Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-12-2007, 17:48   #521
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Phalenopsis, Dom Turama

- Cóż, jeśli dobrze zrozumiałem, to stanowią one swego rodzaju zabezpieczenia przed kradzieżą. No, a przynajmniej przykrą niespodziankę dla złodzieja. Myślę, że ten kto ukradł klejnot, raczej nie skończył zbyt szczęśliwie, jeśli to cię pocieszy. Na twoim miejscu, jeśli nie są zbyt ciężkie zabrał bym je ze sobą i umieścił w pobliżu najcenniejszych z punktu widzenia ewentualnych rabusiów przedmiotów. Co prawda świat się kończy, ale oni niestety nie robią sobie z tego powodu wolnego od pracy. Mogą się też przydać w innym celu. Jest wielu łatwowiernych głupców, pragnących potęgi za wszelką cenę, którzy z łatwością wpadną w ich sidła. -
Aydenn zamilkł nagle, jakby zastanawiając się nad tym co właśnie powiedział. Mroki kaptura skryły uśmiech jaki pojawiał się na twarzy najemnika.
- A my będziemy mogli to w odpowiedni sposób wykorzystać. –
-Acha...- odparł krasnolud...Co prawda nie bardzo wiedział, jak niby Aydenn zamierzał je użyć. Choć z drugiej strony...wolał nie wiedzieć. Rzekł więc.- Dobrej nocy panie Aydennie.
-Annały miejskie mogą być. A co do tych złych przedmiotów... wolałbym zostawić innym decyzje, ale nie wiesz o nich nic więcej? Tylko tyle że są złe? A jeśli już je bierzemy, to dobrze schowajmy. Lepiej żeby nie widział ich ani Mi Raaz, ani Rasgan... - rzekł Beriand, a potem zamyślił się.
- Nic więcej nie wiem. Ta wiedza nie była mi potrzebna.- rzekł krasnolud wzruszając ramionami, po czym dodał.- Chodźmy po annały.
Ciężkie niczym cegły, wielkie roczniki były prowadzone skrupulatnie od stuleci. Wypisano w nich wszystko. Rządy kolejnych władców, kto, gdzie i kiedy, oraz co zbudował. Bitwy, śluby...Wszystko z dokładną datą według kalendarza kupieckiego. Beriand przebrnął zaledwie przez dwa z dwudziestu tomów, zanim zmorzył go sen. Gella zaś spoglądała od czasu do czasu na swego pana wygrzewając swe kocie futerko przy kominku. Kotka była zbyt mądrym chowańcem by w ogóle wybierać się na jakieś wyprawy na cmentarz.
- Na górze żaby, na dole bies, a za dni cztery, ujadaj jak pies...raz, dwa, trzy, flaki wyprujesz właśnie ty- dziwna wyliczanka rozlegała się po całym Turama domu. Aydenn siedział w swym pokoju. Drzwi do jego pokoju były otwarte. Widział korytarze i drzwi do pozostałych pokoi spowite dziwną zielonkawą mgłą. Chwycił za swoje miecze i zszedł powoli na dół. Dziewczynka była w głównym pokoju gościnnym. Z obrazu nad kominkiem patrzyły na elfa krasnoludzkie szkielety. Ich szczęki szczerzyły zęby w parodii uśmiechu. Rzuciła swoją głową, która podtoczyła się prosto pod nogi Aydenna. Elf rozpoznał tą twarz, Luinehilien.
Głowa druidki odezwała się.- Wspaniale się bawimy...Zresztą dowiesz się, jak do nas dołączysz...wkrótce.
Ktoś się za nim skradał... Aydenn odruchowo odskoczył.
- Czego się boisz? Śmierci? Śmierć umarła...Dołącz do tańca.- rzekła Zarenna. Półdrowka była już tylko gnijącym truchłem w resztkach stroju. Aydenn rozpoznał ją po orężu i głosie...Rysy twarzy zniekształciły robaki wijące się pod gnijącą skóra i wyłażące przez jeden z oczodołów. Zarenna zaatakowała, elf kontratakował. Jego miecz wbił się między jej żebra. Jego twarz znalazła się przed gnijącym obliczem półdrowki. Ta tylko szepnęła.- I co? Umarłam? Dołącz do wiecznego tańca Aydennie...dołącz ze swymi towarzyszami.
Kątem oka elf zauważył kolejnych, otaczali go ze wszystkich stron. Wieśniacy z rodzinnej wioski, przybrani rodzice, tych których zabił po drodze a także inni, Lady Brennus, Dakarai, Falvik...wszystkich których w życiu spotkał. Wszyscy w postaci gnijących parodii własnych sylwetek.
- Dołącz, dołącz do wiecznego tańca, gdzie nie ma bogów, ni śmierci, ni rozumu i logiki...Dołącz, gdzie wieczna zmiana, wieczny ból i wieczne szaleństwo.- powtarzali kółko, otaczając Aydenna ciasnym kręgiem. Przez ów krąg przecisnął się bezgłowy korpus dziewczynki, który przemówił.- Raz, dwa, trzy, teraz klątwą będziesz ty.

