osobnikowi wydałby się pusty i cichy. Jednak Marco miał za sobą całkiem niezły trening wojenny, często na takim właśnie bezludziu. Nocne pustkowie stanowiło dla niego gąszcz wiadomości niesionych wiatrem. Jednakże Visconti nie przysłuchiwał się wiatrowi. Ale usiadł na zydlu i westchnął. Było mu smutno, przykro, niedobrze. Nie rozumiał, po prostu nie rozumiał ani siebie, ani całej sytuacji. Goń myślowa. Przebiegały mu sceny z nią, obrazy, fragmenty, niczym poszatkowane kromy chleba przez zręcznego kuchcika. Siedział. Mijały chwile, kolejne i następne. Rozmyślał, ale i obserwował. To było piękne. Obok rosły dzwonki i do pąka jednego z nich wszedł świetlik rozbłyskując nagle. To było piękne. Rozjaśniony kwiat niby miniaturowa latarenka iskrzył cudownym blaskiem. Marco podszedł i już miał zerwać, kiedy się nagle powstrzymał. Taki był uroczy i tak cudowanie rozjaśniał noc blaskiem, że wpięcie go do kołnierza peleryny wydawało się niestosowne. Marco, jak najpierw podszedł, tak cicho się wycofał. Pomyślał, że gdyby ona tu była, chętnie dąłby jej taki prezent, prezent wspólnego spędzenia kilku chwil zachwycając się świetlikiem oraz kwiatem, osobno zwyczajnymi zjawiskami natury, ale razem tworzącymi coś dotykającego serca.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 21-12-2007 o 00:21.
Kelly jest offline  
Stary 21-12-2007, 09:32   #45
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
//

Marco Visconti


Wtem szmer cichy rozlegl sie gdzies obok, burzac zadume i to rozmarzenie tak nowe mlodziencowi do walk przywyklemu. Czujny jak zawsze porzucil kwiat ow przecudny i cichym krokiem ruszyl ku skraju gospody. Dlon na mieczu, wzrok czujny i cala postawa swiadczyly jednoznacznie iz nie pierwszy raz to skradac mu sie przyszlo, lecz czy aby do wroga? Wyjzawszy za zalom budynku dostrzegl on przyczyne tak szmeru jak i rozterk targajacych serce.




Lialam nieswiadoma spogladajacych na nia oczu wlasnie ruszyla niespiesznie w kierunku ogrodka co duma i radoscia byl gospodyni. Skad sie tam wziela domyslac mogl sie jeno spogladajac na otwarte okno i firanki wiatrem poruszane. Ona zas delikatnie muskajac dlonmi platki kwiatow ... Tanczyla. Ruchy jej powolne, zmyslowe, magiczne. Przymkniete oczy i zarumienione lico, usta rozchylone i blogosc na twarzy. Gdziekolwiek teraz byla w tej zadumie slodkiej, swiat ten musial byc rajem jak ona aniolem.
Dopiero po dluzszej chwili nieszczesny najemnik dostrzegl to co oko innego dostrzeglo by pierwej. Elfina bowiem nie miala na sobie ni sukni ni odzienia nocnego chociazby z najdelikatniejszej tkaniny utkanego. Choc moze... Nie byl pewien. Jesli to bowiem byla tkanina to nigdy takowej jego oczy nie widzialy. Zdawac by sie bowiem moglo iz to jedynie refleks, zludzenie..... Jak ona, jak
jej gibkie cialo lasniace w gwiazd blasku i przy tym sierpie, co spod chmur sie wyloniwszy zerkal i oblewal ja swym magicznym swiatlem. Glaszczac i pieszczac niczym czuly kochanek. Skrzydla, ow atrybut elfiego pochodzenia, prawie przezroczyste, skrzace sie od rosy, falowaly, owe promienie odbijajac i tworzac mgielke na wzor welonu co raz po raz oplata jej cialo.


Chwila ta ulotna, przesycona magia trwala i trwac powinna na wieki. Lecz jak wszystko co piekne szybko przeminela. Odglos drzwi zatrzaskiwanych gdzies we wnetrzu domu rozwial ow czar slodki sprawiajac iz zjawisko owe otworzywszy oczy spojzalo na niego. Usmiech jej wpierw nieco zlekniony szybko nabral slodyczy tak dobrze mu znanej.

