Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-12-2007, 01:19   #47
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- Czy ja śpię? – Pomyślał Marco z dziwną radością i lekkością serca. Powietrze było zimne, lecz słodkie. Jednak wydało mu się to całkiem naturalne, że podczas tańca tej nieznajomej dziewczyny, coś, co orzeźwiało go wcześniej niczym źródlana woda, teraz upijało, niczym słodkie wino. To było szaleństwo, to była magia, to było coś dziwnego. Marco poczuł, że ta dziewczyna go pociąga. A miała 20 centymetrów! Ale to nic. To z niej emanowało. Każda cząstka ciała, czy to naga, czy owinięta welonem muślinowej mgły krzyczała do niego: „Podejdź do mnie, zobacz, dotknij, ucałuj, a potem utop się we mnie, jak poeta topi się w swoich własnych wierszach.” A jej oczy, oczy, jak dwa rozgwieżdżone odbiciem nieboskłonu tafle jeziora zapraszały z taką mocą, jak głodnego wabi stół królewski zastawiony pysznościami. To było tak szalone, ze Marco przez moment prawie złapał się za głowę, jakby krzycząc: „Gdzie sens? Gdzie logika?” Ale sam sobie odpowiedział w duchu:
- Skoro śpię, to jaki problem. Wszak we śnie wszystko może się zdarzyć. - Wszystko, nawet to, że ten wesoły taniec maleńkiej elfiny pociągał go. Swoim pięknem? Także, ale po prostu czuł, że ciągnie go do niej, jak mężczyznę do kobiety, że taniec, pełen radości, przesycony został zmysłowością, która nasyca powietrze słodkim erotyzmem. Marco otwierał usta łapiąc głębokie powietrze. Walczył. Biły się w nim dwie myśli. Pierwsza, żeby nie stracić tego momentu piękna, które wrażliwość młodego estety napawała najwyższą radością. Ale była i druga. Wstać, podbiec, wziąć w dłonie ową lśniącą niby iskra istotę i ... no tak, jednak różnica wzrostu była zbyt wielka.

- Czyżbyś i ty spać nie mógł dzielny najemniku? – Słowa te przez dłuższą chwilę nie docierały do Marco. Dopiero powtórzone po raz drugi wyrwały go z uśpienia, w którym znajdował się jego umysł.
- Nie mogę spać? – Jakby się dziwił. - Wybacz, ale nie wiem, czy teraz śpię jeszcze, marząc o twym uśmiechu, czy jestem już na jawie.
- Śmiertelnicy rzadko to wiedzą
– poważnie odparła, choć z uśmiechem. – Ale elfa możesz posłuchać, to jawa.
- Czasem więc sen splata się z jawą
– odparł Marco.
- Częściej niż to się wielu ludziom wydaje, jednak niewielu to zauważa - skinęła głową Lialam. – Dlaczego jednak wyszedłeś na dwór, przed gospodę? Tam miałbyś ciepły posiłek, wino, łoże, a dobry karczmarz wraz z żoną ugościłby cię, jak mógłby najlepiej.
- Tak, lecz tam nie byłoby tego snu, nie byłoby tej chwili.
- Czy zakłóciłam ci ją, przybyszu
? – Ściągnięte lekko usta elfiny zdawały się świadczyć, że o czymś intensywnie myśli
- Nie, ty wzbogaciłaś ją. Tak bardzo chciałem ją z kimś dzielić, szczególnie z tobą. Cóż mógłbym ci ofiarować więcej, niżeli takie momenty piękna.
- Tak to prawda. Chwile piękna, wydawałoby się ulotne, a zmieniające człowieka czy elfa. Jeżeli chcesz, mogę je z tobą podzielić wpatrując się w owo dziwne tchnienie lata. Mam na imię Lialam
.