Aydenn obudził się krzycząc tak głośno, że zbudził także Berianda śpiącego przy księgach, i Turama śpiącego w swym pokoju.

Phalenopsis, Dzielnica Przybyszów, obóz niziołków

Luinehilien zbudził ból w małym palcu lewej dłoni. Zorientowała się, że owe kłujące uczucie to zęby Nuhilii lekko gryzące jej palec. I co jeszcze poczuła...Dym!...Wóz, w którym spała druidka, się palił ! Pół dachu było w ogniu! Luinehilien jak oparzona wyskoczyła w panice z wozu, zaś wilczyca tuż za nią. W obozie niziołków panował chaos. Połowa gasiła płonące wozy, część ratowała dobytek ...Jedynie niewielka grupka (około ośmiu) pod wodzą Rybaulda szykowała się na kontratak. Gdyż tuż u wylotu placu zebrało się około dwunastu zamaskowanych humanoidów (dużych i małych), skrywających swa tożsamość pod płaszczami, chustami i kapeluszami z szerokimi rondem. To oni właśnie, używając krótkich łuków i płonących strzał, podpalali wozy niziołków.

Phalenopsis, Tajemniczy dom w Dzielnicy Żebraczej

W końcu elf się uspokoił. Ale Mi Raaz nie wątpił, że te jego wrzaski pobudziły wszystkich w okolicy. I atak zaskoczenia... szlag trafił.
- Nic ci nie jest? - zapytał Amman elfa otrzepując go z brudu.
Kapłan podszedł bliżej Ammana i Yokury. Ściszonym głosem powiedział:
- Moja propozycja jest następująca: Rasgan i Yokura wbiegają i robą hałas. Może coś zabiją przy okazji. Ja w tym czasie wymodlę łaskę mego pana tak, żeby Amman stał się jego czempionem. I natychmiast po rzuceniu czaru wchodzimy my. Najpierw zabijamy, później zadajemy pytania. - Na odsłoniętej od jakiegoś czasu twarzy kapłana wykwitł uśmiech na myśl o nadchodzącej bitwie. Po czym dodał:
- Jeżeli ktoś ma inne propozycje, to chętnie posłucham.
- Mi to pasuje...-odparł przyszły druid.
- Ja wpadam i rąbię...Jeśli to kwalifikuje się pod hałas. To plan mi odpowiada. A i zapomniałeś wspomnieć o łupach. Wypada po jednej piątej na każdego.-rzekł półork.
- Na śmierdzących bogów, co się dzieje? – zapytał półprzytomny elf.
- Śpiąca księżniczka się ocknęła.- dodał Yokura chichocząc i dodał.- Po prostu rób to co ja...A pytania zostaw na później.
- A jesteś pewny swojej modlitwy? - zapytał Amman ze strachem nienaturalnie wręcz uśmiechającego kapłana.
- Mój pan jeszcze mnie nie zawiódł. ale jeżeli nie czujecie się ze mną pewnie to daj mi chociaż pobłogosławić swój kostur. - Kapłan chyba jeszcze nigdy nie zachowywał się tak przyjaźnie w obecności zebranych. O ile ktoś taki jak Mi Raaz w ogóle zachowywał się przyjaźnie.
- Uważam, że to ty powinieneś podjąć decyzję. Ja jestem tylko kimś, kto zastępuje twojego nauczyciela w czasie inicjacji. Wiedz, że mój pan nie zostawia swoich wyznawców bez pomocy, tak jak to zrobił krąg druidów. - rzekł Mi Raaz.
- Nawet w procesie inicjacji uczestniczy jednocześnie pięciu naszych kleryków. Zatem proszę, chcesz, żebym się po prostu za nas pomodlił, a może chcesz aby twój kostur stał się zabójcą ghuli?
- Dobra. Wy tam róbta co chceta. Ja idę coś ubić.- rzekł półork wyciągając swój wielki miecz i nie czekając na Rasgana ruszył do drzwi. Rozpędził się i uderzył cała masą swego ciała na drzwi. Nie były one w stanie wytrzymać impetu półorka. Padły na ziemię. Yokura po wyważeniu drzwi przez chwilę łapał równowagę, ale ta chwila wystarczyła by natarł na niego ghul i chudy trupożerca, uzbrojony w długi ostry sztylet. Półork stojący w drzwiach był celem nieruchomym. W dodatku blokował swym wielkim cielskiem Rasganowi dostęp do wroga.
Przed Ammanem pojawiły się trudne decyzje związane z zaufaniem kapłanowi. A sytuacja stawała się napięta.