- Czyzbys i ty spac nie mogl dzielny najemniku?

//
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]

Ostatnio edytowane przez Midnight : 21-12-2007 o 09:55.
Midnight jest offline  
Stary 21-12-2007, 18:17   #46
 
Durendal's Avatar
 
Reputacja: 1 Durendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputację
Carlos słuchał opowieści elfki z uwagą, rozkojarzył się dopiero kiedy padły słowa o wysysaniu krwi... Wampiry... Nasłuchał się w dzieciństwie opowieści o nich, o sposobach ich zabijania, o ludziach którzy zginęli w walce z nimi... Przed oczami pojawiła mu się postać która zawsze wywoływała na jego plecach nieprzyjemne dreszcze... Stary Czerda... Potężny, lekko zgarbiony starzec o pomarszczonej, poznaczonej bliznami twarzy i przerażających oczach. Zimnych, twardych oczach w których chyba nigdy nie gościły żadne uczucia. Pamiętał co ludzi cicho szeptali o nim po domach... Łowca wampirów... Charakternik, śmierć się go nie ima... Podobno zabił aż dziesięciu... Po kolei wypływały z głębi jego pamięci słowa zasłyszane od dorosłych. Na szczęście pamiętał nie tylko to. Pamiętał rzeczy z którymi nie rozstawał się straszny starzec. Srebrny sztylet i osikowy kołek... Srebrny sztylet był raczej nieosiągalny ale kołek da sie załatwić bez problemu. Co do wbicia go w wampira to może to być problem jeśli prawdą było to co opowiadali o ich sile... Ale Carlos wierzył w siebie i miał nadzieję że uda mu się przynajmniej powalczyć.

Na całusa elfki odpowiedział lekkim uśmiechem a na klucz podany przez oberżystę zdziwieniem. Nie spodziewał się takiego zaproszenia. Jednak szybko się opanował i ruchem godnym kuglarza schował go nie wiedzieć jak i gdzie. Szeroki uśmiech pojawił się na jego twarzy. Do rozmowy karczmarza i najemnika wtrącił sie jakby mimochodem, nie bardzo interesując się jej sensem i przebiegiem. Ziewnął kilka razy, przeciągnął się.

-Dobranoc

Powiedział pod adresem wszystkich i zabierając swoją torbę ruszył na górę. Wszedł po schodach powoli i ruszył wąskim korytarzem aż do jego końca. Klucz jak znikł tak pojawił sie w jego palcach, wsunął go do zamka i powoli obrócił. Otworzył drzwi i wszedł do środka... Pokój był, jeśli nie liczyć łóżka, stolika na którym stała mała oliwna lampka, dwóch krzeseł i jakiejś niewielkiej szafy pusty. Nie było w nim nikogo. Carlos nie zmartwił się za bardzo, wiedział że główna lokatorka izdebki wróci do niej niebawem. Tymczasem on miał chwile na by przygotować się na jutrzejszą wyprawę. Zapalił kaganek, po czym wyjął ze swojego bagażu mały skórzany pakunek. Rozłożył go i wyjął z niego kilka kamieni szlifierskich, małą buteleczkę oliwy i pudełeczko ze smarem. Po czym wydobył swoją broń i zabrał się za ostrzenie. Najpierw jego ulubiona navaja, potem zapasowa i na końcu zajął się wąskim ostrzem stiletto. Naostrzył starannie każdy, nasmarował baskijskie zamki, obejrzał klingi w poszukiwaniu szczerb. Najlepsza toledańska stal obrobiona przez andaluzyjskiego rzemieślnika błyszczała w świetle płomienia. Myśli Carlosa krążyły wokół tych ostrzy i ich przeznaczenia. Zabił nimi już wiele osób, posmakowały krwi wielu mężczyzn. Nigdy się nie wahał, zawsze był zdecydowany i szybki w działaniu. Od dziecka wychowany w świecie gdzie zabijanie jest jedną z konieczności życiowych nie czuł że robi coś złego, czasem tylko tak jak teraz nachodziły go dziwne myśli, wspomnienia, twarze. Chcąc się otrząsnąć z tego nastroju Cygan zrzucił kurtkę zostając w samej luźnej koszuli. Chwycił swoje ulubione ostrze i obrócił je w dłoni. Chwyt prosty, floretowy, odwrotny, ukrycie ostrza za nadgarstkiem, przerzut do drugiej ręki powtórka całości, potem znów do prawej ręki, navaja błyskawicznie zmieniała położenie w sprawnej dłoni. Koncentracja zrobiła swoje, złe myśli odeszły. W głowie Carlosa rozległy sie dźwięki gitary a całe ciało samoczynnie chwyciło rytm, wykonywał proste ćwiczebnie które pokazał mu pierwszy nauczyciel, ojciec- walczył z własnym cieniem. To dzięki niemu osiągnął tak dobry refleks i umiejętność tak szybkiego reagowania na ruchy przeciwnika. Ćwiczył tak długo aż jego oddech stał się szybki i nierówny. Otarł zroszone potem czoło i odłożył broń. Zrzucił przepoconą koszulę i nalał z cebrzyka wody do stojącej w kącie miednicy. Umył się starannie, wyjął z torby i założył czarną koszulę. Przeczesał włosy. Stanął na środku pokoju nie bardzo wiedząc co robić dalej...
 
