Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-12-2007, 18:41   #103
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Wszyscy (poza Brianem)


Słuchając swych rozmówców, a w szczególności Archonta, prawnik uśmiechał się sympatycznie, choć w oczach jego można było dostrzec błyski ironii.

- Ależ oczywiście, oczywiście. Panowie jednak wybaczą, ale jestem obowiązany zdać osobiście miesięczny raport KSIĘCIU.
– na to słowo mężczyzna nałożył szczególny nacisk – Jeśli jego usytuowanie się nie zmieniło, wiem gdzie go znaleźć, obejdzie się zatem bez przewodnika. Zresztą panowie zajęci są przeprowadzką, proszę nie kłopotać się więc moją skromną osobą. Chwila-moment i już sobie jadę. Moje uszanowanie...

Po tych słowach Sorre ruszył w kierunku domu i po chwili zniknął w jego drzwiach. Zaś samym Kainitom nie pozostało nic innego, jak zebrać rzeczy i również ruszyć do dworu. Propozycja Karola Lipińskiego, by przedyskutować położenie została przyjęta bezgłośnie, gdyż każdy mniej lub bardziej odczuwał potrzebę zorganizowania się w tym przedziwnym mieście.

Kto wie... Może i byli marionetkami Camarilli? To jednak nie znaczyło, że muszą być bezwolnymi kukłami w rękach zgrzybiałych starców. Gestem gospodarza, prosząc do środka towarzyszy, Aligarii rozmyślał nad swoja rola w tym przedstawieniu. O nie, już nigdy nie będzie błaznem! Jeśli będzie trzeba z tej rozpadającej się ruiny uczyni fortecę, zaś z bandy Malkavian regularną armię!

Wchodząc do środka, Vengador uderzył czołem we framugę drzwi. To bolało... Niech el diabolo porwie wszystkich europejskich budowniczych z ich niskimi drzwiami i sufitami! Wpierw banda sabatników-malkavian, potem facet w garniaku, a teraz jeszcze guz – Luchador był coraz bardziej rozjuszony i markotny. Ze złością odgarnął nogą i tak porozrzucane i połamane meble w holu, po czym wypuścił niesione przez siebie walizki na podłogę.

- To gdzie mamy rozmawiać? Mam nadzieję, że kuzynos nie zapomniał o moich pytaniach. – rzekł donośnie, zwracając się głównie do Karola.

Nosferatu uśmiechnął się krzywo w odpowiedzi, mimo iż ten gest mimiczny był niewidoczny pod obszernym szalikiem. Dostrzegając natomiast lekkie zdenerwowanie Roberta apropo wyboru miejsca dyskusji, postanowił wspomóc księcia i... nabić sobie tym samym kolejnego plusa.

- Oczywiście o pytaniach pamiętam, jeno mój przyjaciel znajdzie nam bezpieczne do rozmowy loku. Chwilka cierpliwości... – to powiedziawszy Karol przywołał pupila imieniem Mozart i wydał mu polecenie w szczurzej mowie. Zwierzątko coś zapiszczało, po czym zniknęło w bocznym korytarzu.

Nie minęły dwie minuty, a Mozart wrócił i wdrapał się na ramię swego pana, by tam do ucha obwieścić mu swe odkrycie.

- Mój przyjaciel znalazł podobno idealne miejsce, chodźcie panowie za mną. – rzekł Lipiński i ruszył korytarzykiem, w sobie tylko znaną stronę.

Nie mając za bardzo innej alternatywy, pozostali Kainici ruszyli za nim. Trzeba korzystać z ciszy we dworze, póki nie wrócą Malkavianie.

Tak oto znaleźli się w dużym pokoju pełnym poprzewracanych krzeseł i ławek, gdzie na ścianie wisiała szkolna tablica... bardzo specyficzna – trzeba dodać.


Widać chyba „Jezusowie” tutaj bawili się w szkołę... A może uczyli ruchów szachowych? Na tę myśl Antoine prychnął cicho. Zachowując jednak kamienny wyraz twarzy podniósł jedno z krzeseł i usiadł w kącie wzorem obserwatora – statysty. Był naprawdę ciekaw tego, jak książę i rada przeprowadzą inauguracyjną dyskusję.



Brian


Brian przemykał się przez zarośla z szybkością i zwinnością dzikiej pantery. Tak też czuł się zresztą, bowiem gdy tylko ludzka siedziba została za nim, a zewsząd otoczył go dziki gąszcz, poczuł w sobie znajome buzowanie krwi... krwi klanu Gangrel.

Zimne powietrze i chrzest śniegu pod nogami wprawiały go w euforię. Był wolny, był w domu! Uśmiechając się do siebie, Gangrel przyspieszył, niczym psotny zwierzak, odbijając się przy tym od pni drzew.
Tak biegł przed siebie, niemal zapominając o swoim celu, zupełnie pochłonięty radością, jaką było dlań obcowanie z naturą.


Dopiero, gdy minęło kilka minut, do jego świadomości dotarło, że żaden Malkavian raczej nie był w stanie oddalić się aż tak bardzo od dworu, a co dopiero ich zbieranina z workiem ludzkich prochów.

Przystanąwszy po środku iglastego lasu, wampir począł węszyć i nasłuchiwać. Niestety, nic nie wskazywało na to, aby w pobliżu miały się znajdować większe od wiewiórki istoty. Czyżby zabłądził? A może Malkavianie wcale nie poszli do lasu, tylko zmylili ich podstępnie?

Niestety, wyglądało na to, że przyjdzie mu wrócic z niczym....
 
Mira jest offline