Wszyscy (poza Brianem)
Słuchając swych rozmówców, a w szczególności
Archonta, prawnik uśmiechał się sympatycznie, choć w oczach jego można było dostrzec błyski ironii.
- Ależ oczywiście, oczywiście. Panowie jednak wybaczą, ale jestem obowiązany zdać osobiście miesięczny raport KSIĘCIU. – na to słowo mężczyzna nałożył szczególny nacisk –
Jeśli jego usytuowanie się nie zmieniło, wiem gdzie go znaleźć, obejdzie się zatem bez przewodnika. Zresztą panowie zajęci są przeprowadzką, proszę nie kłopotać się więc moją skromną osobą. Chwila-moment i już sobie jadę. Moje uszanowanie...
Po tych słowach
Sorre ruszył w kierunku domu i po chwili zniknął w jego drzwiach. Zaś samym Kainitom nie pozostało nic innego, jak zebrać rzeczy i również ruszyć do dworu. Propozycja
Karola Lipińskiego, by przedyskutować położenie została przyjęta bezgłośnie, gdyż każdy mniej lub bardziej odczuwał potrzebę zorganizowania się w tym przedziwnym mieście.
Kto wie... Może i byli marionetkami Camarilli? To jednak nie znaczyło, że muszą być bezwolnymi kukłami w rękach zgrzybiałych starców. Gestem gospodarza, prosząc do środka towarzyszy,
Aligarii rozmyślał nad swoja rola w tym przedstawieniu. O nie, już nigdy nie będzie błaznem! Jeśli będzie trzeba z tej rozpadającej się ruiny uczyni fortecę, zaś z bandy Malkavian regularną armię!
Wchodząc do środka,
Vengador uderzył czołem we framugę drzwi. To bolało... Niech el diabolo porwie wszystkich europejskich budowniczych z ich niskimi drzwiami i sufitami! Wpierw banda sabatników-malkavian, potem facet w garniaku, a teraz jeszcze guz –
Luchador był coraz bardziej rozjuszony i markotny. Ze złością odgarnął nogą i tak porozrzucane i połamane meble w holu, po czym wypuścił niesione przez siebie walizki na podłogę.
-
To gdzie mamy rozmawiać? Mam nadzieję, że kuzynos nie zapomniał o moich pytaniach. – rzekł donośnie, zwracając się głównie do
Karola. Nosferatu uśmiechnął się krzywo w odpowiedzi, mimo iż ten gest mimiczny był niewidoczny pod obszernym szalikiem. Dostrzegając natomiast lekkie zdenerwowanie
Roberta apropo wyboru miejsca dyskusji, postanowił wspomóc
księcia i... nabić sobie tym samym kolejnego plusa.
-
Oczywiście o pytaniach pamiętam, jeno mój przyjaciel znajdzie nam bezpieczne do rozmowy loku. Chwilka cierpliwości... – to powiedziawszy
Karol przywołał pupila imieniem Mozart i wydał mu polecenie w szczurzej mowie. Zwierzątko coś zapiszczało, po czym zniknęło w bocznym korytarzu.
Nie minęły dwie minuty, a Mozart wrócił i wdrapał się na ramię swego pana, by tam do ucha obwieścić mu swe odkrycie.
- Mój przyjaciel znalazł podobno idealne miejsce, chodźcie panowie za mną. – rzekł
Lipiński i ruszył korytarzykiem, w sobie tylko znaną stronę.
Nie mając za bardzo innej alternatywy, pozostali Kainici ruszyli za nim. Trzeba korzystać z ciszy we dworze, póki nie wrócą Malkavianie.
Tak oto znaleźli się w dużym pokoju pełnym poprzewracanych krzeseł i ławek, gdzie na ścianie wisiała szkolna tablica... bardzo specyficzna – trzeba dodać.
Widać chyba „Jezusowie” tutaj bawili się w szkołę... A może uczyli ruchów szachowych? Na tę myśl
Antoine prychnął cicho. Zachowując jednak kamienny wyraz twarzy podniósł jedno z krzeseł i usiadł w kącie wzorem obserwatora – statysty. Był naprawdę ciekaw tego, jak
książę i rada przeprowadzą inauguracyjną dyskusję.
Brian Brian przemykał się przez zarośla z szybkością i zwinnością dzikiej pantery. Tak też czuł się zresztą, bowiem gdy tylko ludzka siedziba została za nim, a zewsząd otoczył go dziki gąszcz, poczuł w sobie znajome buzowanie krwi... krwi klanu Gangrel.
Zimne powietrze i chrzest śniegu pod nogami wprawiały go w euforię. Był wolny, był w domu! Uśmiechając się do siebie,
Gangrel przyspieszył, niczym psotny zwierzak, odbijając się przy tym od pni drzew.
Tak biegł przed siebie, niemal zapominając o swoim celu, zupełnie pochłonięty radością, jaką było dlań obcowanie z naturą.
Dopiero, gdy minęło kilka minut, do jego świadomości dotarło, że żaden Malkavian raczej nie był w stanie oddalić się aż tak bardzo od dworu, a co dopiero ich zbieranina z workiem ludzkich prochów.
Przystanąwszy po środku iglastego lasu, wampir począł węszyć i nasłuchiwać. Niestety, nic nie wskazywało na to, aby w pobliżu miały się znajdować większe od wiewiórki istoty. Czyżby zabłądził? A może Malkavianie wcale nie poszli do lasu, tylko zmylili ich podstępnie?
Niestety, wyglądało na to, że przyjdzie mu wrócic z niczym....