__________________
Oj Toto to już chyba nie jest Kansas...
"Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce"
Durendal jest offline  
Stary 22-12-2007, 01:19   #47
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- Czy ja śpię? – Pomyślał Marco z dziwną radością i lekkością serca. Powietrze było zimne, lecz słodkie. Jednak wydało mu się to całkiem naturalne, że podczas tańca tej nieznajomej dziewczyny, coś, co orzeźwiało go wcześniej niczym źródlana woda, teraz upijało, niczym słodkie wino. To było szaleństwo, to była magia, to było coś dziwnego. Marco poczuł, że ta dziewczyna go pociąga. A miała 20 centymetrów! Ale to nic. To z niej emanowało. Każda cząstka ciała, czy to naga, czy owinięta welonem muślinowej mgły krzyczała do niego: „Podejdź do mnie, zobacz, dotknij, ucałuj, a potem utop się we mnie, jak poeta topi się w swoich własnych wierszach.” A jej oczy, oczy, jak dwa rozgwieżdżone odbiciem nieboskłonu tafle jeziora zapraszały z taką mocą, jak głodnego wabi stół królewski zastawiony pysznościami. To było tak szalone, ze Marco przez moment prawie złapał się za głowę, jakby krzycząc: „Gdzie sens? Gdzie logika?” Ale sam sobie odpowiedział w duchu:
- Skoro śpię, to jaki problem. Wszak we śnie wszystko może się zdarzyć. - Wszystko, nawet to, że ten wesoły taniec maleńkiej elfiny pociągał go. Swoim pięknem? Także, ale po prostu czuł, że ciągnie go do niej, jak mężczyznę do kobiety, że taniec, pełen radości, przesycony został zmysłowością, która nasyca powietrze słodkim erotyzmem. Marco otwierał usta łapiąc głębokie powietrze. Walczył. Biły się w nim dwie myśli. Pierwsza, żeby nie stracić tego momentu piękna, które wrażliwość młodego estety napawała najwyższą radością. Ale była i druga. Wstać, podbiec, wziąć w dłonie ową lśniącą niby iskra istotę i ... no tak, jednak różnica wzrostu była zbyt wielka.

- Czyżbyś i ty spać nie mógł dzielny najemniku? – Słowa te przez dłuższą chwilę nie docierały do Marco. Dopiero powtórzone po raz drugi wyrwały go z uśpienia, w którym znajdował się jego umysł.
- Nie mogę spać? – Jakby się dziwił. - Wybacz, ale nie wiem, czy teraz śpię jeszcze, marząc o twym uśmiechu, czy jestem już na jawie.
- Śmiertelnicy rzadko to wiedzą
– poważnie odparła, choć z uśmiechem. – Ale elfa możesz posłuchać, to jawa.
- Czasem więc sen splata się z jawą
– odparł Marco.
- Częściej niż to się wielu ludziom wydaje, jednak niewielu to zauważa - skinęła głową Lialam. – Dlaczego jednak wyszedłeś na dwór, przed gospodę? Tam miałbyś ciepły posiłek, wino, łoże, a dobry karczmarz wraz z żoną ugościłby cię, jak mógłby najlepiej.
- Tak, lecz tam nie byłoby tego snu, nie byłoby tej chwili.
- Czy zakłóciłam ci ją, przybyszu
? – Ściągnięte lekko usta elfiny zdawały się świadczyć, że o czymś intensywnie myśli
- Nie, ty wzbogaciłaś ją. Tak bardzo chciałem ją z kimś dzielić, szczególnie z tobą. Cóż mógłbym ci ofiarować więcej, niżeli takie momenty piękna.
- Tak to prawda. Chwile piękna, wydawałoby się ulotne, a zmieniające człowieka czy elfa. Jeżeli chcesz, mogę je z tobą podzielić wpatrując się w owo dziwne tchnienie lata. Mam na imię Lialam
.