Zniszczona wioska Gairwild, świt

Akramedowi czuwanie ułatwiał Vilgitz...chrapiąc swym metalicznym głosem. Akramed słyszał co prawda o śpiewających mieczach, ale pierwszy raz zetknął się z chrapiącym mieczem. Rankiem każdy podzielił się posiłkiem. Także paladyni mimo, że nie przepadała za Mac'Baethem podzieliła się swoimi zapasami. Gnom ze swej strony, hojnie dzielił się winem ze swej karafki. Ale zważywszy na czekające wszystkich zadanie. Zarówno Mordragor, jak i Urienna oraz Shiatsi, nie pili zbyt wiele.
Wkrótce grupa natknęła się na ślady opętanej dziewczynki jak i nieumarłej hordy ją otaczającej...Dużo śladów, co nie wróżyło dobrze na przyszłość.
- Są ślady dwóch olbrzymów.- rzekła Shiatsi.
- Niedobrze, to pewnie oznacza, że przeszła przez pole jakiejś bitwy.- rzekł Mordragor.
- Eeee tam olbrzymy, zostawcie ich mnie, przerobię ich na siekaną wątróbkę z cebulką.- odezwał się miecz.
- Mają przewagę liczebną, co przy obecnych problemach z magią, stawia ich w potencjalnie lepszej od nas sytuacji.- rzekł Mac'Baeth.
- Chyba się nie boisz?- rzekła Urienna.
- Nie...Ale sytuacja wymaga rozwagi i przemyślanego planu.- odparł półczarci gnom.
- Nieważne jaka jest sytuacja...musimy uratować to dziecko.- rzekł Mordragor.
- Ślady jaszczura...Zbyt żwawy na martwego, kieruje się na północ.- rzekła Shiatsi pokazując trop.
- To nie jest zwykły jaszczur, tylko wierzchowy jaszczur z Tagosai. Taki na jakich jeżdżą Leśni Strażnicy z Tagosai...Jeśli jest tak daleko na południu, to źle to wróży królestwu Hyalieonu, bo tam właśnie się kieruje.- rzekł Mac'Baeth, po czym dodał.- Nietoperz.
Na te słowa Vilgitz wystrzelił z pochwy gnoma, poleciał na cztery metry w górę i rozciął na pół przelatującego nietoperza.
- Punkt dla Vilgitza! I kto jest mistrzem miecza?! Viiiilgitz!!- wykrzyczał.
Po czym ponownie wylądował w pochwie. Zaś Mac'Baeth rzekł.- Nie cierpię nietoperzy.
- Nie ma nietoperzy które latałyby w dzień, a żyły po tej stronie Gór Środka Świata.- rzekła szeptem Shiatsi do Urienny...Akramed to usłyszał, gdyż stał blisko paladyni. Do jego uszu dotarła także odpowiedź Urienny.- Wiem o tym Shiatsi.
Ale zarówno Mordragor, jak i Mac'Baeth nie usłyszeli tej wymiany zdań między kobietami.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 26-12-2007 o 17:52.
abishai jest offline  
Stary 26-12-2007, 21:01   #522
 
Beriand's Avatar
 
Reputacja: 1 Beriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemu
Beriand zwykle lubił takie księgi... ale był zmęczony, a te annały były wyjątkowo nudne. Ale coś sie przynajmniej dowiedział. Trzeba było zacząć od ostatnich tomów....

Nagle obudził się. Krzyk.... na górze..... Aydenn..... Czarodziej zerwał się i pędem pobiegł na górę, chwytając kostur i ręką sięgając do komponentów....

Przed samymi drzwiami przystanął. Przez kilka sekund nasłuchiwał, po czym wpadł do środka. Rozejrzał się i zauważył że nikt nie morduje Aydenna. [przynajmniej tak sądzę]
-Co się stało-? spytał krótko elfa.
 

Ostatnio edytowane przez Beriand : 28-12-2007 o 12:18.
Beriand jest offline  
Stary 27-12-2007, 16:14   #523
 
Odyseja's Avatar
 
Reputacja: 1 Odyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputację
Druidka rozejrzała się, szybko oceniając sytuację i przypominając sobie wszystkie czary, które miała. Rozejrzała się, sprawdzając, czy jest poza zasięgiem przeciwników i wyszeptała zaklęcie.

~Oby się udało...~

Zamierzała sprowadzić na wozy Nieprzeniknioną mgłę, która nie dość, że powinna ułatwić ugaszenie ich, to jeszcze może osłonić przed następnymi atakami.

Jeśli się udało, lub zaklęcie nie zadziałało, to wyciągnęła przed siebie laskę lasów i wyszeptała słowo zaklęcia. Poczuła, jak jej skóra szybko twardnieje.

Chwyciła sejmitar w prawej dłoni, a drąg w lewej i dołączyła do walczących. Wilczyca wybiegła przed nią, atakując przeciwników.
 
__________________
A ja niestety nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Co spróbuję coś napisać, nic mi nie wychodzi. Nie mogę się za nic zabrać, chociaż bardzo bym chciała. Nie wiem, co się ze mną dzieje. W najbliższym czasie raczej nic nie napiszę. Przepraszam.
Odyseja jest offline  
Stary 28-12-2007, 10:23   #524
 
rasgan's Avatar
 
Reputacja: 1 rasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwu
Elf dobył swych mieczy i ruszył za orkiem nie pytając o nic. Nie miał ochoty pytać o nic. Miał dość wrażeń jak na jeden wieczór, a ostatnią rzeczą jaką chciałby teraz robić jest pytanie o to co się stało.

