Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-12-2007, 17:48   #521
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Phalenopsis, Dom Turama

- Cóż, jeśli dobrze zrozumiałem, to stanowią one swego rodzaju zabezpieczenia przed kradzieżą. No, a przynajmniej przykrą niespodziankę dla złodzieja. Myślę, że ten kto ukradł klejnot, raczej nie skończył zbyt szczęśliwie, jeśli to cię pocieszy. Na twoim miejscu, jeśli nie są zbyt ciężkie zabrał bym je ze sobą i umieścił w pobliżu najcenniejszych z punktu widzenia ewentualnych rabusiów przedmiotów. Co prawda świat się kończy, ale oni niestety nie robią sobie z tego powodu wolnego od pracy. Mogą się też przydać w innym celu. Jest wielu łatwowiernych głupców, pragnących potęgi za wszelką cenę, którzy z łatwością wpadną w ich sidła. -
Aydenn zamilkł nagle, jakby zastanawiając się nad tym co właśnie powiedział. Mroki kaptura skryły uśmiech jaki pojawiał się na twarzy najemnika.
- A my będziemy mogli to w odpowiedni sposób wykorzystać. –
-Acha...- odparł krasnolud...Co prawda nie bardzo wiedział, jak niby Aydenn zamierzał je użyć. Choć z drugiej strony...wolał nie wiedzieć. Rzekł więc.- Dobrej nocy panie Aydennie.
-Annały miejskie mogą być. A co do tych złych przedmiotów... wolałbym zostawić innym decyzje, ale nie wiesz o nich nic więcej? Tylko tyle że są złe? A jeśli już je bierzemy, to dobrze schowajmy. Lepiej żeby nie widział ich ani Mi Raaz, ani Rasgan... - rzekł Beriand, a potem zamyślił się.
- Nic więcej nie wiem. Ta wiedza nie była mi potrzebna.- rzekł krasnolud wzruszając ramionami, po czym dodał.- Chodźmy po annały.
Ciężkie niczym cegły, wielkie roczniki były prowadzone skrupulatnie od stuleci. Wypisano w nich wszystko. Rządy kolejnych władców, kto, gdzie i kiedy, oraz co zbudował. Bitwy, śluby...Wszystko z dokładną datą według kalendarza kupieckiego. Beriand przebrnął zaledwie przez dwa z dwudziestu tomów, zanim zmorzył go sen. Gella zaś spoglądała od czasu do czasu na swego pana wygrzewając swe kocie futerko przy kominku. Kotka była zbyt mądrym chowańcem by w ogóle wybierać się na jakieś wyprawy na cmentarz.
- Na górze żaby, na dole bies, a za dni cztery, ujadaj jak pies...raz, dwa, trzy, flaki wyprujesz właśnie ty- dziwna wyliczanka rozlegała się po całym Turama domu. Aydenn siedział w swym pokoju. Drzwi do jego pokoju były otwarte. Widział korytarze i drzwi do pozostałych pokoi spowite dziwną zielonkawą mgłą. Chwycił za swoje miecze i zszedł powoli na dół. Dziewczynka była w głównym pokoju gościnnym. Z obrazu nad kominkiem patrzyły na elfa krasnoludzkie szkielety. Ich szczęki szczerzyły zęby w parodii uśmiechu. Rzuciła swoją głową, która podtoczyła się prosto pod nogi Aydenna. Elf rozpoznał tą twarz, Luinehilien.
Głowa druidki odezwała się.- Wspaniale się bawimy...Zresztą dowiesz się, jak do nas dołączysz...wkrótce.
Ktoś się za nim skradał... Aydenn odruchowo odskoczył.
- Czego się boisz? Śmierci? Śmierć umarła...Dołącz do tańca.- rzekła Zarenna. Półdrowka była już tylko gnijącym truchłem w resztkach stroju. Aydenn rozpoznał ją po orężu i głosie...Rysy twarzy zniekształciły robaki wijące się pod gnijącą skóra i wyłażące przez jeden z oczodołów. Zarenna zaatakowała, elf kontratakował. Jego miecz wbił się między jej żebra. Jego twarz znalazła się przed gnijącym obliczem półdrowki. Ta tylko szepnęła.- I co? Umarłam? Dołącz do wiecznego tańca Aydennie...dołącz ze swymi towarzyszami.
Kątem oka elf zauważył kolejnych, otaczali go ze wszystkich stron. Wieśniacy z rodzinnej wioski, przybrani rodzice, tych których zabił po drodze a także inni, Lady Brennus, Dakarai, Falvik...wszystkich których w życiu spotkał. Wszyscy w postaci gnijących parodii własnych sylwetek.
- Dołącz, dołącz do wiecznego tańca, gdzie nie ma bogów, ni śmierci, ni rozumu i logiki...Dołącz, gdzie wieczna zmiana, wieczny ból i wieczne szaleństwo.- powtarzali kółko, otaczając Aydenna ciasnym kręgiem. Przez ów krąg przecisnął się bezgłowy korpus dziewczynki, który przemówił.- Raz, dwa, trzy, teraz klątwą będziesz ty.