Marco przedstawiając się zdjął płaszcz z ramion i rozłożył na długim ociosanym pniu obok siebie, zapraszając dziewczynę. Elfina usiadła. Blisko, bliżej niż czynią to zazwyczaj dobrze wychowane panny z ludzkich rodów.
- Podobał ci się mój taniec wśród kwiatów?
- To byłaś ty
... – Marco aż zachłysnął się, a ona spojrzała na niego owymi pięknymi oczyma kryjącymi w sobie gwiaździste niebo.
- Czy to ci przeszkadza? – Spytała z przekornym uśmiechem.
- Nie, nie, ja, ja właściwie czułem, ale nie wiem. Czułem ciebie w tej małej postaci, czułem to samo, co do ciebie, ale – zatrzymał się na chwile. Wreszcie stwierdził – Jesteś czarodziejką.
- Jestem kobietą.
- Elfią. Ludzkie nie tworzą takiej magii.
- Jesteś pewny
? – Elfina uśmiechnęła się kpiąco. – Możesz mi wierzyć, te czary wszystkie potrafią. Zwłaszcza, gdy chwila sposobna. Niektóre zaś nawet o tym wiedzą.
- A ta była sposobna?
- Tak, ta była. Letnia noc, pąk kwiatu przenikany blaskiem świetlika oraz samotny mężczyzna, który nie lękał się wyjść poza gromadę.
- Och, mam broń
– Marco dotknął szabli trzymanej przy boku.
- Naprawdę? Broń dobra na potwory i innych mężczyzn, ale czy także na kobiety?
- Nie walczę z kobietami
– zdziwił się Marco.
- I słusznie. Im bardziej bowiem ty będziesz uzbrojony, tym bardziej ona wystąpi naga. Nie będziesz mieć żadnych szans przeciwko jej broni. Czyż nie pamiętasz, co czułeś podczas mojego tańca.
- Czyżbyś mnie ostrzegała przed sobą?
- Jestem kobietą, najemniku. Nie zauważyłeś? A może mam ci dokładniej pokazać?
- Nie, to znaczy, ja wiem, ale
- plątał się Marco, który kompletnie nie wiedział, czy dziewczyna żartuje, czy mówi poważnie – Czy wszystko nie może być proste? –
- Oczywiście, że nie
– odparła z udanym przestrachem. – Gdyby było, wszystko stałoby się nudne, a wy przestalibyście nas kochać? Ale – przerwała na moment – ale ja jestem prosta i może dlatego właśnie myślisz, że pod tym kryje się jakaś szczególna tajemnica. Ale nie kryje się żadna, a raczej tylko to, że jestem elfem – dodała poważnie – na dobre i na złe. Masz ładne włosy – dodała. – Czy mogę ich dotknąć? – A gdy Marco skinął głową, wyciągnęła swą dłoń i musnęła je. Delikatnie dotykała naturalnych loków. Przesuwając ręką musnęła kark. Leciutko, niemal niczym mgiełka poranna, ale Marco przeszedł dreszcz. Jej palce przesuwały się powolutku, pieszczotliwie, jak wtedy, gdy w swej drobnej postaci muskała kwiatki. Nawet nie wiedział dlaczego, ale położył się składając głowę na jej kolanach. To było takie naturalne. Takie właściwe. Takie, że uśmiechnięta elfka zaczęła coś śpiewać, nie przerywając gładzenia jego włosów. Próbował cos powiedzieć, ale zauważyła to, kładąc paluszek na jego ustach. Pocałował go, powodując nagłe uniesienie brwi u elfiej dziewczyny. Nie przerywała jednak ani piosenki, ani pieszczoty. To było, jak wtedy, gdy tańczyła wśród kwiatów. To samo uczucie. Sen, czy jawa.
- Sen, czy jawa – powiedział cichutko, żeby jej nie przeszkodzić w śpiewie, ale ona usłyszała. Nie przerywając nucenia, odparła wplatając słowa w pieśń:
- Już ci wspominałam, śmiertelnicy rzadko to wiedzą. Ale są takie chwile, że elfy także nie są tego całkowicie pewne.