Zorientowawszy się w sytuacji Rasgan podbiegł do orka. Widząc dwóch napastników atakujących chwiejącego się przyjaciela nie myślał długo. Załadował orkowi solidnego kopa w cztery litery. Jego celem było przesunięcie, czy nawet wywrócenie orka, by tylko nie zawadzał mu w działaniach.
 
__________________
Szczęścia w mrokach...
rasgan jest offline  
Stary 29-12-2007, 11:52   #525
 
Amman's Avatar
 
Reputacja: 1 Amman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłość
- Uważam, że to ty powinieneś podjąć decyzję. Ja jestem tylko kimś, kto zastępuje twojego nauczyciela w czasie inicjacji. Wiedz, że mój pan nie zostawia swoich wyznawców bez pomocy, tak jak to zrobił krąg druidów. Nawet w procesie inicjacji uczestniczy jednocześnie pięciu naszych kleryków. Zatem proszę, chcesz, żebym się po prostu za nas pomodlił, a może chcesz aby twój kostur stał się zabójcą ghuli?
Elf nie wiedział co o tym myśleć. Z jednej strony, niezbyt ufał kapłanowi - ten ubiór go trochę odstraszał, lecz zaczął już się do tego przyzwyczajać. Z drugiej zaś, kapłan zaufał jemu, więc nie powinien go zawodzić. Dotknął również pytania, które siedziało w głębi jego duszy.
- Pamiętaj, że to ty uciekłaś z placu nie chcąc pomocy od Luinehilien.
- Ale ona wcale nie starała się mnie zatrzymać. -
odpowiedział głosowi sumienia.
Z przemyśleń wyrwał go dopiero trzask drzwi łamanych pod ciałem półorka. Amman postanowił iść na całość.
- Rzuć oba zaklęcia. - po czym oddał kapłanowi swój kostur.

Kiedy było już po wszystkim, do domu wszedł zgodnie z planami Mi Raaza jako ostatni, walcząc tylko defensywnie, aby nie doznać żadnych ran.
 
__________________
Wiecie że w człowieku ukryte jest zło?? cZŁOwiek...

gg:10518073 zazwyczaj na chwilę - pisać jak niedostępny, odpiszę jak będę
Amman jest offline  
Stary 29-12-2007, 22:10   #526
 
Linderel's Avatar
 
Reputacja: 1 Linderel nie jest za bardzo znanyLinderel nie jest za bardzo znanyLinderel nie jest za bardzo znany
Gwen w napięciu wysłuchała strzępków informacji które dotarły z Arvernien do Enyalie przez chaos w jakim teraz pogrążała się Tais. Wojna między jej rodzinnym miastem a piracką hałastrą nie była dla niej zaskakującą nowiną. Pirackie Wyspy od zawsze były solą w oku Rady Starszych, owego nobliwego zbioru mniej lub bardziej sędziwych szlachetnie urodzonych elfów, którzy utrzymywali Arvernien w tradycyjnym, uświęconym, przyprószonym rasizmem izolacjonizmie. ~Lepsze to niż nic...~Nie było sensu w dalszym dopytywaniu się. Jeśli nawet jej czegoś nie powiedział, to sama do tego dojdzie w trakcie podróży do domu.
- To już inna Tais, niż zapamiętałaś, lady Gwaenhvyfar. Skoro jednak nie chce pani słuchać głosu rozsądku, to...- tu elf zrobił melodramatyczną przerwę. - ...proszę się przygotować do podróży. Wieczorem przyjdzie do pani przewodnik który wyprowadzi panią z królestwa Hyalieonu, na szlak prowadzący na zachód. Tylko tyle niestety mogę zrobić w obecnych czasach. Niech dalej Wielki Ojciec cię prowadzi... -
Twarz elfki rozjaśniła się w najpromienistszym z jej uśmiechów. ~ Dzięki Ci, o Roztańczona!~westchnęła z ulgą w myślach, bo rozśpiewana Pani, którą Gwaenhvyfar kochała i czciła najwyraźniej znów mrugnęła do niej wesoło. To Jej wstawiennictwu przypisywała swój powrót do przygód, i jej opieka była milsza elfce niż zasępione oblicze Ojca elfiego narodu...
-Dziękuję!-
nie zważając już zupełnie na konwenanse ani na misterność stroju Olorkiona, wyściskała go mocno, po czym ciesząc się jak małe dziecko wybiegła z jego domostwa. Jej suknia i płaszcz trzepotały za nią jak ptasie skrzydła, kiedy śmiejąc się w głos biegła przez wioskę, śledzona przez zdumione spojrzenia mieszkańców. Do wieczora musiała uporządkować swoje rzeczy, oznaleźć rozsiane po komnacie części ekwipunku, przygotować prowiant, upchnąć to wszystko w sakwy i objuczyć tym Alephreil, swoją siwą klacz, która w czasie pobytu w Enyalie zaokrągliła się dość znacznie. Gwen miała pełne ręce roboty, biorąc pod uwagę jej niezykły talent do robienia bałaganu i gubienia najbardziej potrzebnych przedmiotów. Niemniej zdołała zrobić wszystko nim zarumienione słońce pochyliło się nad koronami drzew. Prowadząc obładowaną tobołkami klacz na główny plac Enyalie myśli Gwaenhvyfar krążyły gdzieś między zapasowymi strunami do harfy, przyborami pisarskimi i zapasem drożdżowego ciasta na drogę. Alephreil raczej nie podzielała entuzjazmu swojej pani, ale nie stawiała oporu, gdy chwilę wcześniej elfka zakładała jej na grzbiet lekkie siodło, ozdobną uprząż i dość spory bagaż. Ich przewodnik czekał już przy studni. Gwen nie umknęło pełne krytycyzmu spojrzenie jakim omiótł jej strój. Usmiechnęła się tylko i pozdrowiła grzecznie tropiciela.
-Gotowaś pani wyruszyć ?- zapytał.- Oczywiście- elfka przytaknęła, myśląc, że chyba jeszcze nigdy dotąd nie cieszyła się wyruszając w drogę.- Prowadź, proszę.
 