Aydenn obudził się krzycząc tak głośno, że zbudził także Berianda śpiącego przy księgach, i Turama śpiącego w swym pokoju.

Phalenopsis, Dzielnica Przybyszów, obóz niziołków

Luinehilien zbudził ból w małym palcu lewej dłoni. Zorientowała się, że owe kłujące uczucie to zęby Nuhilii lekko gryzące jej palec. I co jeszcze poczuła...Dym!...Wóz, w którym spała druidka, się palił ! Pół dachu było w ogniu! Luinehilien jak oparzona wyskoczyła w panice z wozu, zaś wilczyca tuż za nią. W obozie niziołków panował chaos. Połowa gasiła płonące wozy, część ratowała dobytek ...Jedynie niewielka grupka (około ośmiu) pod wodzą Rybaulda szykowała się na kontratak. Gdyż tuż u wylotu placu zebrało się około dwunastu zamaskowanych humanoidów (dużych i małych), skrywających swa tożsamość pod płaszczami, chustami i kapeluszami z szerokimi rondem. To oni właśnie, używając krótkich łuków i płonących strzał, podpalali wozy niziołków.

Phalenopsis, Tajemniczy dom w Dzielnicy Żebraczej

W końcu elf się uspokoił. Ale Mi Raaz nie wątpił, że te jego wrzaski pobudziły wszystkich w okolicy. I atak zaskoczenia... szlag trafił.
- Nic ci nie jest? - zapytał Amman elfa otrzepując go z brudu.
Kapłan podszedł bliżej Ammana i Yokury. Ściszonym głosem powiedział:
- Moja propozycja jest następująca: Rasgan i Yokura wbiegają i robą hałas. Może coś zabiją przy okazji. Ja w tym czasie wymodlę łaskę mego pana tak, żeby Amman stał się jego czempionem. I natychmiast po rzuceniu czaru wchodzimy my. Najpierw zabijamy, później zadajemy pytania. - Na odsłoniętej od jakiegoś czasu twarzy kapłana wykwitł uśmiech na myśl o nadchodzącej bitwie. Po czym dodał:
- Jeżeli ktoś ma inne propozycje, to chętnie posłucham.
- Mi to pasuje...-odparł przyszły druid.
- Ja wpadam i rąbię...Jeśli to kwalifikuje się pod hałas. To plan mi odpowiada. A i zapomniałeś wspomnieć o łupach. Wypada po jednej piątej na każdego.-rzekł półork.
- Na śmierdzących bogów, co się dzieje? – zapytał półprzytomny elf.
- Śpiąca księżniczka się ocknęła.- dodał Yokura chichocząc i dodał.- Po prostu rób to co ja...A pytania zostaw na później.
- A jesteś pewny swojej modlitwy? - zapytał Amman ze strachem nienaturalnie wręcz uśmiechającego kapłana.
- Mój pan jeszcze mnie nie zawiódł. ale jeżeli nie czujecie się ze mną pewnie to daj mi chociaż pobłogosławić swój kostur. - Kapłan chyba jeszcze nigdy nie zachowywał się tak przyjaźnie w obecności zebranych. O ile ktoś taki jak Mi Raaz w ogóle zachowywał się przyjaźnie.
- Uważam, że to ty powinieneś podjąć decyzję. Ja jestem tylko kimś, kto zastępuje twojego nauczyciela w czasie inicjacji. Wiedz, że mój pan nie zostawia swoich wyznawców bez pomocy, tak jak to zrobił krąg druidów. - rzekł Mi Raaz.
- Nawet w procesie inicjacji uczestniczy jednocześnie pięciu naszych kleryków. Zatem proszę, chcesz, żebym się po prostu za nas pomodlił, a może chcesz aby twój kostur stał się zabójcą ghuli?
- Dobra. Wy tam róbta co chceta. Ja idę coś ubić.- rzekł półork wyciągając swój wielki miecz i nie czekając na Rasgana ruszył do drzwi. Rozpędził się i uderzył cała masą swego ciała na drzwi. Nie były one w stanie wytrzymać impetu półorka. Padły na ziemię. Yokura po wyważeniu drzwi przez chwilę łapał równowagę, ale ta chwila wystarczyła by natarł na niego ghul i chudy trupożerca, uzbrojony w długi ostry sztylet. Półork stojący w drzwiach był celem nieruchomym. W dodatku blokował swym wielkim cielskiem Rasganowi dostęp do wroga.
Przed Ammanem pojawiły się trudne decyzje związane z zaufaniem kapłanowi. A sytuacja stawała się napięta.