Powoli świtało, zaś jasnozłote słońce zaczynało wyłaniać się zza linii wzgórz zwiastujących horyzont. Marco leżał na ociosanym pniu przed gospodą, a żadnej dziewczyny przy nim nie było:
- Czy to był sen, czy jawa? – Pytał sam siebie kolejny raz po raz kolejny, kolejny, kolejny.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 22-12-2007 o 16:41.
Kelly jest offline  
Stary 22-12-2007, 12:41   #48
 
Yourek's Avatar
 
Reputacja: 1 Yourek ma wspaniałą reputacjęYourek ma wspaniałą reputacjęYourek ma wspaniałą reputacjęYourek ma wspaniałą reputacjęYourek ma wspaniałą reputacjęYourek ma wspaniałą reputacjęYourek ma wspaniałą reputacjęYourek ma wspaniałą reputacjęYourek ma wspaniałą reputacjęYourek ma wspaniałą reputacjęYourek ma wspaniałą reputację
Elfia kobieta opowiadała całą historię smutnym głosem. Constanciusowi nie uszła uwadze także łza spływająca po jej policzku. Było to wielce wzruszające, ale ksiądz usłyszał w życiu wiele więcej mów, które bardziej zapadły w pamięci słuchaczy. Wiedział, że ona sama była szczerze przejęta tą sytuacją, jednak nie miał chęci jej współczuć. Wszak była wynaturzeniem. istotą, których istnienie kościół negował. Z chwila, kiedy przybyli do gospody, całe życie duchownego odwróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Doktryna, którą głosił i wyznawał, legła w gruzach. Istnieją istoty i zjawiska, o których nie śniło sie nikomu. Nie był więc zdziwiony,a tym bardziej zaskoczony opowieścią. Ba, teraz nawet zaczął myśleć, że może ta cała historia ze znikaniem ludzi jest prawdziwa. To tylko zmotywowało go do tego, aby ruszyć z elfiną.
Niestety, a może na szczęście, jego charakter pozostał ten sam. Nie mógł pozwolić, aby zjawiska, których dzisiaj doświadczył, zmieniły go. Był szanowanym człowiekiem. Był sługą bożym. Pozwolił więc sobie na pełne pogardy prychnięcie, gdy żegnając się ze wszystkimi, kobieta obdarzyła tamtego mężczyznę całusem.

"Jakże rozpustne są te istoty." - mimo niewzruszonej twarzy, obrazującej niesmak, Vinhentheim trochę żałował swojego ochroniarza. Wiedział, że darzy tę kobietę uczuciem. Był to jednak tylko instynktowny, chwilowy żal, który duchowny natychmiast zdusił w zarodku. Milczał przez cały czas. uznał, że nie warto zabierać głosu. Wolał posłuchać. Słuchając człowiek wyłapuje więcej szczegółów, które mogą być później pomocne.

Gospodarz przyniósł jadło. Zarówno mięso, jak i pieczywo były bardzo dobrze przyrządzone. Duchowny zastanawiał się nawet, czy nie są lepsze od tych podawanych w Rzymie. Zapach roznosił sie, drażniąc delikatne nozdrza Constanciusa. Po cichu przyznał Tomaszowi rację. "Tak, sen znacznie spokojniejszy..." Usiadł przy stole, zachowując nienaganne maniery i począł jeść. Zupełnie nie zwracał uwagi na dyskusje mężczyzn z karczmarzem. Gdy Visconti do niego podszedł, był właśnie przełykał kolejny kawałek chleba. Zakrztusił sie i nie był rad, że jego ochroniarz widzi taką naganna postawę przy posiłku. Jednak ten wydawał się tego nie zauważyć. Wielebny dla spokoju zgodził sie na konna podróż. Co prawda wygodniej byłoby pojechać powozem, ale zależało im na czasie. Nie zastanawiał się też długo, w jakim celu Marco udaje się na zewnątrz. Przemęczenie? Chęć poznania okolicy? bardziej prawdopodobna wydawała sie jednak trzecia opcja - żal. Duchowny wiedział, że Visconti ma problem z uczuciami. Nie zatrzymywał go jednak. Miał nadzieje, że mu to przejdzie. Jak ktoś, kto wzdycha nieszczęśliwie do kobiety, może skutecznie dbać o bezpieczeństwo protegowanego?