__________________
Jest śmierć i podatki, ale podatki są gorsze, bo śmierć przynajmniej nie trafia się człowiekowi co roku.

Ostatnio edytowane przez Linderel : 29-12-2007 o 22:14.
Linderel jest offline  
Stary 30-12-2007, 15:57   #527
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Mgliste Wieże, wiele lat temu

Ostatnie piętro Wieży Sokoła, siedziby rodu Eileann, miał ściany wymalowane w artystyczne przedstawienia konstelacji gwiezdnych. Dzięki zaklęciom wplecionym wieki temu obrazy owe zmieniały się wraz z nocnym niebem. Przez kolorowe szybki do pokoju wpadało światło dnia...Cała komnata pełna była ksiąg i map. Laboratorium czarodziejki rodu, Vannielle, znajdowało się na samy dołu o podstaw wieży. W tej chwili, w komnacie znajdowały się dwie elfki. Dojrzała i nastolatka.
Nastoletnia Gwaen znudzonym wzrokiem wpatrywała się litery traktatu o rodzaj zaklęć związanych z transportem Alvigiariusa Mądrego...I zawiłościach zaklęć związanych z transportem na odległości większe niż dzień jazdy konno.
- Gwaenhvyfar dziecko.- rzekła matka przyglądając się swej córce.- Skup się na tekście. Dobra czarodziejka nie powinna się skoncentrować na tym co robi. Koncentracja to..?
-..podstawa poprawnie rzuconego zaklęcia.- dokończyła córka zgodnie z oczekiwaniem matki.
Vannielle przeglądała księgi, od czasu do czas bystrym okiem spoglądając na uczącą się córkę...Kompletne beztalencie w sprawach magii wtajemniczeń. Zbyt rozbrykaną by dorównać młodszej siostrze Vanielle, a co dopiero jej samej. Matka Gwaen obawiała się, że magiczne dziedzictwo rodu Eileann przepadnie.
Nagle drzwi do komnaty otworzył się i stanął w nich vahirski majordomus Wieży Sokoła.O ciemnej skórze i jasnych włosach, efekt mezaliansu w rodzie Aerlen. zawsze nienagannie ubrany, zawsze cichy i dyskretny Aelar.
- O co chodzi Aelarze, mówiłam żeby mi nie przeszkadzać, gdy edukuję moją córkę.- westchnęła głośno Vannielle.
- Wybacz pani, ale poselstwo ze Stormsword przybyło, rada już się zbiera.- rzekł w odpowiedzi Aerlen.
Stormsword...Miecz Burzy. Była to nazwa największej warowni na Pirackich Wyspach. Znajdowała się też tam też najważniejsza na powierzchni, świątynia Lewiatana. Miasto było więc nieoficjalną stolicą Wysp Pirackich...I ponoć nastraszliwszym miejscem pełnym żądzy,morderstw i zła, w całej okolicy. Krążyły wśród ludu Mglistych Wież legendy u plugastwie i mrocznym występku jakie się tam zaległo.
- Czy mój mąż już wie?- spytała.
- Posłałem sokoła z wiadomością do niego.- rzekł Aelar.
Vanielle zdjęła z drewnianego kołka wrośniętego w ścianę płaszcz wyszywany w gwiazdy, symbol starszyzny magów i rzekła.- Chodź Gwaenhvyfar, czas żebyś poznała jakie obowiązki spadną na ciebie, gdy nauczysz się tego co ja umiem.

