Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-12-2007, 05:40   #69
homeosapiens
 


Poziom Ostrzeżenia: (0%)
Kolacja powoli dobiegała końca. Wszyscy mimo dziwnego uczucia, jakiego przed chwilą doznaliście, udaliście się w stronę niektórym znanego, a dla niektóry nowego miejsca zwanego sypialnią dla gości. Stare i ledwie trzymające się kupy łoża powitały was z tym samym przygniatającym entuzjazmem co i wcześniej - wesoło skrzypiąc starymi gwoździami gdy na nie wejść. Coś jednak było zupełnie inaczej niż poprzedniej nocy. Bianka i Lilawander wstali ze swoich posłań szykując się do wyjścia. Poczuli impuls. Magię. Czuli dokładnie skąd ten impuls pochodzi i wiedzieli, że jest to magia w żadnym wypadku nie dozwolona w Imperium. Spojrzeli oni po sobie, z początku udając zaskoczenie. Ich reakcja była jednak całkowicie nie potrzebna - oboje zdali sobie sprawy, że wiedzą dokładnie kim są i nie ma tu nic do ukrycia.

Gdzie idziesz? Czekaj idę z Tobą!

Emesto nie dał Biance nawet odpowiedzieć. Reszta szybko wstała z łóżek i również zaczęła się ubierać. Magowie dość jasno postawili sprawę - to mogło być związane z misją wyznaczoną przez Volkberta, a poza tym walka z Chaosem była obowiązkiem każdego. Nie wiedzieliście dokładnie gdzie idziecie. Magowie prowadzili drużynę do miasta. Po drodze zaczepiały was wilki, które Kislevczyk Vladimir wraz z swoim wiernym Potiomkinem w miarę sprawnie odpędzali. Było straszliwie zimno jak na tę porę roku - nikt się tego nie spodziewał. Jak wiadomo zimno sprawia, że wilki stają się bardziej agresywne. Szczęśliwie jednak udało wam sie dotrzeć do miasta. Ulice były puste, nie było żadnej straży miejskiej. Istny raj dla złodziei. Jakim cudem więc bajlif Konrad pilnował tu porządku? Porządek przecież był - nikt na ulice po zmroku nie wychodził. Bianka, która przed chwilą została obdarowana przez Emesto ciepłym płaszczem, szła na przedzie. Sam kawaler zaś póki co trzymał się koło niej, aczkolwiek nie nawykł do zimna i czuł się fatalnie. Wkrótce zatrzymali się przed domem. Hrafn rzekł:

-Toż to dom Konrada! Mówiłem, że ten parszywiec coś knuje!

Kompania już sposobiła się by wejść do środka, gdy nagle ze środka wyszła młoda dziewczyna. Nie przejęła się wami zbytnio - chciała iść do domu, jednak skald z Norski ją zatrzymał.

-Jak się nazywasz?

Zapytała kapłanka Morra, szczelniej owijając się płaszczem.

-Nie róbcie mi krzywdy!

Odparła przestraszona widokiem zbrojnych dziewczyna.

-Nikt tu nie ma zamiaru ci robić krzywdy.

Zapewniła Ericka.

-To ja już sobie pójdę...

Dziewczyna chciała odejść, jednak została powstrzymana.

-Najpierw odpowiesz na kilka pytań!

Hrafn najwyraźniej nie żartował - wychodził z prostej zasady, że z Chaosem żartów nie ma.

-Nazzywamm się Lisa?

Odparła odrobinę przestraszona jego ostrym zachowaniem.

-Co cię łączy z Konradem?

-Konradem? A to nie wasza sprawa!

Dziewczyna uniosła się odrobinę. Kiedy wymówiła imię bajlifa złożyła ręce na podołku, z czego w połączeniu z jej miną można było wnioskować, że dziewczyna się zakochała. Już mieliście ją puścić, gdy Hrafn zapytał jeszcze:

-Czy wiesz coś o zniknięciach?

-Nnie. Wybaczcie, spieszę się.

Głos jej się zawahał. Wiadomo był, że ta coś wie, jednak nim zdążyliście raz jeszcze ją zatrzymać, ta już zniknęła pomiędzy domami - to było jej rodzinne miasto. Nie mieliście szans jej zatrzymać.

Tymczasem sytuacja wokół domu, od którego czuć byłą złą, chaotyczną magię się zaogniła. Dosłownie. W okół domu pojawiały się miejsca, w których goła ziemia zaczynała płonąć ogniem. I to nie zwykłym ogniem - płomień był raz to czerwony, raz fioletowy. Nie napawało was to najlepszymi przeczuciami. Pukanie nic nie dało, a okna były zamknięte. tutaj jednak nie mogło być już mowy o pomyłce - tam działały siły Chaosu. W domu tego, który powinien bronić mieszkańców Magdeburga...

Po chwili drzwi wleciały do środka wraz z Vladimirem i Hrafnem. Z podziemi usłyszeliście jakieś przekleństwo. Wiedzieliście już, że nic nie działo się ani na piętrze, ani na parterze. Z dołu zaś dobiegał was coraz głośniejszy zaśpiew, wchodzący jakby w kulminacyjną fazę.