Po skończonym posiłku, podziękował karczmarzowi kłaniając sie lekko i udał do sypialni. Po raz kolejny zanurzył się w rozmyślaniach.

Skoro istnieją elfy, skoro naprawdę coś nienaturalnego dzieje sie ze słabymi w tamtym mieście, to czy Bóg może istnieć? - był duchownym, ale jego wiara była wątpliwa. Doświadczył wielu niecodziennych rzeczy i naprawdę nie wiedział, co o tym sądzić. - Zostałem wysłany, aby mocą boską oczyścić skażone miejsce. Tylko czy ta moc istnieje? Czy mam dość siły, aby z niej skorzystać? Siły? Nie... - dialog z samym sobą był co najmniej niedorzeczny. Vinhentheim nie przejmował się tym jednak. Musiał usłyszeć własne słowa - Tu nie jest potrzebna siła. Tu potrzeba wiary. Wiary, której nie mam. Pojadę tam, ale na nic się nie przydam. Muszę zachować pozory. Papież musi sie o tym dowiedzieć. Z drugiej strony to niezwykle interesujące... - duchownego pociągały tajemnice, sekrety i pomimo rozterek, nie mógł zaprzeczyć, że chciał rozwikłać zagadkę znikania słabych ludzi.
Z takim postanowieniem, po uprzedniej toalecie, położył się do łoża. Musi być wypoczęty przed podróżą.
 
__________________
W takich sytuacjach, gdy warstwa nakłada się na warstwę, gdy wszystko jest fasadą, wplecioną w sieci oszustwa, prawdą jest to, co z nią uczynisz. - Artemis Entreri
Yourek jest offline  
Stary 22-12-2007, 14:34   #49
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość
Alessandro w milczeniu przysłuchiwał się temu, co do powiedzenia miała elfka. Nawet na wzmianka o krwiopijcach zdawała się go nie wzruszać. W skupieniu co pewien czas spoglądał na twarze innych. Najwyraźniej ksiądz nie miał o niej najlepszej opinii, cała swoją postawą zdawał się manifestować niechęć wobec niej. Niespecjalnie zdziwiło to Alessandra w końcu byli blisko Stolicy Apostolskiej i poglądy wielu były zgodne ze stanowiskiem Kościoła.

Jedna rzecz przykuła uwagę Alessandra, a mianowicie wzmianka o ładunku przypraw. Kiedy o tym usłyszał zacisnął zęby ze złości a na jego twarzy na moment pojawiła się wściekłość. Zaraz jednak opanował się i zaczął się zastanawiać nad tym, co dopiero usłyszał.

„Cały ładunek diabli wzięli! Więc to dlatego mnie wezwał, teraz rozumiem. Lecz sądząc z tego co mówią o tych ziemiach zapewne jest już martwy. Cóż szkoda życia ludzkiego, lecz co począć? A może za napaścią stoją te istoty? Jeśli tak, to jest szansa na odzyskanie towarów. Nie mogę jednak się upierać jedynie na przypuszczeniach, potrzeba by mi było czegoś więcej.”

Kiedy tak pogrążył się we własnych myślach, elfka kontynuowała swą relację. Tym razem wspomniała o osobie, na którą czeka. Alessandro podniósł na nią wzrok.

„Z jej opisu wynika, że ja jestem tą personą. Taak, lecz o tym powiem dopiero o świcie, kiedy będziemy wyruszać, pośpiech jest niewskazany a rozwaga wręcz przeciwnie.”