Sala w Wieży Gwiazd i Słońca, wyłożona była mozaiką przedstawiającego Elfenesa, Pierwszego z Elfów, Wielkiego Ojca( i właściciela ponad tuzina innych tytułów) zabijającego za pomocą łuku prastarego boga, którego imienia elfy juz nie pamiętały. A zwały Ciemiężycielem...Na około jej były loże w których siedziały stare bądź/i zasłużone elfy. Także ojciec i matka Gwaen. Sama Gwaen stała za fotelem matki. Znała już kilka takich posiedzeń...Były długie nudne i dotyczyły wszystkich spraw, o których nastolatka nie lubi myśleć...To jest ekonomia, polityka i handel, a także sprawy zawarcia małżeństw, wśród zasłużonych rodów.
Ale to spotkanie było inne. Na środku mozaiki stały cztery zakapturzone postacie. Ich płaszcze były jednolicie ciemnofioletowe. Był to ponoć ulubiony kolor Lewiatana, zwanego także Morską Furią. Byli to słynni posłowie ze Stormsword...Nie wyglądali jednak specjalnie groźnie czy złowieszczo...Na pewno, nie na bezlitosne bestie w ludzkich skórach. Jak ich zwano w wielu opowieściach które Gwaen słyszała od braci.
Rozmowy dotyczące jakiegoś tam sojuszu, jakiś traktatów szybko zaczęły nużyć Gwaen...Nawet to że rozmowy przekształciły się w krzyki i pyskówkę pomiędzy starożytnymi rodami a poselstwem. Nagle jeden zsunął kaptur z głowy ujawniając jasne oblicze okolone ciemnymi włosami i z bliznami przecinającymi prawa stronę twarzy.
-Gawin Szramotwarzy.- te słowa rozeszły się w tłumie elfów. Tak, to był słynny Gawin, najpotężniejszy korsarz wysp Pirackich. Kapitan "Czarciego Elfa"... niegdyś elfickiego okrętu o nazwie "Dumny Elf", którego zdobył podczas najsłynniejszego ataku na stocznie należące do Mglistych Wież. Rada Starszych oferowała nagrodę za jego głowę.

- Posłuchajcie mnie, zadufane w sobie elfie rody. Przyjdzie czas, gdy pożałujecie tej decyzji.- ryknął wściekłym głosem.- Mieliście szansę na pokój...i w swym zadufaniu odrzuciliście ją. Drugiej szansy nie będzie.
Wśród siedzących na lożach elfów rozległy się krzyki. Gdyby nie to, że pomniejszy mythal otaczający Wieżę Słońca i Gwiazd blokował wszelkie czary, mogło by dojść do magicznej batalii. Ydramion piastujący wtedy funkcję najstarszego wstał i rzekł.- Ciesz się, że prawo gościnności i immunitet posła chroni cię przed karą z naszych rąk Gawinie Szramotwarzy. Inaczej wtedy byśmy cię potraktowali. Masz czas do końca dnia opuszczenie Mglistych Wież i trzy dni na powrót na swój statek. Wiedz, że każdy akt piractwa na ziemiach i wodach należących do nas i pod naszą opieką będzie surowo ukarany.- stary już elf zakończył słowa tradycyjną formułką.- Najstarszy rzekł. Posłuchanie skończone.

Wioska Enyalie ,czasy obecne,wieczór

-Gotowaś pani wyruszyć ?- zapytał przewodnik.
- Oczywiście- elfka przytaknęła, myśląc, że chyba jeszcze nigdy dotąd nie cieszyła się wyruszając w drogę.- Prowadź, proszę.
W odpowiedzi on przytaknął jedynie. Wykonał lekki ruch dłonią pokazujący by ruszyła za nim , po czym cicho niczym cień Ruszył przodem...Oboje zagłębili się w las, który z każdym metrem się zmieniał. Stare drzewa i krzewy obumierały, a na ich miejsce wchodziła inna roślinność, dzika i bardziej egzotyczna...Pnącza grube jak ramię ludzkie. kwiaty krwistoczerwone i o zapachu również przypominającym krew. Trawa o ostrych jak brzytwa krawędziach.
Przewodnik jej dał znać by się zatrzymała. Przypominał nieco Aelara. Również, cichy, niezauważalny, ale niezwykle kompetentny w tym co robił. Zapewne to cecha profesji. Aelar też był tropicielem, uczonym tej sztuki przez pospolite elfy.
Przesunął dłonią po świerzym tropie...
- Darkthingi, sporo...Kierują się na południowy zachód. I jeszcze jeden... przywódca, demon sporej wielkości.- rzekł bardziej do siebie niż do Gwaen.- Pójdziemy w drugim kierunku.
Powoli przemierzali nienaturalnie cichą puszczą idąc po śladach demona, w drugą stronę...Nagle, drogę obojga przeciął inny osobnik. Okuty w czarną zbroję, uzbrojony w halabardę z elf, dosiadający wierchowego jaszczura z Tagosai osłoniętego stalowymi ladrami.