Emesto jako pierwszy rzucił się na dół, starając się najwyraźniej powstrzymać nieuniknione. Historie, które opowiadała mu matka najwyraźniej dały jakiś efekt. Zeszliście za nim na dół. Kręcone schody nie były zbyt wygodne do biegu, ale nikt nie wypadł, choć w przypadku Estalijczyka, który dopiero odzyskiwał rezon w ciepłym domu, było bardzo blisko.

Weszliście do wielkiej podziemnej sali. Nie widzieliście jej połowy. Drugą połowę - tę dla was widzialną spowijały czerwone i fioletowe światła. W rogu sali zaś postać w fioletowym płaszczu kończyła swój zaśpiew. Emesto zdążył jeszcze cisnąć w nią sztylet, ale nie trafił. Broń zaiskrzyła o ścianę i upadła z głuchym echem na podłogę. Mag zaś w tym momencie uwolnił kulę energii ze swoich dłoni.



Dla biegnącego już w jego stronę Vladimira, nie mogło być zaskoczeniem nagłe pojawienie się niewidzialnej przeszkody - zamachnął się mieczem i ciął. Krew, którą utoczył zaczęła płonąć, odsłaniając co czekało na was, zanim moglibyście zaatakować zdrajcę bajlifa. Emesto poradził sobie już gorzej - wpadł na potwora, który nim ten zdążył zareagować złapał go za głowę i uderzył. Młodzieniec wyrwał się, ale woń siarki i pieczenie pozostało.


Tak wyglądały cztery maszkary, które na was uderzyły:



Nie mając pojęcia skąd bierze siłę na coś takiego, na spotkanie z takimi istotami i jeszcze zadzieranie głowy Ericka wrzasnęła:

- Zabić ich, zabić!

I nagle ucichła, powalona na ścianę potężnym ciosem czarnego ramienia z mroku. Nikt nie przypomniał sobie o czarnych rycerzach w porę, a oni cały czas tu byli skryci w mroku.

Bianka i Lilawander niemal jednocześnie wyskandowali zaklęcie. Dwie wiązki energii poszybowały w powietrzu w stronę Konrada, jedna uformowała się z cienia, druga płonęła żywym ogniem. Obie trafiły cel - mag zrzucił płonącą szatę padając na ścianę.

Wtedy zaatakował drugi z rycerzy, mierząc w maginię. Uznał ją za przeciwnika godnego umoczenia w nim swego miecza po tym, jak "przypaliła" jego przyjaciela. Dezgod, bo tak miał na imię, nie pomyślał jednak o jednym - o krwi Ericki. Poślizgnął się na niej i zamiast zabić maginię, przewrócił się razem z nią, szamocąc się po podłodze. Sytuację wykorzystał Hrafn, który do tej pory szukał dobrej sposobności do ataku. Przymierzył się i uderzył, oderwał tym samym rycerzowi głowę od reszty ciała.

Tym czasem między potworami i wojownikami z drużyny zwanej już w wiosce "Śledczymi" trwała walka. Vladimir i Emesto kilkoma cięciami rozpłatali jednego z czerwonych potworów. Ku ich zaskoczeniu, po śmierci z demona coś zostało - zostało ciało człowieka. Mattias - tak mówił o nim Volkbert. Był to jeden z pierwszych więźniów, którzy zniknęli z klasztoru. Estalijczyk na chwilę stracił rytm, został zaskoczony - zatoczył się w tył z śladami pazurów na ramieniu - rana potwornie piekła. Kislevczyk zaś zaskoczyć się nie dał - zwinnie uniknął trzech ciosów po kolei, bo po tym zadać własne, poważnie raniąc każdego z trzech przeciwników. Od krwi demonów znowu zrobiło się jaśniej. Rycerz zaś nie zwrócił uwagi na cięcie w brzuch - walczył dalej.

W powietrzu znowu zaszumiało od magii. Konrad wyszeptał zaklęcie i każdy z was został objęty fioletowym ogniem. Nie trwało to długo, ale było potworne... [b]Lilawander[b] chciał mu sie odgryźć, ale nagle padł na ziemię krzycząc obłąkańczo. Na domiar złego Rycerz w czerni zranił Vladimira w nogę, obalając go tym samym.

Sytuacja obecna:
Plamy oznaczają istoty:

Czerwone - Pomniejsze Demony Chaosu przywołane do ciał chorych psychicznie przez Konrada. Wszystkie są ranne.

Fioletowe - Konrad. Jest on ciężko ranny.

Zielone - Vladimir. Lekko ranny, ale nie może wstać.

Ciemne niebieskie - Hrafn. Lekko ranny.

Białe - Czarny rycerz. Lekko ranny.

Żółte - Emesto. Ranny.

Różowe - Bianka. Lekko ranna.

Szare - Ericka. Nieprzytomna.

Jasnoniebieskie - Lilawander. Nieprzytomny.
 

Ostatnio edytowane przez homeosapiens : 26-12-2007 o 05:49.