Jedzenie przyniesione przez karczmarza Alessandro zauważył dopiero wtedy, kiedy postawiono przed nim dzban z winem. Wtedy dopiero zaczął się posilać. Jedzenie, choć niewyszukane, było smakowite i przypadło mu do gustu. Mężczyzna lekko się rozchmurzył i gdy skończył jeść odszukał wzrokiem właściciela zajazdu. Dopiero wtedy zauważył, że jako jedyny pozostał przy stole. Wzruszywszy ramionami poszedł do karczmarza.

-Karczmarzu, jest coś o co chcę zapytać.- Alesandro zaczekał aż gospodarz odwróci się do niego po czym kontynuował.
-Jako, że dopiero co przyjechałem nie posiadam jeszcze swojego pokoju. Więc jak się zapewne słusznie domyślasz chcę jeden wynająć.-
-No cóż miejsc mi niewiele już pozostało ale coś się zawsze znajdzie. Zaraz klucz do jakiegoś przyniosę.- postawiwszy właśnie zbierane misy z powrotem na stół karczmarz wyszedł z sali. Wrócił po kilku minutach, w czasie których Alessandro zdążył rozejrzeć się po pomieszczeniu.
-Pierwsze drzwi na prawo na piętrze. Pokoje zawsze są przygotowane na przyjazd gości toteż nie musisz panie czekać.

Florentyńczyk skinąwszy głową, bez słowa wziął klucz i podał zapłatę karczmarzowi. Przelotnie spojrzał jeszcze na kilka osób, które nadal nie udały się na spoczynek i udał się do pokoju.
Pomieszczenie było urządzone skromnie, bez zbytniego przepychu ale też wygodnie. Łóżko jak młody Ambrosini zaraz się przekonał nie było ani za miękkie ani za twarde. Z westchnieniem ulgi przygotował się do snu i położył się na posłaniu. Podróż mimo, że była wygodna zmęczyła Alessandra więc sen nadszedł szybko. Ostatkiem świadomości, jeszcze zanim jego pogrążył umysł pogrążył się w ciemności obiecał sobie, że jeśli będzie to możliwe uratuje Francisca i nagrodzi go za jego wierną służbę.
 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej
John5 jest offline  
Stary 22-12-2007, 19:30   #50
 
Dalakar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znany
Michał odzyskując świadomość przede wszystkim czół ból, lecz w miarę jak docierały do niego coraz to nowe bodźce z otoczenia, cierpienie ustępowało. Szczególnie kojący i dobroczynny był cudny zapach rozchodzący się w powietrzu. Miecznik powoli podniósł powieki i zlokalizował źródło wonności. To były kwiaty, ale jakie kwiaty. Piękne, delikatne, wspaniałe. Do tego miłe promienie słoneczne. Można było myśleć iż się jest w raju. I Polak tak mniemał. Z upływem chwili widział coraz więcej. Dostrzegł ludzi. I wtedy czar tego miejsca znikł, a na jego miejsce pojawił się obraz cierpienia i kalectwa. Osoby które zobaczył były w opłakanym stanie. Nie było tam zdrowych i radosnych, tylko sami chromi, niedołężni, staży, czy trędowaci. Zupełnie odwrotnie niż w mieście, w którym był zanim sie tu znalazł. Tylko jak się tu znalazł? Michałowi powoli wracała pamięć. Przypomniał sobie iż był w klasztorze. Była noc. Ciemno. Spotkał jakąś kobietę. I co dalej? Miecznik myśląc nad tym pytaniem spróbował powstać, lecz gdy tylko wytężył mięśnie pociemniało mu w oczach od strasznego bólu.
„A, tak. Zostałem ogłuszony. I ta kobieta miała chyba kły. Ale udzerzył mnie ktoś inny.” - pomyślał kiedy fala męk przeszła.
Popatrzył jeszcze raz na ludzi i zrobiło mu się niedobrze, więc z powrotem zamkną oczy.
- Gdzie ja jestem? - szepnął – Co tu się dzieje?
Zaciskając pięści i zgrzytając zębami przewrócił się na bok. Następnie z trudem uniósł tułów i na kolanach doczołgał się do jakiejś prowizorycznej chatki.
- Pomocy! - krzyknął słabym głosem.
 

Ostatnio edytowane przez Dalakar : 29-12-2007 o 16:14.
Dalakar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172