Leśny Strażnik z Tagosai...Wyjątkowy widok w tych stronach. Elfy z Tagosai, praktycznie nie opuszczały rodzinnych ziem, znajdujących się bardziej na północny-zachód od Hyalieonu i słynęły z wyjątkowej niechęci do gości. Każdego kto wszedł na ich ziemie, zabijały po kilku dniach tortur, a odciętą głowę wieszali na granicznych drzewach, jako ostrzeżenie.
Leśny Strażnik zaszarżował na oboje elfów. Szykując się do strzału pospolity elf rzekł do Gwaen.- Uciekaj pani, ja go zatrzymam.
Gwaen spojrzała na dinozaura i jeźdźca zespolonych we wspólnej szarży. Jaszczur z Tagosai był może wolniejszy do konia. Ale znacznie bardziej zwrotniejszy , co w tutejszych lasach dawało mu przewagę.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 22-06-2008 o 14:31.
abishai jest offline  
Stary 02-01-2008, 16:52   #528
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
- Odważny żeś. Mało kto w dzisiejszych czasach nie lęka się dzikiej magii. A wiedz, że szanuje to, gdyż sam należę do tych, którzy mimo tego kataklizmu wywołanego przez czarodziejów nie lękają się własnej magii. Chociaż moją magią błogosławi mnie mój pan. - O tym, że Mi Raaz nie boi się czarów przypominała nieustannie fosforyzująca zbroja. Ammana mogło zaciekawić, czy oprócz świecenia ten pancerz nabył inne właściwości, Rasgan do tego mógł przypomnieć sobie komiczne niemal różowe motylki towarzyszące poznaniu mrocznego kapłana.

Gdy młodzieniec przekazał swój oręż kapłanowi ten zaczął szeptać pod nosem cicho modlitwę. niedoszły druid przysunął się bliżej, żeby słyszeć dokładnie.
- ... by mógł siać zagładę tym istotom które powróciły z twej domeny i wbrew Twojej woli nie poddały się bolesnej śmierci. - Po tych słowach Mi Raaz zastukał kosturem trzy razy o przyprószoną śniegiem drogę. Odczekał na efekt i oddał broń w ręce młodzieńca.

- Skoro już weszliśmy do środka, to nie ma co się zastanawiać. - Mi Raaz po tych słowach minął w drzwiach podnoszącego się Yokurę - Osłaniajcie mnie proszę, muszę pozostać skupiony prosząc o łaskę.
Po tym jak już znaleźli się między przeciwnikami kapłan w skupieniu powiedział:
- O ty, który zasiadasz na tronie krwi i ostrzy, ześlij nam łaskę abyśmy mogli przynieść naszym wrogom bolesną śmierć, a tobie chwałę.

~~Skoro już tak przysłużyłeś mi się panie, to teraz jeszcze ta ostatnia przysługa ku twej chwale. Mi Raaz był wiele lat przygotowany do przemów. Potrafił w niesamowity sposób modulować swój głos. Wziął głęboki oddech i donośnie wypowiedział słowa:
- W imieniu Pana Bólu, Bolesnej Śmierci, Tego, Który Pierwszy Zadał Ból, Zasiadającego na tronie Ostrzy i Krwi, nakazuje wam!! Ukorzcie się przede mną, sługą Bolesnej Śmierci! W dłoniach kapłana widać było uniesiony w górę sztylet, który na swej rękojeści miał wygrawerowany święty symbol Ashura. Serce przebite sztyletem.
 
Mi Raaz jest offline  
Stary 02-01-2008, 17:35   #529
 
Achmed's Avatar
 
Reputacja: 1 Achmed nie jest za bardzo znanyAchmed nie jest za bardzo znanyAchmed nie jest za bardzo znanyAchmed nie jest za bardzo znanyAchmed nie jest za bardzo znanyAchmed nie jest za bardzo znanyAchmed nie jest za bardzo znany
- Nie ma nietoperzy które latałyby w dzień, a żyły po tej stronie Gór Środka Świata.- rzekła szeptem Shiatsi do Urienny...Akramed to usłyszał, gdyż stał blisko paladyni. Do jego uszu dotarła także odpowiedź Urienny.- Wiem o tym Shiatsi.

Czarodziej podbiegł do leżącego na ziemi zwierzęcia, niestety, Vilgitz przeciął nietoperza na pół i Akramed nie mógł mu już pomóc. Dokładnie przyglądną się stworzeniu. Słowa towarzyszek i gwałtowna reakcja Mac'Baetha sprawiły, że bardzo zainteresował się nietoperzem.
- Pięknie cięcie Vilgitz, nie każdy zdołałby pokonać takiego przeciwnika.- W głosie czarodzieja wyraźnie słychać było ironię.- Nie sądziłem Mac'Baethcie, że uczucie niechęci jest w stanie popchnąć cię do morderstwa, ale nie kłóćmy się o martwego nietoperza, mu to już nie pomoże, a nam może zaszkodzić.