Marco przedstawiając się zdjął płaszcz z ramion i rozłożył na długim ociosanym pniu obok siebie, zapraszając dziewczynę. Elfina usiadła. Blisko, bliżej niż czynią to zazwyczaj dobrze wychowane panny z ludzkich rodów.
- Podobał ci się mój taniec wśród kwiatów?
- To byłaś ty
... – Marco aż zachłysnął się, a ona spojrzała na niego owymi pięknymi oczyma kryjącymi w sobie gwiaździste niebo.
- Czy to ci przeszkadza? – Spytała z przekornym uśmiechem.
- Nie, nie, ja, ja właściwie czułem, ale nie wiem. Czułem ciebie w tej małej postaci, czułem to samo, co do ciebie, ale – zatrzymał się na chwile. Wreszcie stwierdził – Jesteś czarodziejką.
- Jestem kobietą.
- Elfią. Ludzkie nie tworzą takiej magii.
- Jesteś pewny
? – Elfina uśmiechnęła się kpiąco. – Możesz mi wierzyć, te czary wszystkie potrafią. Zwłaszcza, gdy chwila sposobna. Niektóre zaś nawet o tym wiedzą.
- A ta była sposobna?
- Tak, ta była. Letnia noc, pąk kwiatu przenikany blaskiem świetlika oraz samotny mężczyzna, który nie lękał się wyjść poza gromadę.
- Och, mam broń
– Marco dotknął szabli trzymanej przy boku.
- Naprawdę? Broń dobra na potwory i innych mężczyzn, ale czy także na kobiety?
- Nie walczę z kobietami
– zdziwił się Marco.
- I słusznie. Im bardziej bowiem ty będziesz uzbrojony, tym bardziej ona wystąpi naga. Nie będziesz mieć żadnych szans przeciwko jej broni. Czyż nie pamiętasz, co czułeś podczas mojego tańca.
- Czyżbyś mnie ostrzegała przed sobą?
- Jestem kobietą, najemniku. Nie zauważyłeś? A może mam ci dokładniej pokazać?
- Nie, to znaczy, ja wiem, ale
- plątał się Marco, który kompletnie nie wiedział, czy dziewczyna żartuje, czy mówi poważnie – Czy wszystko nie może być proste? –
- Oczywiście, że nie
– odparła z udanym przestrachem. – Gdyby było, wszystko stałoby się nudne, a wy przestalibyście nas kochać? Ale – przerwała na moment – ale ja jestem prosta i może dlatego właśnie myślisz, że pod tym kryje się jakaś szczególna tajemnica. Ale nie kryje się żadna, a raczej tylko to, że jestem elfem – dodała poważnie – na dobre i na złe. Masz ładne włosy – dodała. – Czy mogę ich dotknąć? – A gdy Marco skinął głową, wyciągnęła swą dłoń i musnęła je. Delikatnie dotykała naturalnych loków. Przesuwając ręką musnęła kark. Leciutko, niemal niczym mgiełka poranna, ale Marco przeszedł dreszcz. Jej palce przesuwały się powolutku, pieszczotliwie, jak wtedy, gdy w swej drobnej postaci muskała kwiatki. Nawet nie wiedział dlaczego, ale położył się składając głowę na jej kolanach. To było takie naturalne. Takie właściwe. Takie, że uśmiechnięta elfka zaczęła coś śpiewać, nie przerywając gładzenia jego włosów. Próbował cos powiedzieć, ale zauważyła to, kładąc paluszek na jego ustach. Pocałował go, powodując nagłe uniesienie brwi u elfiej dziewczyny. Nie przerywała jednak ani piosenki, ani pieszczoty. To było, jak wtedy, gdy tańczyła wśród kwiatów. To samo uczucie. Sen, czy jawa.
- Sen, czy jawa – powiedział cichutko, żeby jej nie przeszkodzić w śpiewie, ale ona usłyszała. Nie przerywając nucenia, odparła wplatając słowa w pieśń:
- Już ci wspominałam, śmiertelnicy rzadko to wiedzą. Ale są takie chwile, że elfy także nie są tego całkowicie pewne.

Powoli świtało, zaś jasnozłote słońce zaczynało wyłaniać się zza linii wzgórz zwiastujących horyzont. Marco leżał na ociosanym pniu przed gospodą, a żadnej dziewczyny przy nim nie było:
- Czy to był sen, czy jawa? – Pytał sam siebie kolejny raz po raz kolejny, kolejny, kolejny.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 22-12-2007 o 16:41.
Kelly jest offline