Zniszczona wioska Gairwild, świt

Akramedowi czuwanie ułatwiał Vilgitz...chrapiąc swym metalicznym głosem. Akramed słyszał co prawda o śpiewających mieczach, ale pierwszy raz zetknął się z chrapiącym mieczem. Rankiem każdy podzielił się posiłkiem. Także paladyni mimo, że nie przepadała za Mac'Baethem podzieliła się swoimi zapasami. Gnom ze swej strony, hojnie dzielił się winem ze swej karafki. Ale zważywszy na czekające wszystkich zadanie. Zarówno Mordragor, jak i Urienna oraz Shiatsi, nie pili zbyt wiele.
Wkrótce grupa natknęła się na ślady opętanej dziewczynki jak i nieumarłej hordy ją otaczającej...Dużo śladów, co nie wróżyło dobrze na przyszłość.
- Są ślady dwóch olbrzymów.- rzekła Shiatsi.
- Niedobrze, to pewnie oznacza, że przeszła przez pole jakiejś bitwy.- rzekł Mordragor.
- Eeee tam olbrzymy, zostawcie ich mnie, przerobię ich na siekaną wątróbkę z cebulką.- odezwał się miecz.
- Mają przewagę liczebną, co przy obecnych problemach z magią, stawia ich w potencjalnie lepszej od nas sytuacji.- rzekł Mac'Baeth.
- Chyba się nie boisz?- rzekła Urienna.
- Nie...Ale sytuacja wymaga rozwagi i przemyślanego planu.- odparł półczarci gnom.
- Nieważne jaka jest sytuacja...musimy uratować to dziecko.- rzekł Mordragor.
- Ślady jaszczura...Zbyt żwawy na martwego, kieruje się na północ.- rzekła Shiatsi pokazując trop.
- To nie jest zwykły jaszczur, tylko wierzchowy jaszczur z Tagosai. Taki na jakich jeżdżą Leśni Strażnicy z Tagosai...Jeśli jest tak daleko na południu, to źle to wróży królestwu Hyalieonu, bo tam właśnie się kieruje.- rzekł Mac'Baeth, po czym dodał.- Nietoperz.
Na te słowa Vilgitz wystrzelił z pochwy gnoma, poleciał na cztery metry w górę i rozciął na pół przelatującego nietoperza.
- Punkt dla Vilgitza! I kto jest mistrzem miecza?! Viiiilgitz!!- wykrzyczał.
Po czym ponownie wylądował w pochwie. Zaś Mac'Baeth rzekł.- Nie cierpię nietoperzy.
- Nie ma nietoperzy które latałyby w dzień, a żyły po tej stronie Gór Środka Świata.- rzekła szeptem Shiatsi do Urienny...Akramed to usłyszał, gdyż stał blisko paladyni. Do jego uszu dotarła także odpowiedź Urienny.- Wiem o tym Shiatsi.
Ale zarówno Mordragor, jak i Mac'Baeth nie usłyszeli tej wymiany zdań między kobietami.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 26-12-2007 o 17:52.
abishai jest offline