Akramed wziął martwe zwierze do rąk i podszedł do Shiatsi:
- Czy była byś tak dobra i pomogła mi? Wykop proszę mały dołek w ziemi.
Nie czekając na odpowiedź ukląkł przed diabelstwem i wyszeptał:
- Mogłabyś mi powiedzieć coś więcej o tym nietoperzu?
Po zakopaniu zwierzęcia, Akramed wstał otrzepał ręce z ziemi i przemówił do wszystkich:
- Plan działania przedyskutujemy, gdy będziemy mieli więcej informacji na temat sił jakimi dysponuje zły duch. Obecność wierzchowego jaszczura z Togasai rozwiążemy, gdy uporamy się z obecnym zadaniem. Nie stójmy tak, im dłużej tracimy czas, tym silniejszy staje się nasz wróg.
 
Achmed jest offline  
Stary 04-01-2008, 19:05   #530
 
Linderel's Avatar
 
Reputacja: 1 Linderel nie jest za bardzo znanyLinderel nie jest za bardzo znanyLinderel nie jest za bardzo znany
Gwaenhvyfar bez słowa podążyła za tropicielem w leśny gąszcz. Przyglądała mu się uważnie, kiedy prowadził ją przez nieznaną jej puszczę. Przypominał jej pewną postać, którą pamiętała z dzieciństwa...Aelar? Cichy jak duch... Prawa ręka jej matki, zawsze usłużny, dyskretny, kompetentny... Nie był dla niej ciekawym obiektem ani do konwersacji, ani do obserwacji, ani do zabawy... Spłatała mu kilka razy parę sympatycznych psikusów, ale porzuciła go na rzecz innych domowników, kiedy ujrzała, że jedyną jego reakcją na zaczepki był stoicki spokój. Elfka westchnęła zrezygnowana, porzucając pomysł rozpoczęcia rozmowy. Nawet podążająca za nią Alephreil nie ozwała się ni parsknięciem w ciągu całego marszu. Roślinność wokół nich zmieniała się z każdym bezszelestnym krokiem jaki stawiali wgłąb puszczy. Gwaenhvyfar czuła się nieswojo, zupełnie jakby powykręcane drzewa i grube pnącza patrzyły na nią łakomym wzrokiem. Odpędziła od siebie te pozbawione sensu myśli. Las zawsze był jej przyjacielem w podrózy- lubiła jego spokój, odgłosy w leśnej ciszy, osłonę przed wiatrem jaką dawały jej drzewne gęstwiny. Powietrze w tej dziwnej puszczy było ciepłe i ciężkie od wilgoci, nasycone niepokojącym słodkim zapachem ogromnych czerwonych kwiatów. Gwaen zatrzymała się, i pochyliła nad karminowym kielichem. Już miała zanurzyć twarz wśród płatków i wciągnąć oszałamiającą woń w nozdrza, kiedy spostrzegła że jej towarzysz się zatrzymał. Gestem przywołał ją do siebie i pokazał dostrzeżony trop.
- Darkthingi, sporo...Kierują się na południowy zachód. I jeszcze jeden... przywódca, demon sporej wielkości.- mamrotał pod nosem, nie patrząc nawet na elfkę- Pójdziemy w drugim kierunku.
Elfka skinęła tylko głową. Zaniepokoił ją nieco fakt, że zboczyli z pierwotnie obranego szlaku. Podejrzewała, że będą zmuszeni nadłożyć kawał drogi. Zaufała jednak umiejętnościom łowcy.~On wie, co robi...~pomyślała, gładząc miękkie chrapy klaczy~Ostatecznie lepiej dotrzeć do Arvernien nieco później, ale w jednym kawałku~ Niemal w tej samej chwili na ich drodze stanął elfi rycerz w mrocznej zbroi, osłaniający swój bok tarczą. Za wierzchowca służył mu wielki jaszczur. Elfka oceniła szybko zagrożenie. Nie zauważyła, by elf posiadał inną broń prócz dzierżonej w prawicy długiej halabardy. Broni, która dzięki dalekiemu zasięgowi i ciężarowi była niebezpieczną bronią w ręku szarżującego jeżdżca. ~Ciekawe, czy będzie sie posługiwał równie umiejętnie w zwarciu....~Gwaenhvyfar przemknęło przez myśl ~Gdyby tylko pozbyć się wierzchowca...~ W tym samym momencie rycerz zaszarżował na nich.
-Uciekaj pani, ja go zatrzymam.- rzekł do niej elf, napinając łuk.
Gwen spojrzała na niego z niedowierzaniem.
~Miałabym go zostawić tu samego? Żeby stoczył tak nierówną walkę? Niedoczekanie!!!~oburzyła się w myślach. Nie była weteranem pojedynków, ale nie była też tchórzem. Zignorowała rycerza, celem jej zaklęcia miał stać się jaszczur. Wbiła swój wzrok prosto w wąskie źrenice bestii. Zarówno rycerz, jak towarzyszący elfce łowca usłyszeli krótki, melodyjny zaśpiew, gdy bardka rzucała na wierzchowca zaklęcie Zwierzęcego transu. Zaśpiew był twardy i zdecydowany, a nikt kto go słyszał, nie zwątpił, że jest on rozkazem.
 
__________________
Jest śmierć i podatki, ale podatki są gorsze, bo śmierć przynajmniej nie trafia się człowiekowi co roku.
Linderel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172